Wojna wisi na włosku

Rafał Kowalczyk, dziennikarz Polskiego Radia

|

GN 32/2009

publikacja 11.08.2009 09:36

Rok po wojnie z Rosją Gruzja poddaje się w walce o przystąpienie do NATO. Droga do Sojuszu jest otwarta, ale nikt nie wierzy, że wkrótce Gruzja wejdzie do NATO.

Gruzja stała się elementem gry dyplomatycznej między Rosją i USA. Wizyty prezydenta Obamy w Moskwie, a następnie wiceprezydenta Bidena w Gruzji pokazały, że USA nie zamierzają tracić swojego kaukaskiego sojusznika. Politycy przyznają jednak, że na przyjęcie Gruzji do NATO jest jeszcze za wcześnie. W rzeczywistości może być już za późno.

Wizyta na pocieszenie
Micheil Saakaszwili przyznał w wywiadzie dla jednej z amerykańskich gazet, że Gruzja nie ma szans na przystąpienie do struktur Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jego intuicje potwierdził sekretarz generalny NATO Jaap de Hoop Scheffer, który zaznaczył, że jest na to za wcześnie. Wizyta Bidena miała więc pokazać, że Gruzja, mimo iż nie będzie członkiem NATO, nadal pozostaje sojusznikiem USA w regionie. Trudno jednak stwierdzić, co kryje się za dyplomatycznymi gestami USA. Wydaje się, że USA nadal chcą wspierać Gruzję na drodze do demokracji.

Jednak taka pomoc wcale nie zakłada, niezwykle istotnego obecnie dla Tbilisi, wsparcia militarnego. Administracja Obamy od początku stara się nie nadwerężać stosunków z Moskwą. Tym bardziej że wiceminister spraw zagranicznych Rosji Grigorij Karasin ostrzegł państwa, które militarnie wspierają Gruzję. Przyznał, że Moskwa rozważa ograniczenie lub wstrzymanie z nimi współpracy wojskowo-gospodarczej. Karasin oskarżył Gruzję o planowanie prowokacji na granicy z Osetią Południową i zapowiedział, że Rosja będzie przeciwstawiać się „remilitaryzacji Gruzji”. Podobnych wypowiedzi pojawia się w Rosji coraz więcej. Jak przed rokiem, Moskwa ostrzy propagandowy oręż, który i tym razem może jej posłużyć do osłony działań militarnych.

Ofensywa Moskwy
W czerwcu br. Moskwa zablokowała rezolucję ONZ przedłużającą misję niebieskich hełmów w Gruzji. Kreml nie zgodził się też na pozostawianie, stacjonujących od 17 lat przy granicy z Osetią Południową, obserwatorów OBWE. Przez najbliższe miesiące na Kaukazie będzie przebywało zaledwie 200 nieuzbrojonych obserwatorów UE, którzy nie mogą jednak przekraczać granicy z Osetią Południową i Abchazją.

ONZ, OBWE, a także Międzynarodowa Grupa Kryzysowa (ICG) jednogłośnie potępiły działania Rosji. Zdaniem analityków z ICG, sytuacja na Kaukazie nadal jest niestabilna, a w związku z nieobecnością międzynarodowych sił pokojowych, zwiększa się możliwość wybuchu nowego konfliktu. Jak zauważają eksperci z ICG, niebezpieczeństwo stanowią stale powiększające się na terenie Abchazji i Osetii rosyjskie wojska, których ruchów nie monitoruje żadna międzynarodowa organizacja. Gruzja nie ma wątpliwości, że chodzi o przygotowania do nowej wojny i zacieranie śladów po ubiegłorocznej agresji.

Także kraje UE są zaniepokojone prowadzoną przez Moskwę polityką wobec Gruzji. Dlatego we wrześniu o kolejny rok zostanie przedłużona misja unijnych dyplomatów. Z nieoficjalnych informacji wynika, że do europejskiej misji mogą dołączyć Amerykanie, o co zabiegała Gruzja. Na razie żadna ze stron nie potwierdziła tych rewelacji. Wątpliwe jest również to, że unijni dyplomaci otrzymają wsparcie wojskowe i możliwość przekraczania granic z Osetią Południową i Abchazją, co wzmocniłoby ich pozycję w regionie. Efektów nie przynoszą też prowadzone od czasu zakończenia konfliktu rozmowy w Genewie. Uczestniczą w nich przedstawiciele UE, OBWE, ONZ, Rosji i Gruzji. Działania tej grupy skupiają się na pomocy humanitarnej dla poszkodowanych w konflikcie, ale wyniki tej współpracy są znikome.

