Wieluń 4.40

Przemysław Kucharczak

|

GN 35/2009

publikacja 27.08.2009 18:00

– Obudził nas huk. Przestraszeni weszliśmy do kuchni, do mamy i taty. I wtedy na nasze podwórko upadła bomba – wspomina Piotr Kierzkowski. Od bombardowania Wielunia zaczęła się II wojna światowa.

Wieluń 4.40 Świadkowie Stanisław Sęczkowski i Jan Kamiński przed zdjęciem ruin swojego miasta w Muzeum Ziemi Wieluńskiej fot. Roman Koszowski

Powszechnie uważa się, że II wojna światowa zaczęła się na Westerplatte. Tymczasem kilka minut wcześniej Niemcy zbombardowali Wieluń, niebronione miasteczko pod Częstochową. Piotrek Kierzkowski miał wtedy 9 lat. W tym wieku dziecko jeszcze cieszy się na pójście do szkoły. Piotr 1 września 1939 r. miał zacząć trzecią klasę i cieszył się bardzo.

Płacz syreny
Noc 1 września zbladła, zaczęło robić się widno. Wieluń spał. Nagle nad miasteczkiem zaczęła przeciągle zawodzić syrena. Wyła z XIV-wiecznej bramy Krakowskiej. Na ludziach w łóżkach nie zrobiło to wrażenia. – To pewnie ten próbny alarm przeciwlotniczy, co go zapowiadali – myśleli. Tymczasem syrena wyła, bo od Opola zbliżała się chmura bombowców. 13-letniego Janka Kamińskiego obudziły dopiero gwizd i huk. – Ale ten gwizd był taki przerażający. Wstałem, a za chwilę przyszedł taki podmuch, że nam się otworzyły drzwi zamknięte na skobel. I szyby z okien wyleciały – wspomina 83-letni Jan Kamiński. Była godzina 4.40 lub 4.43. Pancernik Schleschwig-Holstein oddał pierwszą salwę na Westerplatte dopiero o 4.45. Stanisław Sęczkowski miał wtedy 17 lat. – Świst lecących bomb, a zwłaszcza gwizd pikujących samolotów wręcz przeszywał mózg ludzki. Nawet huk wybuchów nie był tak straszny – uważa. Ten gwizd pochodził z syren, włączających się na niemieckich bombowcach Junkers JU 87, gdy samoloty pikowały przed atakiem. Miało to wywołać panikę.

Urodzeni pod drzewem
Pierwsza bomba II wojny światowej spadła na Szpital Wszystkich Świętych, mimo że na dachu były wymalowane czerwone krzyże. Dyrektor Zygmunt Patryn wyskoczył w bieliźnie na korytarz. Personel zaczął znosić ciężko chorych do piwnic. Ale piwnice też zaczęły się walić, grzebiąc chorych i pracowników. Wielu chorym po zabiegach w ogóle nie dało się pomóc, bo przygniotły ich w łóżkach belki stropowe. Ludzie wybiegali w koszulach nocnych na ulice. Niestety, piloci niemieckich myśliwców nie musieli osłaniać bombowców przed polskimi samolotami, bo miasto nie było bronione. Dysponując wolnym czasem, włączyli się więc w zabijanie cywilów. Nadlatywali lotem koszącym nad ulice Wielunia i siekli ludzi z karabinów maszynowych. Oddział położniczy też został zniszczony. Kobiety pod wpływem stresu rodziły dzieci pod drzewami sąsiadującego ze szpitalem parku miejskiego, w huku i dymie. – Istnieje nawet lista osób urodzonych w Wieluniu 1 września 1939 roku – mówi Barbara Mrugała, kustosz wystawy „Tragedia Wielunia 1 września 1939 r.” w Muzeum Ziemi Wieluńskiej.

W domu Piotrka Kierzkowskiego na obrzeżach Wielunia zginęło za ścianą czworo lokatorów oraz jego babcia, 80-letnia Agnieszka. Jak co dzień przed świtem, poszła modlić się do sieni. – Podmuch urwał mojej babci głowę. Jednak pozostali członkowie rodziny cudem przeżyli. Złamał się nad nami strop, ale belki z jednej strony oparły się o ścianę, tuż nad obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. Przy ścianie zrobił się więc taki tunel. My tym tunelem do okna: nas pięcioro rodzeństwa, mama i tata – wspomina pan Piotr. – W ustach mieliśmy tynk, byliśmy czarni. Wyskoczyliśmy oknem i półnadzy, w koszulach nocnych, uciekliśmy ulicą Krótką w pole. Padliśmy w kartoflisko. Leżałem na wznak, bo nikt mi nie powiedział, jak mam leżeć. Bombowce jeszcze pikowały. Patrzyłem, jak samolot dokładnie nade mną rzuca bomby. Myślałem, że one lecą na mnie! Ale prawa fizyki są takie, że bomby wyrzucane nad moją głową leciały na skos i spadały w miasto – mówi.

