Lody z metryką

Jan Gąbiński, korespondent "Gościa" z Podhala

|

GN 33/2009

publikacja 17.08.2009 13:41

U Karoliny Żarneckiej do teraz zachowały się w piwnicy metalowe sztangi do skuwania lodu na rzece. Dziś do przechowywania lodów służą chłodziarki, a górale swój mrożony specjał przewożą rodzinie w USA samolotem w termosach.

Lody z metryką fot. Jan Gąbiński

Od pół roku lodziarnie w Nowym Targu serwują swoje słynne na cały kraj lody z... atestem. Nowotarskie delicje trafiły na listę produktów tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Już dawno zakochali się w nich aktorzy, zwykli turyści, a nawet kardynałowie.

Przepis ściśle tajny
Nowotarscy lodziarze zazdrośnie strzegą receptury na swoje znakomite lody. Jedno jest pewne: składniki muszą być naturalne. – Mleko, śmietana i jaja muszą być świeże, żeby dawały właściwą kompozycję – zdradza Karolina Żarnecka, właścicielka najstarszej lodziarni na nowotarskim Rynku i żona Franciszka Żarneckiego, który produkcję lodów rozpoczął kilka lat po II wojnie światowej. Zajmowała się nią również Zofia Żarnecka, siostra Franciszka. Potem tajemnice „mroźnego zawodu” przekazała swojej córce Zofii Lubieńskiej, a ta z kolei swoim dzieciom – Katarzynie i Magdalenie. – To jest tak jak z kucharkami i tym samym przepisem na ciasto. Nie ma szans, żeby wyszło takie samo w smaku od jednej i od drugiej gospodyni. Podobnie jest z produkcją lodów w Nowym Targu. Na ostateczny smak składają się drobiazgi. Wystarczy czegoś więcej albo mniej dodać i już wychodzi inaczej – uśmiecha się Zofia Lubieńska.

Z rzeki do piwnicy
Pani Zofia zaprasza nas na zaplecze. Pracują tu nowoczesne maszyny. Kiedy lody są gotowe, słychać specjalny dzwonek. Ciekawe, jak przyrządzano lody, kiedy nie było lodówek i prądu elektrycznego? U Karoliny Żarneckiej do dzisiaj zachowały się w piwnicy metalowe sztangi do skuwania lodu na rzece. – Mąż z pomocnikami w zimie jeździł furmankami nad Dunajec. Szukali miejsc, gdzie jest gruba pokrywa i wykuwali otwory. Potem łamali lód i przywozili go do domu – opowiada. Kry składano w tzw. lodowni – dużej piwnicy z murami metrowej grubości. Aby lód się nie topił, kry przekładano trocinami i przykrywano słomianymi matami. Przez całe lato w trakcie produkcji lodów rano i w południe nabijało się lodem z rzeki pojemniki, zasypywało solą i tak się zamrażało lody do jedzenia – wspomina Karolina Żarnecka. Taki sam sposób chłodzenia stosowała Zofia Żarnecka. Prowadzenie lodziarni w czasach komunistycznych nie było takie proste jak dziś. – Władza zarzucała nam, że jesteśmy kapitalistami. Byliśmy zmuszani do zamykania produkcji i sprzedaży lodów. Trzeba było też z różnych względów zmieniać lokalizację – wspomina Zofia Lubieńska.