Wojna Saakaszwilego
Rezultatem wojny z sierpnia 2008 r. było jednostronne ogłoszenie niepodległości przez dwie gruzińskie republiki: Abchazję i Osetię Południową. Nowe para-państwa uznała jedynie Rosja i Nikaragua, rządzona przez komunistycznego watażkę. Wojna, którą sprowokowała Rosja, miała być lekcją pokory dla prozachodniego prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego. Po pokojowym obaleniu prezydenta Eduarda Szewardnadzego Saakaszwili wygrał wybory prezydenckie z poparciem społecznym przekraczającym 95 proc. Misza, jak nazywają go Gruzini, chciał przede wszystkim oderwać Gruzję od Rosji i podjąć negocjacje akcesyjne z UE i NATO. Rozpoczął również gruntowne reformy przeżartego korupcją państwa. Symbolem zmian stały się zwolnienia w policji, które dotknęły zarówno żyjących z łapówek funkcjonariuszy drogówki, jak i postawionych na wysokich szczeblach rosyjskich agentów.

Prawdziwym zagrożeniem dla Rosji stała się wojskowa współpraca Tbilisi i Waszyngtonu. Dyplomacja George’a W. Busha chciała powtórzyć scenariusz z Europy z lat 90. i jak najszybciej wprowadzić do struktur NATO uwolnioną spod pręgierza Moskwy Gruzję. USA zakładały także rozmieszczenie na terenie Gruzji ruchomego radaru, który stanowiłby jeden z elementów tarczy antyrakietowej.

Rosja silna w Gruzji
Rosja na arenie międzynarodowej wielokrotnie sprzeciwiała się wejściu Gruzji do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Swoje zabiegi dyplomatyczne często „uzupełniała” angażowaniem się w konflikty wewnątrz Gruzji, wspierając opozycję nawołującą do obalenia Saakaszwilego. W listopadzie 2007 r. grupa opozycjonistów pod przewodnictwem biznesmena i miliardera Lewana Gaczecziladze zmusiła Saakaszwilego do przeprowadzenia przedterminowych wyborów. Gaczecziladze przegrał w pierwszej już turze, otrzymując nieco ponad 25 proc. głosów.

Po reelekcji Saakaszwilego Moskwa zaczęła podsycać konflikty etniczne w Gruzji. Przyczyniło się do tego choćby masowe przyznawanie wiz i rosyjskich paszportów mieszkańcom Osetii Południowej, gdzie żyje niespełna 20 proc. Gruzinów. Od stycznia 2008 r. Rosja zaczęła również koncentrować wojska na granicy z Osetią Południową. Militarne prowokacje stały się codziennością. Ponieważ na grudzień 2008 roku planowany był szczyt NATO, na którym, zgodnie z zapowiedziami, Gruzja miała być oficjalne zaproszona do Sojuszu, presja Rosji wzrastała. Wojna rosyjsko-gruzińska stała się bezpośrednią przyczyną zablokowania kandydatury Gruzji do członkostwa w NATO.

Dwa fronty
Po przegranej wojnie z Rosją podzielna gruzińska opozycja zjednoczyła się pod jednym hasłem: rozliczyć Saakaszwilego i zmusić go (po raz kolejny) do odejścia. Na czele krytykujących prezydenta polityków stanęli jego dawni sprzymierzeńcy, m.in. Nino Burdżanadze, była marszałek parlamentu i najbliższy współpracownik Saakaszwilego za czasów „Rewolucji róż”. Nasilające się od kwietnia tego roku protesty Saakaszwili próbował uciszyć przez negocjacje. Rozmowy wielokrotnie jednak kończyły się fiaskiem. Impas został przełamany dopiero w połowie lipca. Saakaszwili zobowiązał się do rozpisania wcześniejszych wyborów samorządowych i przeprowadzenia reformy w telewizji publicznej, a także oddania jednego z jej kanałów w ręce opozycji.

Wydaje się, że te obietnice uspokoiły sytuację w kraju. Jednak prawdziwym zagrożeniem dla Gruzji nadal pozostaje Rosja. Saakaszwili ma świadomość, że kolejna wojna może wybuchnąć lada moment. Mimo że USA zapewniają o swoim poparciu dla Gruzji, niebawem może się okazać, że dyplomatyczna przyjaźń na niewiele się zda.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.