Konserwa strasburska

Jacek Dziedzina

|

GN 27/2009

publikacja 06.07.2009 10:29

Konserwatyzm to nie znaczy zawsze to samo. Widać to wyraźnie w składzie nowej frakcji konserwatywnej w Parlamencie Europejskim.

Konserwa strasburska Założyciele frakcji konserwatywnej w PE: Od lewej: lider brytyjskich konserwatystów David Cameron, prezes PiS Jarosław Kaczyński i były premier Czech Mirek Topolanek fot. PAP/Jacek Turczyk

Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy. Taką nazwę przyjęła grupa 55 europosłów po ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego. W jej skład wchodzą brytyjska Partia Konserwatywna (torysi), czeska Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS), Prawo i Sprawiedliwość oraz kilka innych mniejszych partii, m.in. z Holandii, Łotwy i Węgier. – Łączy nas sprzeciw wobec pogłębiania integracji politycznej i przekonanie, że Europa powinna zwiększać pole wolności gospodarczych – mówi „Gościowi” Adam Bielan z PiS, główny architekt nowej koalicji. Ale dzieli ich więcej, niż są w stanie przyznać.

„Nie, nie” i „nie, ale”
Brytyjscy konserwatyści od kilku lat zapowiadali, że opuszczą ławy Europejskiej Partii Ludowej, największej frakcji w europarlamencie. Rozstanie z chadekami miało być konsekwencją kursu, jaki obrali torysi: sprzeciwu wobec traktatu lizbońskiego i niezgody na stopniowe przekształcanie UE w USE, czyli Stany Zjednoczone Europy. David Cameron, przywódca torysów, zapowiedział, że jeśli wygra wybory, a traktat z Lizbony jeszcze nie wejdzie w życie, rozpisze referendum (czego nie zrobiła rządząca Partia Pracy) dotyczące jego ratyfikacji. Biorąc pod uwagę sceptycyzm Brytyjczyków do tego dokumentu, prawie na pewno zostałby odrzucony.

W ten sposób powtórzyłby się scenariusz z Irlandii. Sceptycyzm wobec Lizbony wyrażało także zaplecze polityczne prezydenta Czech Vaclava Klausa. ODS nie kryło się raczej z niechęcią do tego traktatu, choć podczas głosowania nad ratyfikacją w czeskim parlamencie nastąpił podział w samej partii: część głosowała za, część przeciw. Nawet premier Miroslav Topolanek, choć krytyczny wobec reformy lizbońskiej, namawiał swoją partię do głosowania za jej wprowadzeniem. Musi wygrać pragmatyzm, nie możemy zostać na peryferiach Unii – mówili „sceptycy, choć realiści” czescy. Zatem w przeciwieństwie do brytyjskich konserwatystów, którzy mają sprzymierzeńców w większości społeczeństwa, czescy koledzy poświęcili swoje przekonania na rzecz społecznej akceptacji.

Co w PiS-ie piszczy
W podobnej sytuacji jest Prawo i Sprawiedliwość. Krytyka zapisów traktatu z Lizbony nie przeszkodziła temu, by oficjalnie poprzeć dokument. Lech Kaczyński ogłosił nawet, że jego kształt jest sukcesem negocjacyjnym Polski. – Ustaliliśmy, że Polska nie powinna blokować ratyfikacji traktatu lizbońskiego, ale nigdy nie ukrywaliśmy swojego krytycznego stosunku do tego dokumentu, bo nie jest rozwiązaniem problemów, które tkwią w UE – mówi „Gościowi” Konrad Szymański z PiS. – Integracja polityczna, robiona na zasadzie jak najwięcej, jak najszybciej, nie jest naszym poglądem na Europę – dodaje europoseł z Wielkopolski. Dlaczego zatem oficjalnie PiS popiera Lizbonę, podczas gdy brytyjscy koledzy są bardziej jednoznaczni? – Brytyjska opinia publiczna jest bardziej stanowcza i krytyczna w tych ocenach. I Cameron reprezentuje tę opinię. My musimy myśleć razem z Polakami, a Polacy są mniej krytyczni, nie ma więc powodów, by proponować rozwiązania, które by szły zbyt daleko z polskiego punktu widzenia – tłumaczy Szymański.

Zawsze można odpowiedzieć, że społeczeństwo może nie jest wystarczająco poinformowane w sprawie traktatu. I zamiast iść za głosem ludu (czyt.: nie narażać się na utratę głosów), warto byłoby przeprowadzić odpowiednią kampanię informacyjną? Tymczasem PiS przyjmuje postawę: nie popieramy, ale nie chcemy wyjść na hamulcowych. – To bardziej realizm niż brak odwagi – próbuje zrozumieć postawę PiS prof. Paweł Śpiewak, socjolog i historyk idei z UW. – Oni nie chcą brać politycznej odpowiedzialności za powstrzymanie procesu ratyfikacyjnego – dodaje.

Grasz w zielone?
Nazwa nowej koalicji w PE może być myląca. Współczesny konserwatyzm brytyjski, pomijając stosunek do integracji Europy, ma więcej wspólnego z socjaldemokratami niż z dogmatami „żelaznej damy” Margaret Thatcher. David Cameron sprawnie przejął język dotychczas zarezerwowany dla socjaldemokratów. Nie tylko nie krytykował, ale wręcz chwalił szczodrość w wydatkach budżetowych. Mimo deklaracji wolnorynkowych coraz bardziej zaczął przechodzić na pozycje państwa opiekuńczego.

