Zakonnice mają dzieci

Przemysław Kucharczak

|

GN 27/2009

publikacja 07.07.2009 20:22

Dzieci modlą się w przedszkolu i robią przed podwieczorkiem krótki rachunek sumienia? Siostry służebniczki napisały program wychowawczy dla przedszkoli i udostępniają go chętnym.

Zakonnice mają dzieci Dębica, ogród przy przedszkolu sióstr służebniczek fot. Henryk Przondziono

Przedszkola prowadzone przez zakonnice są dzisiaj o wiele bardziej oblężone niż placówki świeckie. Rezerwować miejsce trzeba w nich nieraz z kilkuletnim wyprzedzeniem. Niektórzy zapisują do nich nawet dzieci, które jeszcze nie zdążyły się urodzić. Na liście, na której zapisują kandydatów do przedszkola zakonnice z Rydułtów na Śląsku, przy jednym z zapisanych nazwisk figuruje imię... „Iksiński”. Tak podała jedna z mam, która nie wiedziała jeszcze, jakiej płci jest jej dziecko. Ksiądz Józef Janas z parafii św. Rocha w Nowym Sączu założył katolickie przedszkole w budynku, który wybudował przy kościele.

Zrobił odpowiednie kursy, żeby sam mógł być dyrektorem. Według proboszcza, bardzo wiąże to z parafią rodziców dzieci przedszkolnych. Ks. Józef jest w przedszkolu codziennie, więc rozmawia z rodzicami, kiedy rano przyprowadzają dzieci i gdy po południu je odbierają. Zaprzyjaźnia się z nimi już kilka lat przed Pierwszą Komunią św. ich dzieci. Dlatego, choć chętnych do przedszkola jest znacznie więcej niż miejsc, pierwszeństwo mają jego parafianie. Nie ma dzisiaj żadnych przeszkód, żeby otwierać nowe przedszkola katolickie. Jednak rodzice będą musieli zachować ostrożność przy wyborze przedszkola. Bo skoro mogą je otwierać katolicy, mogą też i inne grupy wyznaniowe, a także sekty. Taka sytuacja może wkrótce dotyczyć Nowego Sącza. Do otwarcia przedszkola przymierza się tam grupa, która przed laty odłączyła się od katolickiej Odnowy w Duchu Świętym i od Kościoła katolickiego w ogóle.

A modlitwa gdzie?
Zaczyna się kolęda w domu 5-letniej Małgosi, która chodzi do przedszkola sióstr służebniczek w Dębicy, między Tarnowem i Rzeszowem. Ksiądz wymienia kilka zdań z rodzicami. Nagle do porządku przywołuje go głos Małgosi: – Zaraz, zaraz! A to nie miała być modlitwa najpierw? – Jedno dziecko nawet na obiedzie firmowym u rodziców na cały głos upomniało się o modlitwę przed jedzeniem... Wszyscy obecni na sali wtedy powstali i się pomodlili – śmieją się dębickie służebniczki. Wychowanie małych dzieci to specjalny charyzmat służebniczek. Siostry napisały niedawno specjalny program wychowawczy dla przedszkoli katolickich. Co ciekawe, zgłosiły się po niego także dwa zwykłe, świeckie przedszkola, z Dębicy i Nowego Sącza. Nie muszą realizować tej części programu, który dotyczy religii. Okazuje się jednak, że już sama koncepcja wychowania, którą stworzył w XIX w. założyciel służebniczek bł. Edmund Bojanowski, jest dla nich atrakcyjna. – W pedagogice dzisiaj wraca się do źródeł, bo nowoczesne koncepcje w wielu przypadkach okazały się bardzo oddalone od człowieka – mówi siostra Loyola Opiela, dyrektor placówki opiekuńczo-wychowawczej „Promyki Nadziei” w Dębicy. Przychylną recenzję programu służebniczek napisała Ewa Zielińska, współautorka nowej podstawy programowej dla przedszkoli.

Płachta na feministki
Zakonnice w swoim programie sformułowały cele, które w dzisiejszych czasach wydają się niemodne. Z mediów nieustannie sączy się np. komunikat o równości płci. Prowadzi to czasem do zacierania różnic między płciami. Zwłaszcza że na każdą, choćby małą wzmiankę o psychicznych różnicach między chłopcami i dziewczynkami, feministki reagują wściekłym atakiem. To wystarcza, żeby wiele mediów przyjęło feministyczne widzenie rzeczywistości jako prawdę. Tymczasem kobiety w granatowych habitach, zamiast przejmować się tą polityczną poprawnością, sformułowały w programie m.in. taki cel: „ukazywanie wartości więzi rodzinnych i kształtowanie postaw sprzyjających przyjęciu przyszłych ról w rodzinie”. I na dodatek ośmielają się to realizować w praktyce. – Robimy to w zwyczajnych sytuacjach. Przypinam dziewczynce spinkę do włosów, a tu nagle przybiega chłopiec i też chce spinkę – śmieje się s. Agnieszka Skrzypek. – Ja odmawiam, ale w zamian daję mu autko. No i zawsze pochwalę, jeśli chłopiec zachowa się odważnie. Mówię: „Zachowałeś się jak mężczyzna, jak mój tata”. A jemu wtedy już się świecą oczy – mówi.

