Trup ściele się gęsto

Jarosław Dudała

|

GN 27/2009

publikacja 07.07.2009 20:13

W Polsce mamy wiele, zbyt wiele śmiertelnych ofiar wypadków drogowych. Zajmujemy pod tym względem niechlubne, drugie miejsce w Europie.

Trup ściele się gęsto Pod względem liczby ofiar śmiertelnych wypadków drogowych gorzej niż w Polsce jest tylko na Litwie fot. PAP/Grzegorz Michałowski

Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu opublikowała w Brukseli raport, dotyczący bezpieczeństwa na drogach niemal wszystkich krajów Europy oraz Izraela. Wynika z niego, że Polska zajmuje drugie miejsce, jeśli chodzi o liczbę śmiertelnych ofiar wypadków drogowych w przeliczeniu na 1 milion mieszkańców (rocznie). Gorzej niż u nas jest tylko na Litwie, ale i tak w obu tych krajach wspomniany wskaźnik dobija prawie do 150. To blisko dwa razy więcej niż średnia europejska, która wynosi 79. Liderami bezpieczeństwa na naszym kontynencie są: Szwecja, Wielka Brytania, Holandia, Norwegia i Niemcy, a także Malta, choć akurat ten malutki kraj nie bardzo nadaje się do budowania jakichś porównań.

Ten sam raport obrazuje też zmiany, jakie nastąpiły pod względem bezpieczeństwa na drogach między rokiem 2001 a 2008. Największą poprawę, czyli spadek liczby śmiertelnych ofiar wypadków drogowych o blisko połowę, zanotowano w Luksemburgu, Francji, Portugalii, Hiszpanii i na Łotwie. Średni europejski spadek w tym okresie wyniósł 28 proc. Najmniejszym, zaledwie paroprocentowym spadkiem pochwalić się mogą Polska i Słowacja, natomiast Bułgaria i Rumunia – jako jedyne z badanych krajów – zanotowały w tym czasie wzrost śmiertelnych ofiar wypadków na drogach. Dlaczego na naszych drogach jest tak niebezpiecznie?

Sejm lekceważy profesjonalizm
Ilona Buttler z Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego Instytutu Transportu Samochodowego uważa, że polskie władze państwowe nie traktują zagrożeń w ruchu drogowym poważnie. Wsparcia trudno też oczekiwać od parlamentarzystów. Jej zdaniem, przykładem braku troski o bezpieczeństwo Polaków było np. podwyższenie dopuszczalnej prędkości w obszarze zabudowanym w nocy do 60 km/godz., a także przyjęta ostatnio przez Sejm propozycja podniesienia dopuszczalnej prędkości na autostradach (do 140 km/godz.) i drogach ekspresowych (100 km/godz. na drogach jednojezdniowych i 110 km/godz. na drogach dwujezdniowych). Nasze drogi nie były projektowane do poruszania się z takimi prędkościami. Ustawa wprowadzająca nowe limity została na razie zawetowana przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Stan polskich dróg – o czym nie trzeba nikogo przekonywać – jest tragiczny. – Tu nawet nie chodzi o ich jakość, choć i ona jest ważna, ale o to, że nie spełniają standardów bezpieczeństwa – podkreśla ekspert z ITS.

Totalna porażka
– Wiele budowanych dziś dróg było planowanych jeszcze w latach 90. Gdy dziś opracowujemy dla nich projekty budowlane, okazuje się, że brakuje miejsca, żeby zaprojektować rozwiązania najlepsze z punktu widzenia bezpieczeństwa. To jest porażka, bo idą na to potężne pieniądze z UE, a już na starcie jesteśmy zmuszeni do projektowania kulawych rozwiązań – martwi się Marek Stalmach, dyrektor techniczny Biura Projektów Budownictwa Komunikacyjnego TRAKT. Jego zdaniem, kiepskie statystyki to także efekt braku autostrad i dróg ekspresowych, które przejęłyby część ruchu z dróg krajowych. Bo dziś na tej samej drodze spotyka się rodzina pędząca na urlop, kierowca wielkiej ciężarówki i rolnik wyjeżdżający ciągnikiem z pola. To spotkanie oznacza potencjalne niebezpieczeństwo. – Autostrady i drogi ekspresowe oddzielają też ruch samochodów od ruchu pieszych i rowerzystów. A to oni są często śmiertelnymi ofiarami wypadków – dodaje dyrektor Stalmach.

30 lat za Zachodem
Kolejny problem to egzekwowanie obowiązujących przepisów, zwłaszcza ograniczeń prędkości. Według Komendy Głównej Policji, niedostosowanie prędkości do warunków na drodze jest główną przyczyną wypadków. Aż 31 proc. z nich to sprawka kierowców z ciężką nogą. Problemem jest też brak jednolitych dla całego kraju zasad ustawiania znaków ograniczających dozwoloną prędkość. W efekcie mamy w Polsce wiele zbędnych zakazów, które mogą powodować, że kierowcy ignorują je hurtem – i te bzdurne, i te uzasadnione. W ten sposób znaki drogowe, które teoretycznie powinny podnosić poziom bezpieczeństwa, przyczyniają się do jego obniżenia. – Jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drogach, to jesteśmy 30 lat za Zachodem. Mamy obecnie takie wskaźniki, jakie Niemcy czy Holandia miały w 1975 r. – twierdzi dr inż. Kazimierz Jamroz z Politechniki Gdańskiej. Jest on także kierownikiem polskiej części projektu EuroRAP, czyli Europejskiego Programu Oceny Ryzyka na Drogach. Jedną z form jego działalności jest przygotowanie map, pokazujących, które drogi są szczególnie niebezpieczne. (Jedną z nich publikujemy obok).

Mandaty to nie wszystko
Dr Jamroz uważa, że bezpieczeństwo na drogach można budować na trzech poziomach. Pierwszy to poziom infrastruktury. Chodzi o to, by drogi nowe i przebudowywane miały jak najlepsze parametry bezpieczeństwa. Kolejny poziom to tzw. zarządzanie bezpieczeństwem, czyli m.in. montowanie fotoradarów i egzekwowanie prawa. Szybka i surowa egzekucja przepisów ruchu drogowego sprawiła, że spadła liczba śmiertelnych ofiar we Francji. Ale i to nie wszystko. Najwyższy poziom to kultura bezpieczeństwa, czyli praktyczne stawianie na bezpieczeństwo przez osoby prywatne, a także instytucje publiczne. Wysoka kultura bezpieczeństwa sprawia, że na autostradach niemieckich – budowanych przecież według tych samych zasad co autostrady polskie – ginie średnio parę razy mniej ludzi niż na autostradach w naszym kraju.– Powinniśmy przestać patrzeć na ruch drogowy tylko zza kierownicy – uważa Ilona Buttler i zauważa, że aż 40 proc. śmiertelnych ofiar wypadków w Polsce to tak zwani niechronieni uczestnicy ruchu, czyli piesi i rowerzyści, których bezpieczeństwa nie strzegą żadne poduszki powietrzne, strefy kontrolowanego zgniotu itp. Ekspert ITS zgadza się, że obywatel ma prawo oczekiwać od swego rządu regulacji wpływających na wzrost bezpieczeństwa na drogach, na przykład obniżenia podatku VAT przy zakupie samochodów o najwyższych standardach bezpieczeństwa (wyniki testów EuroNCAP) czy specjalnych fotelików do przewożenia dzieci w samochodzie. Ale oczywiście nic nie zastąpi własnej ostrożności i zdrowego rozsądku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.