Zwrot w stronę życia

Maciej Gajek, dziennikarz religia.tv

|

GN 36/2009

publikacja 07.09.2009 09:53

Aborcja w Holandii jest dostępna jak leczenie zębów. Ale szykują się zmiany. Środowiska pro-life rosną w siłę, a rząd zauważył, że wspieranie aborcji jako najłatwiejszego sposobu na "pozbycie się problemu" żadnego problemu nie rozwiązuje.

Zwrot w stronę życia Pływająca klinika aborcyjna organizacji Kobiety na Falach już nie zabija poczętych dzieci, bo w Holandii zmieniono prawo o aborcji fot. pap/EPA/PAULO CUNHA

Znakiem skutecznej walki z aborcją w Holandii jest ukrócenie działalności tzw. statku aborcyjnego, wykorzystywanego przez proaborcyjną organizację Women on Waves (Kobiety na Falach).

Sposób na aborcję
Środowiska chrześcijańskie, skupione wokół nieoficjalnego ruchu pro-life, przestały chadzać na manifestacje, używać teologicznych argumentów o wartości życia człowieka i wymachiwać cytatami z Biblii. Postawiły na praktyczne podejście i próbę porozumienia na płaszczyźnie bioetyki. Szczególnie wyraźnie widać to w postawie konserwatywnych polityków najmniejszej koalicyjnej partii ChristenUnie (Unia Chrześcijańska), którzy postanowili dogadać się z socjalistami. Choć nadal na sztandarach mają wypisane „aborcja to morderstwo”, politycznym celem nie jest już delegalizacja aborcji czy zaostrzenie ustawy aborcyjnej, ale coś bardziej realnego: zmniejszenie liczby dokonywanych zabiegów. A droga do tego prowadzi także przez zgniłe kompromisy.

Jednym z takich „zgniłych” kompromisów było zawiązanie koalicji rządowej po ostatnich wyborach w 2007 r. Zwyciężyła w nich partia Porozumienia Chrześcijańskich Demokratów CDA. Uzyskała jednak zbyt mało mandatów, by rządzić samodzielnie i musiała szukać koalicjantów. Jednym z nich została konserwatywna Unia Chrześcijańska (CU). Choć wprowadziła do parlamentu jedynie 7 deputowanych, umiejętnie walczy o swoje priorytety. – Zażądaliśmy wpisania do porozumienia koalicyjnego punktu o aborcji. Nie mieli wyjścia, musieli się zgodzić – mówi deputowana CU, Esmé Wiegman. Dzięki temu niedawno weszła w życie niewielka, choć ważna zmiana w prawie.

Dotąd holenderskie ustawodawstwo odróżniało zabieg wczesnoporonny od aborcji. Ten pierwszy mógł zostać wykonany bez ograniczeń do 16. dnia od zapłodnienia. Lekarz przepisywał pigułkę wczesnoporonną, dzięki której przerwanie ciąży następowało bez ingerencji chirurga. – Nikomu nie chciało się sprawdzać, który to dzień ciąży, pigułkę przepisywano na wszelki wypadek, traktując ją jako środek antykoncepcyjny „po fakcie” – opowiada ginekolog, pracujący w klinice aborcyjnej. Z tego zapisu korzystała m.in. organizacja Women on Waves, do której należał słynny statek aborcyjny, na którym na międzynarodowych wodach rozdawano takie pigułki kobietom z państw zakazujących stosowania środków wczesnoporonnych.

Aborcja zakazana? Nie u nas!
Teraz to się zmieniło. Niedawna nowelizacja holenderskiego prawa wyeliminowała z niego pojęcie zabiegu wczesnoporonnego, nazywając go po prostu wczesną aborcją. To uniemożliwiło działalność statku aborcyjnego. Według holenderskiego prawa, aborcję (farmakologiczną lub chirurgiczną) można wykonać jedynie w szpitalu lub w specjalistycznej, certyfikowanej klinice. Zabieg jest możliwy do 24. tygodnia życia dziecka. Od pierwszej wizyty u lekarza do zabiegu musi minąć co najmniej pięć dni, by kobieta miała czas na zmianę decyzji. – W praktyce lekarze nie zawsze przestrzegają tych warunków. Zdarza się, że zabijane są także starsze dzieci – twierdzi ginekolog.

