Pani Jadwiga z telefonem

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 33/2009

publikacja 17.08.2009 16:46

86-letnia Jadwiga Sobol od 12 lat pomaga innym. – Wcześniej byłam młodsza i pełna energii, teraz sił ubywa – mówi. – To tak jakby Pan Bóg chciał zaznaczyć, że nie na ludzkich siłach opiera swoją moc.

Pani Jadwiga z telefonem Pani Jadwiga pisze listy do swoich podopiecznych na tradycyjnej maszynie do pisania fot. Jakub Szymczuk

W 1997 – roku wielkiej powodzi – założyła Akcję Bezpośredniej Pomocy Głodującym. Dla chętnych z całego kraju. Nie ma biura, fundacji, konta bankowego. Pośredniczy w kontaktach między ludźmi znajdującymi się w trudnej sytuacji materialnej i życiowej a tymi, którzy chcą pomagać. Dzięki niej wsparcie uzyskało 5 tys. potrzebujących. Większości z nich nie widziała, bo najczęściej odbiera telefony i listy. W skromnym mieszkaniu na obrzeżach Warszawy mieszka z córką Teresą i trojgiem wnucząt: 26-letnim Grzesiem, 22-letnią Agnieszką i 21-letnim Piotrem. Obaj chłopcy cierpią na autyzm. Grześ z bardzo dobrym wynikiem skończył szkołę specjalną. Żeby podtrzymać jego aktywność, nieraz zamienia się w nauczycielkę i prowadzi z nim domowe lekcje matematyki. Stara się wszystkie sprawy akcji załatwić do 15.00, kiedy wracają dzieci.

Jej „sztab dowodzenia” to mały pokój, w którym śpi. Rozmawiamy w gościnnym, bo tu, jak mówi – więcej powietrza. Na zarzuconym korespondencją stole stara maszyna do pisania. – Babcia nie chce się szkolić i pisze tradycyjnie – usprawiedliwia się. Do pracy niezbędny jest jej jeszcze telefon i kserokopiarka. Ta „pomoc głodującym”, wspomniana w nazwie akcji, ma znaczenie metaforyczne. – Głód to nie tylko brak pokarmu, wielu cierpi głód duchowy – wyjaśnia. – Potrzebują okazania serca. Inwalida czeka, żeby zrobić mu zakupy, pomóc się umyć, czy zawieźć do lekarza. Starsza osoba po prostu chce z kimś porozmawiać. Z półki i papierowej tablicy patrzą na panią Jadwigę święci – patroni ubogich: św. Teresa od Dzieciątka Jezus, św. Brat Albert, bł. Matka Teresa z Kalkuty i najważniejsza – Matka Boska Fatimska. – Codziennie proszę „Matko, prowadź” – zwierza się pani Jadwiga. – I Ona prowadzi.

Rozmowa z Matką Bożą
Kiedy w 1996 r. po kraju pielgrzymowała figura Matki Bożej Fatimskiej, pani Jadwiga wyszła z wnukami na Jej powitanie w parafii. I wtedy pomyślała, że wszyscy zanoszą prośby do Maryi, a mało kto zastanawia się, co sam mógłby dla Niej zrobić. – Po powrocie do domu przyszła mi myśl o założeniu Akcji – wspomina. Poszła z tym pomysłem do ks. Krzysztofa Uklei – szefa Caritas diecezji praskiej, która została patronem przedsięwzięcia. – Jeśli to sprawa Boża, to przetrwa, jeśli ludzka – zginie – powiedział. W następnym roku przyszła klęska powodzi. W mediach podała swój numer telefonu z apelem o pomoc powodzianom i jak łącznik pośredniczyła między ofiarami kataklizmu a chcącymi ich wesprzeć. Także po tegorocznych powodziach w szarej teczce wiązanej na tasiemki zebrała 30 danych chętnych do pomocy. Na papierze w kratkę można odczytać wypisane kaligraficznym pismem nazwiska, telefony zgłaszających się. Jedni chcą służyć samochodem, podarować meble czy materace. Właściciel sklepu szykującego się do likwidacji chce oddać cały asortyment ubrań. Niestety, lista powodzian nadal jest pusta, a niewykorzystana pomoc czeka.