Duma Nowego Targu
Punkty sprzedaży lodów zagościły już na stałe w krajobrazie nowotarskiego rynku. O wpisanie miejscowego specjału na listę produktów tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi zabiegał włodarz miasta Marek Fryźlewicz. Teraz na stronach internetowych ministerstwa można znaleźć opis nowotarskich lodów: „Konsystencja – »wrażenie w dotyku«: jednolita, delikatna, kremowa. Zimna masa lodowa rozpływająca się w ustach”. Lodziarze podhalańscy zwykle oferują kilka smaków, najczęściej: śmietankowy, truskawkowy, jagodowy czy kawowy. Kształt kremowego smakołyku określa rodzaj wafla, w jakim się znajduje. Zwykle lód waży od 26 do 260 g. Nakładany jest specjalną łyżką, nie gałką! – Podane w tradycyjnym waflu czy w sposób wykwintny na półmisku, wspaniałe lody produkowane z mleka, jaj, cukru, śmietanki i owoców to prawdziwa duma Nowego Targu. Na te delicje przyjeżdżają do nas smakosze z całej Polski! – cieszy się burmistrz Marek Fryźlewicz. I nie ma przewodnika o Podhalu, który na swoich łamach nie zachęcałby do skosztowania lodów z nowotarskiego rynku. Do punktów sprzedaży lodów ustawiają się często bardzo długie kolejki. Największe są w dni jarmarku – w czwartki i soboty oraz w niedziele. Karolina Żarnecka mówi, że kolejki i tak są mniejsze niż kiedyś. Przypomina, że dawniej dworzec PKS był na rynku i często zdarzało się tak, iż pasażerowie autobusów relacji Kraków–Zakopane prosili kierowcę o chwilę przerwy, żeby zdążyć kupić lody. – Niektórzy nawet lizali dwa lody naraz, bo chcieli zachować na długo w pamięci ich smak – śmieje się Zofia Lubieńska

Eminencja przy okienku
Smakoszem nowotarskich lodów jest sam kard. Stanisław Dziwisz. Kosztował ich już w czasach pobierania nauki w nowotarskim Liceum Ogólnokształcącym im. Seweryna Goszczyńskiego. Napisał o tym w specjalnym liście z okazji 100-lecia swojej szkoły, jeszcze pełniąc posługę osobistego sekretarza u boku Jana Pawła II. Ale i dzisiaj metropolita krakowski zagląda chętnie do punktu z lodami. – No, troszeczkę byliśmy zdziwieni, że taki klient do nas zaszedł. Rozmowa trwała dłuższą chwilę. Metropolita krakowski wspominał, jak w czasach licealnych przychodził na lody. Poczęstowaliśmy go, oczywiście, naszym specjałem. Przyznał, że lody zachowały znakomity smak – opowiada z dumą Zofia Lubieńska. Biskup Krakowa jest stałym bywalcem w Nowym Targu i nietrudno mu było trafić do jednego z punktów ze sprzedażą lodów. Tymczasem niektórzy przyjeżdżają do stolicy Podhala ze specjalnymi mapami z zaznaczoną drogą, jak dotrzeć do lodziarni. – Była taka rodzina z Poznania, która przyszła do nas z kartką pocztową z Nowego Targu. Dostali ją od znajomych, a na niej wyrysowany był plan, jak do nas dojść. Chcieliśmy, żeby zostawili nam tę pocztówkę na pamiątkę, ale oni powiedzieli, że to niemożliwe, bo kartka będzie służyć jeszcze innym – śmieje się pani Zofia.

Lody na pokładzie
Wielu góralom, którzy opuścili Podhale, ciężko obejść się bez smaku nowotarskich lodów od Żarneckich, Lubieńskich czy Jarkiewiczów. Ostatnio przy okienku z lodami przy ul. Sokoła pojawiła się pani z Czarnego Dunajca i oznajmiła, że ona jutro wylatuje samolotem do Stanów Zjednoczonych i chciałaby lodów do termosu. – Na początku myśleliśmy, że będzie chciała sobie zjeść je w domu, ale wyjaśniła, że zawiezie je do krewnych w Chicago, bo ją o to strasznie prosili. Kiedyś już wiozła lody w specjalnym naczyniu i nawet się nie rozmroziły. Klientka obiecała, że poinformuje nas, czy i tym razem się udało i czy celnicy przepuścili – śmieje się Zofia Lubieńska. Wśród stałych degustatorów nowotarskich lodów nie brakuje znanych górali: Piotra Cyrwusa, Bartłomieja Topy, Stanisława Jaskułki czy Janusza Stokłosy oraz małżeństwa Kasi Cichopek i Marcina Hakiela. – Niestety, już nigdy nie staną przy naszym okienku tak serdeczni i zawsze uśmiechnięci ks. Józef Tischner i Paweł Gędłek. Pewnie teraz w niebie ślinka im cieknie na widok zajadających się nowotarskimi lodami. Ale może aniołowie robią lepsze… – puszcza oko pani Zofia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.