Prawo do aborcji na życzenie jest częścią holenderskiego stylu życia. – W naszym kraju prawo do aborcji uważa się za niezbywalne prawo kobiety do samostanowienia o sobie i jedną z najważniejszych cywilizacyjnych zdobyczy – tłumaczy Koert Van Bekkum, komentator dziennika „Nederlands Dagblad”. I choć gazeta oficjalnie deklaruje sprzeciw wobec aborcji, Van Bekkum nad ideologiczną debatę przedkłada poszukiwanie praktycznych rozwiązań. – Trzeba mówić na przykład o psychicznych skutkach aborcji, zamiast o ochronie życia dziecka, bo te argumenty nie trafiają do społeczeństwa.

Wszystko zaczęło się w latach 70. ubiegłego wieku. Gdy w bloku sowieckim trwał komunizm, przez USA i Europę Zachodnią przetaczała się rewolucja seksualna. Żywe w niektórych środowiskach były idee amerykańskiego badacza seksualności Alfreda Kinseya. Jego badania, choć skompromitowane w oczach naukowców, dostarczały paliwa propagatorom idei seksualnego wyzwolenia. Uległa tej modzie także Holandia, która z purytańskiej krainy stawała się oazą wolności i emancypacji. Prym wiodły aktywistki feministyczne, nazywające siebie Dolle Minas. Ich hasłem przewodnim stało się: „Baas in eigen buik” (szefowe własnego brzucha).

Wśród „cywilizacyjnych zdobyczy” tamtych czasów znalazła się więc aborcja. – To była debata czysto ideologiczna. Aborcja była jednym z argumentów w dyskusji o emancypacji kobiet. Skrajni konserwatyści stali naprzeciw skrajnych liberałów, trudno było mówić o jakimkolwiek porozumieniu – wspomina Van Bekkum. Wygrali liberałowie. Holandia zliberalizowała prawo aborcyjne. Ustawa aborcyjna przeszła wtedy większością zaledwie kilku głosów. Dziś w Holandii rocznie zabija się ok. 30 tys. poczętych dzieci. Większość w specjalistycznych klinikach. Zabieg jest refundowany przez państwo, płacą tylko obcokrajowcy. Dla porównania, we Włoszech rocznie życie traci ok. 150 tys. nienarodzonych.

Rebecca na falach
Holandia nie leżałaby dziś w centrum europejskiej dyskusji o aborcji, gdyby nie jedna kobieta. Rebecca Gomperts 10 lat temu założyła organizację Women on Waves (Kobiety na Falach). Kilka lat później udało jej się stworzyć przenośną klinikę aborcyjną na statku, którym Kobiety na Falach pływały do krajów, w których aborcja jest nielegalna. Scenariusz był jeden: na pokład zabierano kobiety, które chciały poddać się aborcji. Po wypłynięciu na międzynarodowe wody, na statku obowiązywało prawo holenderskie, można więc było podawać kobietom pigułki wczesnoporonne. Po zabiegu statek wracał do portu.

Rebecca Gomperts ma 43 lata i dwójkę dzieci. Przyjmuje mnie w swoim biurze, w uroczej kamienicy w Amsterdamie. Towarzyszy jej asystentka – Polka. Twierdzi, że kobieta, która zdecydowała się na usunięcie ciąży i tak to zrobi. Lepiej więc, by mogła to zrobić bezpiecznie, zamiast ryzykować życie. Urodzenie dziecka i oddanie go do adopcji nie jest dobrym rozwiązaniem, bo może stanowić dla kobiety dyskomfort. Nie chce odpowiedzieć na pytanie o prawo dziecka do życia. Twierdzi, że tę decyzję należy pozostawić kobiecie, bo to jej wyłączne prawo. – Pytanie o prawo nienarodzonych dzieci do życia pozostaje w Holandii bez odpowiedzi. Bo zwolennicy aborcji tak naprawdę nie wiedzą, co odpowiedzieć – uważa Koert Van Bekkum z „Nederlands Dagblad”.

