W cieniu Lenina

Łukasz Grajewski

|

GN 32/2009

publikacja 11.08.2009 17:50

Polacy? Turyści? To w porządku. My tylko Ukraińców nie lubimy. Gdzie można usłyszeć takie słowa? Na Ukrainie. A dokładnie na półwyspie, który stanowi teren Autonomicznej Republiki Krymu.

W cieniu Lenina Zamek Jaskółcze Gniazdo w Jałcie to jedna z atrakcji turystycznych Krymu fot. Łukasz Grajewski

Ukraina tylko pozornie jest państwem jednego narodu ukraińskiego i tylko pozornie Kijów radzi sobie z polityką narodowościową. Granice państwa ukraińskiego tworzą zwarty kordon niezgody i rosnących pretensji.

Lista zagrożeń
Wschód Ukrainy zdominowany jest przez ludność prorosyjską. Mieszkańcy wielkich ośrodków przemysłowych, jak Dniepropietrowsk czy Donieck, są stałym elektoratem Partii Regionów Wiktora Janukowycza. Ze wschodu podczas pomarańczowej rewolucji nadjeżdżały do Kijowa autobusy wypełnione rozwścieczonymi górnikami. Ich celem było rozbicie zwolenników Wiktora Juszczenki na Majdanie. Również i dziś, 5 lat od tamtych wydarzeń, władza prezydenta Ukrainy nie obejmuje wschodnich włości kraju, które kontrolowane są przez wielkie klany oligarchiczne. Niepokój tli się także na zachodniej Ukrainie. Rusini zamieszkują graniczący z Węgrami i Słowacją Obwód Zakarpacki. Ostatnio prowadzą wzmożoną agitację na rzecz uzyskania autonomii. – Kijowa stąd nie widać, bo Karpaty zasłaniają – zwykli mawiać rusińscy działacze zamieszkujący głównie stolicę okręgu Użgorod. Pobratymcy lepiej nam znanych Łemków nie stanowią jeszcze konkretnej siły politycznej.

Jednak już raz udowodnili, że Zakarpaciu z Ukrainą nie po drodze. W referendum przeprowadzonym w 1991 r. ponad 70 proc. mieszkańców opowiedziało się za autonomią. Formujące się władze ukraińskie skutecznie je zbojkotowały. Dziś, przy wsparciu pieniędzy płynących z Moskwy oraz rosnącym niezadowoleniu z polityki ukraińskich władz, czynnik rusiński może rozszerzać skalę niepokoju na karpackich ziemiach Ukrainy. Podobne problemy Besarabii i Bukowiny dotyczą obszaru granicznego z Rumunią. Rząd rumuński masowo wydaje paszporty swojej mniejszości na Ukrainie. Pomimo sprzeciwu władz ukraińskich, proceder ten wzmacnia nastroje antyukraińskie. Rumuński paszport, umożliwiający poruszanie się po całym terytorium Unii Europejskiej, kieruje sympatie mieszkańców pogranicza ukraińsko-rumuńskiego w stronę Bukaresztu. Problemy narodowościowe kończy często niewyartykułowane, lecz wciąż silne napięcie między Ukraińcami a Polakami na ziemiach dawnej Małopolski Wschodniej.

Mieszanka ludów i cywilizacji
Półwysep Krymski na tle pozostałych punktów zapalnych na mapie Ukrainy świeci najmocniej. Natura i cywilizacje obficie obdarzyły ten niewielki odcinek dzisiejszej Ukrainy. Piękno i potencjał tkwiące w krymskiej ziemi są powodem rywalizacji, w której udział biorą aż trzy narody. Podróżując przez malownicze nabrzeża Morza Czarnego, napotyka się pozostałości wielkich kultur. Koczownicze plemiona irańskie przemierzały półwysep już w czasach starożytnych. Taurom, którzy znaleźli tu swój dom, Krym zawdzięcza starożytną nazwę – Tauryda. Niskie wybrzeża upodobali sobie greccy koloniści. Kolejne wieki przyniosły najazd i supremację ludności tatarskiej, która po oderwaniu się od Złotej Ordy ustanowiła niezależny twór państwowy – Chanat Krymski.

W skomplikowaną historię półwyspu wplątują się także losy Wenecjan i Genueńczyków. W okresie ekspansji budowali na Krymie wielkie faktoria. Każda z tych cywilizacji pozostawiła po sobie trwały ślad. Pałace i twierdze tatarskich chanów sąsiadują z genueńskimi twierdzami i greckimi ruinami. To tylko część wspaniałej krymskiej różnorodności. Zadziwia ilość religii. W większości większych miast są muzułmański meczet, prawosławna cerkiew i kościół katolicki. Dla miłośników religijnego eklektyzmu otworem stoją żydowskie synagogi, ormiańskie kościoły i monastery oraz kenesy karaimskie. Te ostatnie są jedną z nielicznych pozostałości europejskich Karaimów, odłamu narodu żydowskiego, który przywędrował na Krym z Turcji.

