Przymus na zdrowie

Paweł Toboła-Pertkiewicz, dziennikarz gospodarczy

|

GN 35/2009

publikacja 27.08.2009 14:18

Prezydent Obama chce wprowadzić przymusowe ubezpieczenie zdrowotne dla wszystkich obywateli USA. Większość Amerykanów sprzeciwia się tym planom. Dlaczego?

Przymus na zdrowie Plany reformy służby zdrowia zmobilizowały opozycję do protestów. Na pierwszym planie: Mary Tulko podczas wiecu w Delray Beach na Florydzie fot. Agencja Gazeta/AP Photo/Lynne Sladky

W czasie zeszłorocznej kampanii wyborczej jednym ze sztandarowych haseł Baracka Obamy była reforma amerykańskiej służby zdrowia. Nie padły jednak konkretne propozycje. Dziś już mniej więcej wiadomo, jaki plan szykuje administracja. Głosowanie nad projektem ustawy odbędzie się jesienią.

Tu rządzą inne prawa
W USA nie ma państwowej służby zdrowia, ale mimo to prawie 14 proc. budżetu federalnego przeznaczane jest na programy zdrowotne. Nie ma przymusowych ubezpieczeń zdrowotnych, jednak nieprawdziwa jest obiegowa opinia, że w Ameryce biedni umierają przed wejściami do szpitali. Również podawana często liczba 50 mln ludzi, którzy żyją bez żadnego ubezpieczenia, jest zafałszowana. – Być nieubezpieczonym nie oznacza pozostawać bez opieki medycznej. Prawo nie pozwala lekarzom i szpitalom na odmowę pomocy pacjentowi nawet w przypadku, jeśli nie stać go na opłacenie leczenia – mówi Sheldon Richman, redaktor naczelny magazynu „The Freeman”, pisma sprzeciwiającego się propozycjom Obamy. – Również problem osób bez ubezpieczenia jest sztucznie nadmuchany. Do grona tych ludzi są na przykład zaliczane osoby, które przynajmniej raz w ciągu roku zmieniły pracę i pozostawały bez ubezpieczenia przez tydzień. W rzeczywistości bez ubezpieczenia pozostaje ok. 15 mln ludzi. Część z nich to młodzi, którym się wydaje, że żadne choroby im nie grożą. Czynią to z własnego wyboru i na swoją odpowiedzialność – dodaje.

Ekonomista Keith Hennessey ocenia, że z mitycznych 50 mln ludzi bez ubezpieczenia prawie 30 mln kwalifikuje się do Medicaid (stanowe programy medyczne dla ubogich) lub SCHIP (rządowy program opieki zdrowotnej dla biednych rodzin z dziećmi). Kilka milionów w tej grupie stanowią też nielegalni imigranci, którzy obawiają się, że wykupując ubezpieczenie, mogliby zostać łatwiej namierzeni przez służby imigracyjne Stanów Zjednoczonych. Do tego grona zaliczane są również tzw. osoby ubezpieczone niewystarczajco (underinsured). Ci ludzie mają wykupione ubezpieczenie na określone usługi, ale, według rządu, w pełni ubezpieczeni są tylko ci, którzy nawet najdrobniejszy lek muszą kupować w ramach ubezpieczenia. Michael Tanner, ekspert w dziedzinie amerykańskiego systemu zdrowia, przekonuje, że mimo wielu wad amerykański system medyczny pozostaje najlepszy na świecie. – Mamy najwyższy poziom usług medycznych na świecie, więc jest zrozumiałe, że nie może on być najtańszy. Ale wbrew temu, co się opowiada, nasz system wcale nie jest najdroższy, mimo że Amerykanie przeznaczają rzeczywiście na ochronę zdrowia najwięcej pieniędzy spośród wszystkich rozwiniętych państw świata. Ale to dowód, że niepotrzebne nam są przymusowe ubezpieczenia, abyśmy dbali o własne zdrowie – przekonuje.