Rebecca Gomperts nie czuje się przegrana. Niedawno pomogła w uruchomieniu zarejestrowanej w Kanadzie inicjatywy Women on Web, która dostarcza pigułki wczesnoporonne kobietom na całym świecie. Za niewielkie pieniądze (kilkadziesiąt euro) każda kobieta w każdej części świata może otrzymać pigułki pocztą, w zwykłej kopercie. Holenderscy politycy nie wiedzą, jak ukrócić działalność, która jest niezgodna z prawem, ale bardzo trudna do wykrycia. Od osoby pracującej dla rządu dowiedziałem się, że wobec tej formy rozpowszechniania środków medycznych władze czują się bezradne.

Tymczasem Rebecca Gomperts się nie poddaje. Zapowiada walkę o zmianę prawa i przywrócenie zabiegów wczesnoporonnych. – Ta pani ma postawę bliższą feministkom z lat 60., krzyczącym i niepodejmującym żadnej dyskusji. Na szczęście nie jest jedyna, z młodszym pokoleniem proaborcyjnych aktywistów udaje się nawiązać dialog – mówi Esmé Wiegman.

Polityka małych kroków
Holandia odchodzi od skrajnie liberalnego traktowania aborcji. Oprócz zmiany prawa udało się przeznaczyć z budżetu państwa ponad 10 mln euro na wspieranie domów dla młodych matek. Znalazły się też fundusze na badania nad przyczynami aborcji. Ich wyniki będą znane za pięć lat.

Dla polityków Unii Chrześcijańskiej celem jest delegalizacja aborcji, ale nikt nie ma wątpliwości, że będzie to długotrwały proces. – Powiedzieliśmy naszym partnerom koalicyjnym, że postawa „pro choice” oznacza wybór między aborcją a urodzeniem dziecka. W tej chwili aborcja jest łatwiejsza niż donoszenie ciąży i wychowanie dziecka – uważa Esmé Wiegman z CU. Podobnego zdania jest deputowana CDA Janneke Schermers: – Popieram prawo kobiet do aborcji, ale tak samo popieram ich prawo do rodzenia dzieci. Aborcja powodowana kłopotami finansowymi czy mieszkaniowymi nie jest realizacją postawy pro-choice. Dlatego poparliśmy propozycje CU. Chciałem zapytać o zdanie trzeciego członka rządzącej koalicji, lewicową Partię Pracy. Kiedy powiedziałem o katolickim charakterze „Gościa Niedzielnego”, usłyszałem trzask odkładanej słuchawki.

Zastanawia także postawa organizacji kościelnych. Duchowni unikają zajmowania jednoznacznego stanowiska. – Postawienie sprawy na ostrzu noża wyklucza dialog, a organizacjom kościelnym zależy na spokoju – uważa Van Bekkum. Podobnego zdania jest Hanne Wilzing, sekretarz Kościoła luterańskiego w Amsterdamie. – Dziś Kościoły zajmują się głównie pracą z młodzieżą, pomocą charytatywną i utrzymywaniem dobrych kontaktów z parafianami. Przyjmowanie skrajnych postaw jest nam nie na rękę, lepiej rozważać każdy przypadek osobno – mówi. Koert Van Bekkum dodaje: – Posiadanie własnego zdania to dla Holendrów święte prawo, boją się posądzenia o wpływanie na światopogląd innych. Dlatego najbardziej rozpowszechniona jest postawa bierności: „Ja bym tego nie zrobiła swojemu dziecku, ale nie mogę zakazywać tego innym”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.