Ich świątynie można podziwiać w Czufut-Kale – kompleksie budynków wykutym w wysokich skałach wznoszących się nad dawną stolicą chanatu, Bakczysarajem. Karaimi przez stulecia zamieszkiwali skalne miasto. Wszystkie te ludy, kultury, religie znalazły się na półwyspie nieprzypadkowo. Krym był łącznikiem światów. Przez Morze Czarne Europa spotykała cywilizacje tureckie i azjatyckie. Tworzący się przez wieki tygiel kulturowy, w czasach nowożytnych przyciągnął na półwysep turystów. Również dziś turystyka jest siłą napędową gospodarki Krymu. Wakacje nad Morzem Czarnym są dla mieszkańców byłego ZSRR punktem obowiązkowym. Dla nich starożytna Tauryda to po prostu wspólne dobro Sojuza. Inaczej sprawy postrzega dzisiejsza ludność Krymu.

Gra dla trojga
Na ulicach Symferopolu, stolicy Autonomicznej Republiki Krymu, trudno zauważyć flagę ukraińską. Za to pod dostatkiem jest barw rosyjskich. Pieniądze wciąż nazywa się tu rublami, choć od prawie 20 lat środkiem płatniczym na terenie całej Ukrainy jest hrywna. Rosyjskością emanuje także Sewastopol – wielki port wojenny i baza floty czarnomorskiej. Dopiero w 1997 r. Rosja zgodziła się na przekazanie miasta Ukrainie, wcześniej był to zamknięty wojskowy obszar. Ponad 70 proc. mieszkańców Sewastopola to Rosjanie. Pytanie o przyszłość Krymu często kwitują rozbrajającym uśmiechem: – Przecież i tak wszystko jest tu jak w Rosji.

Dla większości Rosjan zamieszkałych na Krymie władza w Kijowie, jak i cała zachodnia Ukraina, to obcy, wrogi świat. – Lwów to miasto banderowców. Oni nie cierpią nas, Rosjan – mówi jeden z mieszkańców Jałty. Im dalej na wschód, tym sympatia do wielkiego sąsiada większa, zarówno wśród zwykłych ludzi, jak i władz autonomii, których struktury zdominowane są przez prorosyjską Partię Regionów.

Czynnikiem komplikującym ukraińskorosyjską rozgrywkę są Tatarzy. Przez setki lat byli tu gospodarzami. Jednak w XX wieku zostali poddani straszliwemu eksperymentowi. Pod koniec II wojny światowej sowieckie Politbiuro podjęło decyzję o przesiedleniu krymskich Tatarów na tereny Azji Centralnej. Powodem był zarzut o rzekomą kolaborację z III Rzeszą. Akcja miała charakter totalny. Przesiedlono ok. 200 tys. Tatarów. Przez następne 50 lat Krym był miejscem odpoczynku sowieckich oficjeli. Wraz z emerytowanymi generałami KGB osiedlały się tam kolejne pokolenia Rosjan, czyniąc z półwyspu teren niemalże narodowo homogeniczny.

Szansę na powrót Tatarzy otrzymali dopiero w końcowym okresie ZSRR. W 1989 r. zniesiono zakaz osiedlania się ludności tatarskiej na Krymie. Rozpoczął się wielki powrót do domu. Ten proces trwa do dziś. Przez 20 lat, mimo problemów z uzyskaniem obywatelstwa, pracy, a nawet ze znalezieniem mieszkania, powróciło 200 tys. Tatarów.

Organizują się, zakładają stowarzyszenia polityczne i domy kultury. O problemach opowiada Andrej Sejtosmanow, przedstawiciel ONZ-owskiego Programu Rozwoju i Integracji Krymu (UNDP), z pochodzenia Tatar: – Wielokrotnie dochodziło do sytuacji, gdy całe grupy ludności tatarskiej były pozbawione wszelkiej pomocy ze strony urzędników. Nieprzyjmowani przez nich organizowali prowizoryczne miejsca do spania na przedmieściach. To z kolei powodowało interwencje milicji i rozjeżdżanie nielegalnych osiedli buldożerami. Los wielu Tatarów jest wciąż niepewny, a pomoc ze strony rządu autonomii znikoma.

O pozycję Tatarów krymskich dba „Medżlis”. Organizacja powstała wraz z powrotem pierwszych przesiedleńców na ziemie ojców. Przedstawiciele „Medżlisu” walczą o prawa Tatarów w ukraińskim parlamencie. Założyciel organizacji i duchowy ojciec Mustafa Dżemilow w walce o lepsze jutro Tatarów dostrzega tylko jeden kierunek – autonomia terytorialna w składzie ukraińskiego państwa.

Tak jednoznaczne opowiedzenie się za przynależnością do Ukrainy tylko potęguje niechęć Rosjan. W rosyjskich stereotypach Tatar to złodziej bądź bezdomny, a najczęściej jedno i drugie. Strach potęguje mit o zbliżającej się tatarskiej nawale. – Podobno w Turcji jest ich parę milionów i chcą wrócić. Jeśli to prawda, to dla nas nie będzie już tu miejsca – zastanawia się student uniwersytetu w Symferopolu.

Tatarzy swą szansę widzą w państwowości ukraińskiej. Podczas referendum w 1991 r. byli języczkiem u wagi, który przeważył o ustanowieniu autonomii. Z pewnością są silną przeciwwagą dla rosyjskiego separatyzmu. W 2017 r. upływa termin stacjonowania Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu. Dlatego o Krymie z pewnością jeszcze usłyszymy, nie tylko ze względu na jego walory turystyczne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.