Bezkarni zbrodniarze
Po pierwszym nalocie Stanisław Sęczkowski, 17-latek, ruszył na poszukiwania 11-letniego brata Apolinarego. Chłopiec zaginął, bo w nocy wyszedł z ojcem rozwozić chleb po sklepach. Gdy zaczął się nalot, zginął ojcu z oczu. Staszek brnął więc przez ruiny, wypatrując brata. Na rynku spotkał burmistrza, który wołał, żeby nosić ciała ofiar do kościoła farnego. Staszek przyłączył się do noszących. Wtedy jednak nadleciała druga fala samolotów. Była godzina 7. Rozpętało się nowe piekło. – Widziałem kobiety uciekające na bosaka, w koszulach nocnych. Widziałem przerażenie, dosłownie obłęd w ludzkich oczach. Każdy chciał jak najszybciej uciec. Jak oni precyzyjnie bombardowali! Jak na ćwiczeniach, spokojnie, bo nikt im nie przeszkadzał przez ostrzał. Tu nie było wojska – wspomina.

Po pierwszym nalocie o świcie Niemcy dokonali jeszcze trzech: o godzinach 7 i 10 oraz ostatni o 14. Zginęło 1200 ludzi spośród 15 tys. mieszkańców Wielunia. Ci, którzy przeżyli, rzucili się do ucieczki. W mieście zostało tylko 200 osób. Kierzkowscy swoją drugą babcię wieźli na wschód na ręcznym wózku. Dołączył do nich brat ojca z krową na łańcuchu. Uciekinierzy porywali za sobą mieszkańców następnych miejscowości, opowiadając, że Niemcy mordują zwykłych ludzi. Drogi zatłoczyły się od tłumów cywilów, uciekających wraz z dobytkiem.

O wiele trudniej było przecisnąć się po nich oddziałom Wojska Polskiego. Niemcy zasiali więc zamęt na zapleczu polskiego frontu. – Szczególnie podatne na uleganie panice były kobiety. We wsi Męcka Wola pod Sieradzem widziałem, jak niemieckie samoloty atakowały polskie pociągi towarowe – wspomina ucieczkę Stanisław Sęczkowski. – Moja mama i moja siostra zaczęły wtedy biegać dookoła drzewa. Chwyciłem mamę i spokojnym tonem jej powiedziałem: mamo, tu stań, z tej strony drzewa samoloty nic ci nie zrobią. Dopiero wtedy się uspokoiła. Ciekawe było też to, że uciekający dużo się modlili, ale nie widziałem, żeby ktoś złorzeczył i przeklinał pilotów, którzy nam to zrobili – mówi. Brat Staszka, Apolinary, przeżył. Uciekając z tłumem, zaplątał się aż do Warszawy. Wrócił do domu przeszło miesiąc później. Niemcy zabili jednak 8 proc. mieszkańców Wielunia. Zginął 7-letni Jurek Szmigiel, 14-letnia Zosia Szymanowska, dwuletni Wojtek Mróz, roczna Marianka Wojtczak. W gruzach legło 75 proc. miasta, w tym skrzydło zamku. Bomby uszkodziły też trzy zabytkowe kościoły. Kościół farny z XIII wieku, w którym byli pochowani rodzice Jana Długosza, miał tylko zniszczoną nawę, ale Niemcy wkrótce wysadzili go całkowicie. Postawili na jego miejscu baraki.

Propaganda niemiecka kłamała, że Wieluń był miastem warownym, gdzie stacjonował polski sztab i cała brygada kawalerii. W rzeczywistości Niemcy dobrze wiedzieli, że Wieluń nie jest broniony, bo nad granicą dobrze działał ich wywiad. Także kapitan Walter Siegel, dowódca I Dywizjonu 76. pułku bombowców nurkowych, zaraz po akcji meldował, że „nie zaobserwowano żadnego wroga”. W świetle Statutu Trybunału Norymberskiego i polskiego prawa, za tę zbrodnię powinni być karani nie tylko wydający rozkazy, ale też bezpośredni wykonawcy mordu. W Polsce nawet dziś trwa proces naszych żołnierzy, podejrzanych o ostrzelanie małej afgańskiej wioski, być może omyłkowe. Sądzeni są też zwykli żołnierze, którzy tylko podawali granaty albo naciskali spust. Niestety, niemiecka prokuratura odmówiła ścigania nawet oficerów, którzy zniszczyli Wieluń. W 1978 r. umorzyła sprawę, powołując się na przedawnienie. Prof. Witold Kulesza komentował później, że to wykręt, bo nawet w niemieckim prawie nie przedawnia się zabójstwo dokonane podstępnie. „Trudno zaś wyobrazić sobie bardziej podstępny sposób zabijania mieszkańców Wielunia, aniżeli przez bombardowanie miasta o świcie, bez wypowiedzenia wojny” – pisał. Strona polska wystawiła więc w 1984 r. niemieckiej prokuraturze zbrodniarzy na tacy. Podała nazwiska dowódców: kpt Siegel, jego szef płk Baier i inni. Niemiecka prokuratura nawet nie przetłumaczyła przesłanych przez Polskę dokumentów. Haniebne zachowanie niemieckiego wymiaru sprawiedliwości częściowo odkupili niemieccy dziennikarze, którzy są naprawdę przejęci tragedią miasta. W Niemczech ukazywały się artykuły, emitowano film o zagładzie miasteczka. Kolejny film o Wieluniu jedna z niemieckich telewizji przygotowuje na 70. rocznicę wybuchu II wojny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.