Żywność, mieszkania
Wolontariuszy chętnych do pomocy znalazła przez ogłoszenia w mediach. Teraz ma sporą grupę na swoim osiedlu. Kiedy trzeba zorganizować większą akcję wysyłkową, dzwoni i wspólnie naklejają znaczki na koperty. Ma swoje metody pracy. Wszyscy potrzebujący muszą zgromadzić odpowiednią dokumentację, zaświadczającą o sytuacji materialnej czy braku pracy potwierdzone przez lokalne władze albo opiekę środowiskową. Muszą też zgodzić się na podanie adresu wolontariuszom. Potrzebującym żywności czy opału darczyńcy przekazują je z pominięciem rodziny, jeśli wiedzą, że żyje w niej alkoholik.

Wpłacają pewne kwoty bezpośrednio na konto bankowe miejscowego sklepu spożywczego czy przedsiębiorstwa sprzedającego węgiel. Uratowali też kilkanaście osób od eksmisji. – Spłaciliśmy długi kilku wdów, które w niezawiniony sposób nie mogły regulować czynszu za mieszkanie – opowiada. Pokazuje korespondencję ze spółdzielnią mieszkaniową w Bydgoszczy, gdzie uregulowali 4390 zł za mieszkanie wdowy z dziećmi. – 40 wolontariuszy złożyło się po 110 zł i kobieta została w swoim mieszkaniu – cieszy się pani Jadwiga. Przedtem „wybawili” od utraty mieszkania babcię mieszkającą z córką i niepełnosprawnymi wnukami.

Otwieranie oczu
Inny sposób na niesienie pomocy to wspieranie bezrobotnych. – Nie zapewniamy im utrzymania, ale wspieramy dodatkowo w trudnych chwilach – opowiada pani Jadwiga. – Nie można spychać wszystkiego na ludzi dobrej woli, podopieczni sami muszą być aktywni. Zaprasza ich do Warszawy, bo tu na początku tygodnia w gazetach można znaleźć tysiące ofert. Przyjeżdżającym zapewnia bezpłatny nocleg w budynkach Monaru albo Domu Samotnej Matki i wyżywienie.

Zwykle jako siedzibę Akcji podaje adres zaprzyjaźnionego przedszkola. Kiedy przyjeżdżają bezrobotni, przyjmuje ich we własnym domu, nie bojąc się, że mogą nadużyć jej zaufania. Choć córka czasem się denerwuje. Dwa razy do roku przed świętami do zaprzyjaźnionych warszawskich szkół z wolontariuszami przekazuje listę potrzebujących. Znajdują się na nich informacje o rodzinach, wzroście i wieku dzieci itp. Młodzież przygotowuje paczki, które wręcza im na święta. – To działanie ma też aspekt wychowawczy – podkreśla pani Jadwiga. – Młodym otwierają się oczy na potrzeby innych. To nie to samo co anonimowe wrzucenie ofiary do puszki. Często zawiązują się między nimi więzy przyjaźni.

Spełnione marzenia
– Najważniejsze jest poczucie spełnienia życiowego powołania – mówi. – Musimy umieć odczytać zadania, jakie postawił nam Bóg. Teraz czuje, że wróciła do swoich marzeń sprzed lat. Podczas okupacji należała do „Ósemki” prowadzonej przez ks. Stefana Wyszyńskiego. – Mieliśmy za zadanie nieść ducha religijnego w życie rodzin – opowiada. – Ale kiedy przyszło do ślubowania czystości i ubóstwa, musiałam odmówić – dodaje. Zawsze chciała mieć 13 dzieci, więcej niż jej babcie, które urodziły ich 12. Ostatecznie ma trójkę żyjących. Dwoje zmarło przed urodzeniem, a Elżbietka żyła tylko trzy dni. – Mam się za kogo modlić – uśmiecha się. – Tyle ludzi i tyle problemów.

Ona sama w czasie okupacji cudownie uniknęła śmierci. Do powstania poszła jako 21-latka i na Pradze jako sanitariuszka walczyła do końca. – W tym piekle nie dosięgła mnie kula – zwierza się. Po upadku powstania razem z zastępem sanitarnym została skazana na rozstrzelanie w więzieniu w dawnych koszarach WP przy ul. 11 Listopada. Kiedy stała pod murem, wpadł gestapowiec, krzycząc „halt”. Właśnie tego dnia władze niemieckie wydały zakaz rozstrzeliwania obrońców Warszawy. Dlatego nie marnuje darowanego życia. – Czas mojego życia się kurczy, coraz częściej wzdycham, żeby ktoś przejął kierownictwo Akcją – mówi.

Kontakt
Akcja Bezpośredniej Pomocy Głodującym pod patronatem Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej,

ul. F. Pancera 3,
03-187 Warszawa,
tel. 022 6703571.
Czeka pomoc dla powodzian.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.