Remis w Moskwie

Andrzej Grajewski

|

GN 29/2009

publikacja 20.07.2009 10:44

Wizyta prezydenta Obamy w Moskwie przyniosła szansę na redukcję arsenałów atomowych, ale w wielu najważniejszych sprawach strony pozostały przy swoim. Nie była to jednak wizyta historyczna, jak wcześniej zapowiadały media.

Remis w Moskwie Prezydenci Miedwiediew i Obama pod historyczną armatą "Car puszka" na Kremlu. Ich rozmowy dotyczyły jednak współczesnych arsenałów nuklearnych fot. PAP/EPA/DMITRY ASTAKHOV/POOL

Najważniejsze znaczenie ma deklaracja obu prezydentów w sprawie planu redukcji głowic nuklearnych. Podpisanie nowego traktatu jest konieczne, gdyż w grudniu br. wygasa Układ o Redukcji Zbrojeń Strategicznych (START I), podpisany jeszcze przez Gorbaczowa oraz Busha seniora w 1991 r.

Mniej rakiet
Zgodnie z ustaleniami obie strony obniżają liczbę swoich głowic nuklearnych o 500 sztuk – do poziomu 1675 sztuk, a rakiet do poziomu 500–1110. To oczywiście decyzja pozytywna, ale trzeba także mieć świadomość, że oznacza ona demontaż arsenału poprzedniej wojny. To w okresie zimnej wojny supermocarstwa licytowały się potęgą swych rakiet balistycznych, budując międzynarodowy ład na równowadze strachu przed konfliktem, z którego nie byłoby zwycięzców. Obecnie świat stoi przed zupełnie nowymi wyzwaniami i broń nuklearna wcale nie musi być rozstrzygającym orężem na współczesnych polach walki. Konflikty w Iranie, Afganistanie oraz działania przeciwko terrorystom w innych krajach świata pokazują, że zwalczanie tych zagrożeń wymaga nie tylko odmiennej strategii, ale także zastosowania innych rodzajów broni. Przekonała się o tym także Rosja, najpierw w czasie wojny w Czeczenii, a później w Gruzji, gdzie jej wojska działały wyjątkowo nieskutecznie.

Gra tarczą
Przed szczytem politycy rosyjscy zapewniali, że zgodzą się na redukcję głowic nuklearnych tylko wtedy, gdy Amerykanie zrezygnują z planów budowy tarczy antyrakietowej, której elementy mają być rozmieszczone w Polsce i w Czechach. O tym, że tarcza nie zagraża Rosji, amerykańscy politycy przekonywali wielokrotnie. Doskonale zdają sobie z tego sprawę także rosyjscy generałowie. Protestowali, gdyż nie chcieli dopuścić do stałej obecności amerykańskich instalacji wojskowych w Europie Środkowej. Administracja Obamy do projektu tarczy nastawiona jest sceptycznie, ale nie chce z niego całkowicie rezygnować. To jeden z jej strategicznych atutów w rozmowach z Moskwą i Teheranem. Obama więc tarczy nie buduje, ale także nie deklaruje, że kiedyś nie zacznie tego robić.

Nie sądzę jednak, aby w tej rozgrywce sprawy naszego kraju oraz obszaru Europy Środkowej miały dla niego znaczenie. Z punktu widzenia tej administracji ważniejsze jest porozumienie się z Rosją, bez której trudno skutecznie walczyć w Afganistanie i rozwiązywać globalne zagrożenia, aniżeli wzmacnianie Europy Środkowej. W tym kontekście warto odnotować rosyjsko-amerykańskie porozumienie w sprawie transportów wojskowych do Afganistanu przez rosyjską przestrzeń powietrzną. Rocznie amerykańskie siły powietrzne wykonają 4500 lotów nad Rosją, i to jest z pewnością ważny przejaw wzajemnej współpracy. Ale i w tym wypadku korzyści są obopólne. Moskwa woli, aby mudżahedini byli zajęci walkami z oddziałami marines i ich sojuszników pod Kabulem, aniżeli wspierali islamską rewolucję w postsowieckiej Azji Centralnej w Taszkiencie, Biszkeku czy Duszanbe.

Słowa i gesty
Obama wyraźnie dawał w Moskwie do zrozumienia, że bliżej mu jest do prezydenta Miedwiediewa niż do premiera Putina. Sympatyczne były także gesty w sprawie przestrzegania praw człowieka w Rosji: upomnienie się o siedzącego nadal w więzieniu Chodorowskiego, wyrażenie wsparcia dla niezależnych mediów czy spotkanie z przedstawicielami demokratycznej opozycji. Konsekwencje tych gestów nie będą wielkie, ale ważne jest, aby były wykonywane. Przywracają one bowiem władcom Kremla właściwą miarę rzeczy godnych i niegodnych.

Rosjanie swoje problemy muszą rozwiązać sami, ale milcząc wobec bezprawia, światowa opinia publiczna także staje się w jakimś stopniu za nie odpowiedzialna. Co ważne, Obama podkreślał także znaczenie suwerennych decyzji Gruzji i Ukrainy, co rosyjskie media skrzętnie przemilczały. Opuszczał Moskwę może bez wielkich sukcesów, ale to, co było realne do osiągnięcia, udało mu się uzyskać. W polityce wobec Rosji nie można oczekiwać szybkich rezultatów. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i być konsekwentnym w działaniu. Obama jest dopiero na początku tej drogi, ale nie był to zły początek.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.