Wstydliwa choroba

Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego

|

GN 22/2209

publikacja 31.05.2009 21:27

Młoda dziewczyna przykrywa głowę chustką. Wstydzi się zdeformowanej twarzy. Mieszka w centrum trędowatych w Angoli. To właśnie w Afryce diagnozuje się najwięcej nowych zachorowań na trąd. Mapa tej choroby pokrywa się ze światową mapą biedy.

Wstydliwa choroba Wielu mieszkańców leprozorium nie ma pracy, więc dzień spędzają na rozmowach pod drzewem, które daje cień Beata Zajączkowska

Jadąc do Angoli, wiele słyszałam o ludziach okaleczonych w wyniku wybuchu min przeciwpiechotnych, których tysiące wciąż pokrywają terytorium kraju. Na stronach rządu czytałam propagandowe hasła, że w porównaniu z innymi państwami afrykańskimi nie ma tu epidemii AIDS. Nigdzie ani słowa o trądzie, a przecież Angola zajmuje 4. miejsce w Afryce, pod względem liczby zachorowań. W tej niechlubnej statystyce wyprzedzają ją jedynie Madagaskar, Mozambik i Kongo. Mimo że są skuteczne lekarstwa, na świecie żyje co najmniej milion ludzi chorych na trąd. Dwa razy tyle boryka się z konsekwencjami tej choroby.

Dom trędowatych
Jedziemy do leprozorium w Fundzie, 30 km od Luandy. Boję się spotkania z okaleczonymi ludźmi. Ledwo wysiadam z samochodu, podjeżdża na ciężkim, drewnianym wózku jeden z mieszkańców ośrodka. Siostra Marta Sojka z misyjnego zgromadzenia Służebnic Ducha Świętego, które opiekuje się ośrodkiem, wita się z nim jak z dobrym znajomym. Jose z uśmiechem podaje mi pozbawioną palców dłoń. Dziękuje, że chciałam ich odwiedzić. Ośrodek popularnie nazywany jest w okolicy „Dwudziestką Piątką”. Tyle domków znajduje się na jego terenie. Obecnie mieszka tu 28 chorych z rodzinami. Razem to ponad 150 osób. – Centrum wybudowano jeszcze w czasach kolonialnych. Portugalczycy chcieli mieć trędowatych pod kontrolą. Wówczas chorzy byli jeszcze przymusowo izolowani i spychani na margines społeczeństwa – opowiada s. Marta. Trąd był chorobą, która naznaczała na całe życie. Teraz powoli się to zmienia, ale wciąż budzi lęk.

Mijamy niewielki ośrodek zdrowia, królestwo pochodzącej z Argentyny s. Nelidy. Codziennie opatruje tu rany trędowatych, wydaje im leki, ale także udziela pomocy mieszkańcom sąsiednich wiosek. Malaria, gruźlica, AIDS wciąż zbierają śmiertelne żniwo. Leczenie trądu jest w Angoli bezpłatne, wciąż jednak brakuje wystarczającej informacji. Choroba, przenoszona jak gruźlica drogą kropelkową, roznosi się także z powodu ogromnej biedy. Trąd obecny jest nawet w stolicy. Także tam ludzie gnieżdżą się po kilkanaście osób w małych chatkach, więc o zarażenie nietrudno. Chorują nawet kilkumiesięczne dzieci. O rozprzestrzenianiu się choroby decyduje też ignorancja. – Wielu ludzi zamiast pójść do ambulatorium na badania diagnostyczne, korzysta z porad miejscowego czarownika. Ten serwuje im nieskuteczne zioła i amulety – mówi s. Róża Gąsior SSpS.

Najstarszą mieszkanką „Dwudziestki Piątki” jest Mama Amelia. Wchodzimy do jej domku. Siedzi na podłodze w kuchni, obierając na wyczucie strączki fasoli. Ma amputowane obie nogi, dłonie pozbawione palców. Nie widzi. Siostra Róża przynosiła często Mamie Amelii koty. Trąd sprawił, że pozbawiona jest ona czucia i często była gryziona w nocy przez szczury, które zadomowiły się w ośrodku.

Kilka metrów za jej domem profesjonalny warsztat. Jednym z pomysłów na pomoc było znalezienie pracy dla trędowatych. Zaczęli więc szyć buty. A to nie lada sztuka, ponieważ na zniekształcone trądem stopy trudno dopasować but tak, by nie ranił. Warsztat się rozwinął i obecnie obuwie sprzedawane jest nie tylko mieszkańcom ośrodka.

Laska nadziei
Trąd można wyleczyć. Jeśli był wcześnie zdiagnozowany, nie pozostawia po sobie najmniejszych śladów. Okaleczone twarze i amputowane kończyny to wynik wieloletnich zaniedbań. – Tym, którzy pokonali trąd, pomagamy w wybudowaniu domu z dala od leprozorium. Staramy się, by choć część mogła skończyć szkołę i zdobyć wykształcenie – mówi s. Marta. Jeden z wyleczonych, mimo że nie ma ręki, a w drugiej dłoni brakuje mu palców, jest nauczycielem i ma przydrożny bar. Sytuacja powoli się zmienia, rząd zapewnia wszystkim bezpłatne leczenie, ale trąd wciąż stygmatyzuje. – Widziałam wielokrotnie, jak zamożna rodzina przyjeżdżała luksusowym samochodem i oddawała swojego ojca do leprozorium, ponieważ się go wstydziła – mówi s. Róża. I dodaje: Ten sam problem dotyczy AIDS – współczesnego trądu.

Ośrodek dla trędowatych mają pod opieką duszpasterską księża werbiści z Kifangondo. Trudno jest jednak pokonać codzienny marazm i brak nadziei. Poważniej okaleczeni mieszkańcy ośrodka żyją z dnia na dzień, przesiadując bezczynnie w cieniu baobabów. Trudno ich do czegokolwiek zmobilizować. Kombinują tylko, jak zdobyć parę groszy na piwo. Z drugiej strony wózki inwalidzkie, kule i laski otworzyły przed niektórymi szansę na normalniejsze życie. Znaleźli pracę. A wszystko to dzięki staraniom Polaków, którzy zorganizowali akcję „Laska nadziei”. Zalegający w domach i piwnicach niepotrzebny, a wciąż sprawny sprzęt ortopedyczny przekazano werbistom, a potem drogą morską dotarł on do Angoli. Misjonarze mówią, że przyda się tu każdy wózek, kule, laski, a nawet pluszowy miś dla najmłodszych ofiar trądu.

Osoby, które chciałyby przekazać sprzęt ortopedyczny lub zabawki, mogą kontaktować się z werbistami: REFERAT MISYJNY KSIĘŻY WERBISTÓW,
Kolonia 19, 14-520 Pieniężno,
tel. (0-55) 242 92 43,
e-mail: refermis@post.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.