Pewnie dlatego w dębickiej ochronce (tak służebniczki nazywają swoje przedszkola) chłopcy nieraz noszą koleżankom torby po schodach albo z własnej inicjatywy po porannej modlitwie przynoszą nauczycielce krzesło. W dziewczynkach z kolei zakonnice próbują bardziej kształtować delikatność. – Kiedy trzeba posprzątać, mówię dziewczynkom, że przecież o czystość dba każda mama. Dziewczynki przyznają mi rację. Zacznijcie, mówię, a zobaczycie, że chłopcy wam pomogą. I wtedy od razu chłopcy się włączają: Tak, pomożemy, bo my jesteśmy silni – opowiada s. Agnieszka.

Weź francowatą czkawkę
„Panie Boże daj, aby mojej kuzynce Amelce wreszcie minęła ta francowata czkawka” – poprosiła 5-letnia dziewczynka z przedszkola służebniczek. Ta modlitwa nie odbywała się podczas jakichś wydzielonych zajęć z religii. Służebniczki nie dzielą sztucznie dnia w przedszkolu na lekcję religii, gdzie o Bogu się mówi, i pozostałe zajęcia bez żadnej wzmianki o Nim. W programie służebniczek, nawet w rozdziałach poświęconych uwrażliwianiu dzieci na piękno przyrody, wśród kilkudziesięciu propozycji pracy z dziećmi jest wpisane „słuchanie Pisma Świętego”. Przed wyjściem na wycieczkę dzieci proszą Anioła Stróża o opiekę, po powrocie dziękują Bogu.

A siostry przy różnych okazjach czytają im nie tylko o polskich bohaterach narodowych, ale i o świętych. Opowiadają o Świętej Rodzinie, stawiają za wzór Dzieciątko Jezus. Jako jeden z celów zapisały w programie „rozwijanie darów nadprzyrodzonych i naturalnych” dziecka. Zaznaczyły, że zakres ich oddziaływań „przekracza wymiar jedynie widzialny, rozszerzając się na wymiar łaski i transcendencji”. Dla ateisty, który nigdy nie doświadczył siły modlitwy, to bełkot. – Jeśli ktoś widzi w człowieku tylko zbiór komórek, to nas nie zrozumie – tłumaczy s. Loyola. Specyfiką przedszkoli prowadzonych przez służebniczki jest świadoma rezygnacja z dziecięcego wyścigu szczurów. – Rodzice często dzisiaj bombardują małe dzieci językami, jogą, mnóstwem dodatkowych zajęć. Ale czasem gdzieś się w tym gubi kształtowanie normalnych kontaktów między ludźmi – uważa s. Loyola. – My kładziemy mniejszy nacisk na dodatkowe, modne zajęcia. Oczywiście przygotowujemy do podjęcia nauki w szkole. Ale nie zapominamy też na przykład o zwykłym ruchu, dużo czasu spędzamy z dziećmi w ogrodzie – mówi.

„Zadaniem pierwotnego nauczania nie jest żadna szkolna nauka, jeno nauka życia” – napisał kiedyś Edmund Bojanowski. I tym służebniczki się kierują. Czy ich podopieczni nie przegrywają później wyścigu z dziećmi, które już w przedszkolu uczyły się np. kilku języków? – Okazuje się, że nasze dzieci bardzo ładnie odnajdują się w szkole. Widać u nich taki wspólny, charakterystyczny rys. Są np. mniej podatne na wpływy – mówi s. Loyola. – To znaczy? – dopytujemy. – Czasem w klasach są dzieci, które nadają ton. Bywa, że ten ton jest zły. Nasze dzieci mniej niż inne się temu poddają – mówi z przekonaniem. – Ja to wiążę z faktem, że pomagamy dzieciom rozeznać, co jest dobre, a co złe – dodaje.

Jak konkretnie robią to siostry? Zwykle przed podwieczorkiem nauczycielki zbierają dzieci na spotkaniu, które Bojanowski nazywał „rachunkiem sumienia”. – Dzieci zastanawiają się, co dzisiaj w ich zachowaniu było dobrego, a co złego, kogo należałoby przeprosić. Siostra naprowadza dzieci pytaniami, żeby same do tego doszły – zdradza s. Loyola. – A mamy w przedszkolu takie mocne typy, dwóch 5-letnich chłopców, którzy konflikty próbują rozwiązywać ręcznie... Na szczęście dobrze z nami współpracują ich rodzice. Rozwiązujemy ich spory w taki sposób, żeby tych chłopców nie stłamsić. Bo oni mają wielki potencjał i będą mieli w przyszłości fajne, mocne charaktery – uważa siostra dyrektor. Podkreśla, że dzieci po ich przedszkolu nie są eterycznymi istotami z wciąż złożonymi rękami. Zakonnicom zależy, żeby poradziły sobie w życiu. – Zręby osobowości człowieka kształtują się do 6. roku życia – mówi s. Loyola. – To tym ważniejsze, że jak napisał kiedyś Edmund Bojanowski: im bardziej w społeczeństwie chwieją się stosunki moralne, tym większą rolę ma wychowanie najmłodszych – dodaje

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.