Zaczął też sprawnie posługiwać się „zieloną retoryką”, traktując ekologię jako jeden z priorytetów. I tu może pojawić się zgrzyt między Brytyjczykami a Czechami. ODS uchodzi za sceptyczną wobec zielonej ideologii. Europejskich konserwatystów mogą też podzielić inne sprawy. PiS nie kryje, że nakłady na Wspólną Politykę Rolną powinny się zwiększyć, żeby rolnicy z „nowych” krajów, w tym z Polski, mogli otrzymywać jak najszybciej dopłaty na tym samym poziomie co rolnicy starej Unii. Tymczasem brytyjscy torysi nie ukrywają, że najchętniej ukręciliby łeb niekochanej przez nich WPR.

Hybrydy konserwatywne
Trudno też mówić o konserwatyzmie torysów w sprawach obyczajowych. Cameron nie krył radości, kiedy jego kolega z partii zawierał „ślub” ze swoim partnerem. Szef konserwatystów głosował również (podobnie jak większość Partii Konserwatywnej) za słynną ustawą „antydyskryminacyjną”, która m.in. narzuciła ośrodkom adopcyjnym, w tym katolickim, równe traktowanie zgłaszających się par hetero- i homoseksualnych. Konserwatyści wreszcie w dużej części poparli ustawę zezwalającą na tworzenie hybryd ludzko-zwierzęcych. Jedyną próbą „konserwatywnej” akcji była propozycja obniżenia czasu, w którym można dokonać aborcji – z 24. do 20. tygodnia ciąży. Różnica wprawdzie taka, że w 24. tygodniu zabija się człowieka z coraz lepiej rozwiniętym słuchem, a w 20. – człowieka odczuwającego „tylko” każdy ruch matki. Ale nawet i ta „konserwatywna rewolucja” przepadła m.in. przez głosy... kilku konserwatystów.

Jak w takim razie będą głosować w Strasburgu? PE nie ma kompetencji tworzenia prawa w tych sprawach, często jednak przyjmuje rezolucje, które tworzą pewien klimat nacisku. Adam Bielan zapewnia, że konserwatyści brytyjscy, kiedy zasiadali jeszcze w ławach EPL, zawsze głosowali przeciwko rezolucjom, np. potępiającym różne kraje za rzekomą homofobię. – Zresztą zgadzamy się, że te sprawy powinny być regulowane na poziomie prawa krajowego – mówi Bielan. A co, jeśli łamane są prawa człowieka, jak w przypadku ośrodków adopcyjnych zmuszanych do oddawania dzieci homoseksualistom? Bielan i na to ma odpowiedź. – My chcemy, żeby instytucje unijne nie mieszały się w sprawy wewnętrzne w danym kraju.

Pod pozorem rzekomego łamania praw człowieka instytucje unijne mogłyby niedługo interweniować w sprawie nieuznawania przez Polskę małżeństw homoseksualnych zawartych w Holandii. Ja nie zamierzam mieszać się w sprawy brytyjskie czy szwedzkie – dodaje. Konrad Szymański przyznaje, że wśród konserwatystów brytyjskich są podziały w kwestiach obyczajowych. – Mamy jednak gwarancję, że nasz głos w tych sprawach będzie widoczny, słyszalny i nieskrępowany. Ja wśród europosłów z Partii Konserwatywnej mam kilku bardzo bliskich współpracowników właśnie w zakresie tych zagadnień: obrony życia, ochrony tradycyjnej rodziny – zapewnia Szymański.

Koniec ideologii?
Profesor Paweł Śpiewak rozmycie konserwatyzmu tłumaczy powszechnym zjawiskiem dostosowywania się do tzw. ducha czasu. – Ideologie, także konserwatyzm, powstają zawsze ze względu na innych – mówi. – W każdej ideologii przewijają się różne wątki, w zależności od kontekstu – dodaje. Jego zdaniem, współczesny konserwatyzm niekoniecznie definiuje się przez wolny rynek. – Za to obrona państw narodowych, silna więź atlantycka, przywiązanie do wartości tradycyjnych, bliskich Kościołowi, wyznaczają jego zręby – wylicza. Choć w tym ostatnim wypadku, biorąc pod uwagę głosowania brytyjskich torysów, sam ma wątpliwości, na ile to jeszcze aktualne. – Mimo wszystko jednak konserwatyści są bardziej wrażliwi w tych kwestiach – dodaje Śpiewak.

Może problem rozmycia konserwatyzmu jest potwierdzeniem tezy, jaką już w latach 60. wysunął Daniel Bell w książce „Koniec wieku ideologii”? Sugerował, że ewentualne podziały dotyczą już tylko wzajemnych rywalizacji różnych obozów, ale nie kwestii zasadniczych. Patrząc na Partię Konserwatywną, można odnieść wrażenie, że niewiele różni się od Partii Pracy, choć dawniej dzieliło ich wszystko. W PE chadecy nierzadko głosują podobnie jak socjaliści, będąc tylko mniej radykalni w pewnych sprawach. Czas pokaże, czy europejscy konserwatyści będą wystarczająco jednoznaczni w reprezentowaniu konserwatywnych wartości. Conservare znaczy zachowywać. Czy posłowie będą mieli odwagę być europejską „konserwą”?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.