Pięć minut dla zemsty

Stanisław Guliński, arabista, znawca problemów Bliskiego Wschodu

|

GN 22/2209

publikacja 31.05.2009 21:32

Armia ostatecznie pokonała Tamilskie Tygrysy - ogłosił prezydent Sri Lanki. Zakończył się najdłuższy konflikt zbrojny w Azji.

Pięć minut dla zemsty Obóz dla uchodźców w Cheddikulam fot. EAST NEWS/ JOE KLAMAR

W latach 70. wielu ekonomistów widziało w Sri Lance kandydata na przyszły Singapur – „azjatyckiego tygrysa”. Nic z tego dotąd się nie spełniło. Nawet na tle swoich azjatyckich sąsiadów Sri Lanka wygląda ubogo. Inwestycje omijały pochłonięty wojną kraj szerokim łukiem, a słowo „tygrys” na Sri Lance kojarzyło się bardzo źle.

Groby w kolorze panterek
Ludzie zżyli się tu z wojną. Miliony urodziły się i dorosły z rzezią na północno-wschodnim karku i zamachami w sercu wyspy. Nie dziwne więc, że 17 maja telewizja w nieskończoność pokazywała scenę, jak dwa oddziały żołnierzy pod sztandarami z lwem spotykają się na tropikalnej plaży. Krótko potem przywódca Tamilskich Tygrysów próbował w furgonetce przedrzeć się przez pierścień okrążenia na wąskiej mierzei oddzielającej morze od sielskiej laguny. Żołnierze odpalili w jej kierunku pocisk z granatnika. Ciało Vellupilaia Prabhakarana zidentyfikowano, nie pozostawiając wątpliwości. Trwająca od 1983 r. jatka dobiegła końca. Nie wygasł i łatwo nie wygaśnie konflikt dwóch narodów wyspy: buddyjskich Syngalezów i hinduistycznych Tamilów. W każdej niemal wiosce i miasteczku są groby żołnierzy, którzy polegli przez te 25 lat. Ich miejsca spoczynku maluje się w kolorze panterek, w których polegli.

Im dalej na północ, tym częściej można spotkać dziwne „przystanki”. Kilka autobusów stoi na poboczu. Ich pasażerowie stłoczeni przy prowizorycznych barierkach i szlabanach czekają na kontrolę. Mają znudzone twarze. – Nigdy nie słyszałem, żeby na takiej kontroli kogoś złapali. Przecież nikt nie obwiąże się pasem i nie pójdzie grzecznie na punkt kontrolny, który stoi tu chyba z 10 lat – kręci głową kierowca. Wojskowy macha ręką ze znanym z innych takich miejsc na świecie grymasem, który mówi: „jedź już, jedź, to nie twój cyrk”. Mija nas ciemnoskóry rowerzysta. – O, tych bym się bał. Udają, że mają zepsute hamulce. A potem nie ma co zbierać.

Mnisi się niecierpliwią
Nad Dambullą górują obłe skały piaskowca, w których mnisi buddyjscy od I wieku p.n.e. kuli i ozdabiali kolejne pieczary. Na początku naszej ery król Syngalezów Valagambahu znalazł tu kryjówkę, gdy tamilscy najeźdźcy z południa Indii zajęli jego stolicę. W podzięce za 15 lat schronienia ufundował potem świątynię wotywną. Już tylko niektórzy zatrzymują się przy miejscu na dworcu autobusowym, gdzie rok temu bomba zabiła 18 osób, a ponad 80 raniła. Wśród ofiar było wielu pielgrzymów do świętego miasta Anuradhapura. Było kilka ciał w osmolonych pomarańczowych szatach. Buddyjscy mnisi. Ich sylwetki niby płonące wykrzykniki w morzu zieleni są jednym z bardziej charakterystycznych obrazów wyspy. Tu, zwiniętych w znaki zapytania, wyłuskiwano ze zwęglonych autobusów. Jak wielu innych przedtem i potem.

Mnisi do dziś cieszą się opieką rządzących. Obok zabytkowych świątyń skalnych rosną nowe. Z tutejszych drukarni pochodzą publikacje przypominające wielką historię Syngalezów, zagrzewające rząd do walki o odzyskanie północy wyspy. Mnisi z Dambulli byli duchowym zapleczem walki z brytyjskimi kolonialistami, a ostatnio udzielali też poparcia buddyjskim Birmańczykom, protestującym przeciw rządom junty wojskowej.