O co chodzi w reformie?
Najważniejszym punktem w reformie jest właśnie wprowadzenie przymusu ubezpieczeń, ponadto trwa ostry spór o tzw. public option, czyli propozycję utworzenia państwowego funduszu ubezpieczeń lekarskich, na wzór istniejącego już Medicare (ubezpieczenia dla emerytów), który konkurowałby na rynku z prywatnymi towarzystwami ubezpieczeniowymi. Zdaniem Białego Domu, wprowadzenie na rynek państwowej konkurencji wobec prywatnych firm ubezpieczeniowych spowodowałoby obniżenie kosztów usług medycznych. Przeciwnicy reformy przekonują, że wcale nie chodzi o zwiększenie konkurencji, tylko o doprowadzenie do przymusowego monopolu państwowego, bo ustawa jest tak skonstruowana, że żaden prywatny ubezpieczyciel nie spełniałby nowych norm, aby móc konkurować na rynku. Eksperci z Heritage Foundation z Waszyngtonu podają 10 powodów, dla których plan Obamy jest zły dla Ameryki. Ich zdaniem, po wprowadzeniu reformy niemal 80 mln Amerykanów straci swoje dotychczasowe ubezpieczenia i będzie wbrew własnej woli zaciągniętych do państwowej służby zdrowia. Ponadto, na skutek nacisków ze strony niektórych demokratycznych kongresmenów, w ustawie pojawił się zapis o subsydiowaniu z systemu takich „zabiegów” jak aborcja. 19 kongresmenów zapowiedziało wręcz, że jeśli taki zapis zostanie z ustawy usunięty, to oni będą głosować przeciw całej reformie…

Większość przeciw
Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy zwierają szyki. O ile w Kongresie demokraci mają bezpieczną większość do przegłosowania ustawy, to jednak chcą, aby zagłosowali za nią również umiarkowani republikanie, gdyż w razie niepowodzenia reformy nie ponosiliby jako jedyni politycznej ceny za jej fiasko. Republikanie twardo sprzeciwiają się jednak jakimkolwiek próbom upaństwowienia służby zdrowia. Doradcy prezydenta rozpoczęli ogromną kampanię na rzecz „wytłumaczenia” Amerykanom korzyści z reformy. Przynosi ona jednak skutki odwrotne od zamierzonych, gdyż rzesza przeciwników reformy wciąż rośnie. Opinia publiczna jest zdecydowanie przeciwna reformie w jej obecnym kształcie. Z sondaży przeprowadzonych na początku sierpnia wynika, że 69 proc. ankietowanych obawia się obniżenia poziomu świadczeń medycznych po przejęciu przez rząd pieczy nad służbą zdrowia. Z kolei 70 proc. badanych opowiedziało się przeciwko dofinansowywaniu aborcji z budżetu państwa. – Ameryka jest oparta od początku swego istnienia na pewnych zasadach zawartych już w Deklaracji Niepodległości. Jeśli zatem Amerykanie dziś słyszą, że opieka medyczna ma być finansowana przez państwo i prowadzona przez państwo, to zgodnie z duchem naszego narodu automatycznie przeciw temu protestują. Amerykanie są uczuleni na rozrost władzy państwa i biurokratów niezależnie od sympatii partyjnych. Stąd wynika ich zdecydowanie większy opór niż się tego spodziewała ekipa prezydenta – mówi Richman.

Dla Obamy wstrzymanie bądź okrojenie reformy będzie oznaczać ogromną porażkę polityczną. Już dziś wiadomo, że jego sztandarowe hasła z kampanii wyborczej o wyjściu z Iraku i Afganistanu spełzły na niczym. Jego polityka gospodarcza nie wyciągnęła kraju z recesji, lecz kolejne decyzje jedynie pogłębiają stagnację. Jeśli dodatkowo polegnie na reformie służby zdrowia, to za 3 lata w kampanii wyborczej nie będzie mógł się w zasadzie pochwalić żadnym osiągnięciem. Obama spieszy się z uchwaleniem reformy. Eksperci z konserwatywnej Heritage Foundation przypominają jednak, że prezydent podobnie spieszył się z przyjęciem drugiego planu ratunkowego dla banków. Wówczas prezydent przekonywał, że jak Kongres nie uchwali ustawy o pomocy liczącej ponad 1000 stron w ciągu kilku godzin, wówczas za kilka dni bezrobocie wzrośnie do 8 proc. Plan wszedł w życie, a bezrobocie wynosi dziś niemal 9 proc. Z całą pewnością ten temat będzie jeszcze wiele razy powracać, bo wciąż niczym gorączka rozpala głowy milionów Amerykanów. Czy reforma według projektu Obamy będzie skutecznym lekiem na co prawda niedoskonałą, ale wciąż najnowocześniejszą na świecie służbę zdrowia, czy też okaże się lekarstwem zdecydowanie gorszym od choroby, pokaże najbliższa przyszłość. Pod warunkiem, że w ogóle wejdzie w życie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.