Doprowadzili już do upadku niejeden rząd. Historia 60 lat niepodległości Cejlonu, w 1972 r. przemianowanego na Sri Lankę, powtarzała pewien schemat:
1. zbliżają się wybory,
2. rząd nie radzi sobie z rozruchami lub (od 1983 r.) walką Tamilów na północy i wschodzie; opozycja lub nowa frakcja partii rządzącej obiecuje, że gdy dojdzie do władzy to (i tu dwa warianty):
a.) „dociśnie” Tamilów lub
b.) siądzie z nimi do negocjacji.
3. opozycja przejmuje władzę, i tu znów 2 warianty:
a.) Tamilowie okazują się za silni, by ich „docisnąć”,
b.) rząd zapomina o obietnicach negocjacji.
4. Mnisi niecierpliwią się i znów szukają nowej siły zdolnej walczyć o czysto syngalesko-buddyjską Sri Lankę.

Masakra w świętym mieście
Pielgrzymi i mnisi zabici w Dambulli zmierzali do Anuradhapury. Miasto było w starożytności i średniowieczu pierwszą stolicą Syngalezów. Tutaj w III w. p.n.e. dotarł Mahinda, misjonarz buddyzmu i syn indyjskiego cesarza Asioki. Mahinda spotkał syngaleskiego króla (Dewanampijatissa) w czasie polowania i rozpoczął z nim dysputę, która ostatecznie zaowocowała przyjęciem na wyspie nowej religii. Wzrastała ona wraz z drzewem Bo, którego szczep przywiozła z Indii siostra Mahindy – Sanghamitta. Pielgrzymi wierzą, iż silnie dziś rozgałęziony figowiec wyrósł ze szczepu drzewa, pod którym siadywał sam Budda.

Grube konary załamałyby się już dawno, gdyby nie darczyńcy, którzy chętnie ofiarowują przybytkowi pozłacane podpory. Drzewo zza ogrodzenia wydaje się wręcz całym zagajnikiem i odwiedzający dopiero z wolna orientuje się, iż ta wielka plątanina gałęzi ma początek w jednym pniu. Wzdłuż ścieżki do sanktuarium rozkładają się handlarze kwiatów lotosu składanego w ofierze w świątyni. Całe rodziny obozują piknikiem na okolicznych trawnikach. Całe miejsce tchnie głęboką duchowością. Tylko brama wiodąca do sanktuarium przypomina o codzienności Sri Lanki: funkcjonariusze policji drobiazgowo przeszukują wchodzących. Nie przypadkiem. U początku wojny, 14 maja 1985 r., „Tygrysy” porwały pod Anuradhapurą autobus. Zamachowcy podjechali nim do sanktuarium. Pod dachem z gałęzi wystrzelali 146 modlących się mnichów i pielgrzymów. Odwet sił rządowych zmobilizował wtedy ludność tamilską do poparcia organizacji, która była zdolna uderzyć w samo serce syngaleskiej dumy narodowej.

Syngalezi świętują, Tamilowie milczą
Imię Mahindy nosi obecny prezydent Sri Lanki Radżapaksa. Zwycięstwo w wojnie z „Tygrysami” ogłosił w dalekiej Jordanii. Był tu jednym z wielu gości Światowego Forum Ekonomicznego, ale wyjednał też u króla Abdullaha deklarację wypłacenia zaległych wypłat robotnikom ze Sri Lanki, zatrudnionym w jordańskiej fabryce ubrań, która ogłosiła bankructwo. Na całym arabskim Bliskim Wschodzie pracuje i wysyła na wyspę pieniądze ponad milion pracowników ze Sri Lanki (czyli 5 proc. mieszkańców, w większości kobiety). W Zatoce Perskiej, Jordanii czy Libanie pomoc domowa ze Sri Lanki lub Filipin bywa tak standardowym elementem gospodarstwa jak sprzęt AGD. I bywa podobnie traktowana. Sri Lanka jest jednym z trzech krajów z najtańszą siłą roboczą na świecie. Ale bez względu na swój status tego dnia Syngalezi mieli swoje 5 minut. Sprzątaczki i robotnicy budowlani tańczyli z radości i śpiewali ku pewnej frustracji Arabów, walczących z rodzimym terrorem bez widoków na sukces.

Po zwycięstwie Syngalezi świętują. Tamilowie na Sri Lance ostrożnie milczą. Tamilowie w diasporze protestują i atakują domy Syngalezów – emigrantów – np. w Australii czy Wielkiej Brytanii. Rząd obiecuje większości uciekinierów powrót do domów w ciągu kilku miesięcy. Trwa przeczesywanie dżungli w poszukiwaniu resztek partyzantów. Doświadczenie ze wschodu wyspy, wcześniej odbitej przez armię z rąk „Tygrysów”, uczy, że zemsta, choć nie będzie priorytetem, też te swoje 5 minut dostanie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.