Padnij – powstań!

Przemysław Kucharczak

|

GN 18/2009

publikacja 05.05.2009 18:14

Był więziony aż w sześciu niemieckich obozach. A dziś, mimo swoich 86 lat, wciąż jeździ po Europie i mówi młodzieży: nauczcie się przebaczać. Będzie wam łatwiej żyć.

Padnij – powstań! Tadeusz Sobolewicz z fotografią swojego ojca Stanisława, legionisty Piłsudskiego fot. JÓZEF WOLNY

To Tadeusz Sobolewicz. W kwietniu w Krakowie 300 młodych z Wiednia słuchało go w przejmującej ciszy. A potem dziękowali, klaszcząc przez cztery minuty. Tadeusz jest emerytowanym aktorem. Zdarzyło się nawet, że jako aktor wrócił do Auschwitz, w którym w czasie wojny spędził jako więzień straszne półtora roku. W amerykańskim filmie o Auschwitz „Triumph of the spirit” zagrał... oficera SS.

Tata z Legionów
Przed wojną Tadeusz był harcerzem. Szczycił się, że jego ojciec, major Stanisław Sowiźrał, walczył w legionach Piłsudskiego. Kiedy wybuchła wojna, jego tata został komendantem Związku Walki Zbrojnej w Tarnowie. A 16-letniego Tadka zrobił swoim łącznikiem. Chłopak śmigał więc rowerem po Tarnowie z torbą pełną nielegalnych gazet i plikami sfałszowanych dokumentów. Raz tata wręczył mu nawet pakunek z dwoma rewolwerami. Zachwycony tym ryzykownym zadaniem Tadeusz wskoczył na rower i zawiózł broń do leśniczówki Jodłówka pod Tuchowem, 20 kilometrów od Tarnowa. Wkrótce jednak przyszło mu za to zapłacić. Gestapo aresztowało mu mamę, a Tadek ledwie zdążył uciec w nocy przez okno. Strzelali za nim, ale uciekł. Na nowo został łącznikiem taty w Częstochowie. Przybrał fałszywe nazwisko Sobolewicz. Pozostał przy nim też po wojnie. Niemcy złapali go w 1941 r. w Częstochowie. Miał wtedy już 17 lat, ale wyglądał znacznie młodziej. – To nawet dzieci już aresztują... – rzucił na jego widok starszy współwięzień. Niemcy zesłali chłopaka do Auschwitz.

Wejście do piekła
Pierwsze chwile w obozie były straszne. Esesmani z więźniami piastującymi funkcję kapo, najczęściej niemieckimi kryminalistami, tłukli, kogo popadło, pałkami. – Podczas apelu źle zdejmowaliście czapki! – poinformował następnego dnia nowicjuszy blokowy. – Padnij! Powstań! Skakać żabką! – ryczał. A pozostali Niemcy bili ćwiczących więźniów, zwłaszcza tych, którzy nie nadążali. Znieruchomiałe ciała odciągali na pryzmę pod schodami. – Żydzi i księża wystąp! – wrzasnął nagle blokowy. Wystąpiło ok. 15 osób. „Kazano im stanąć pod murem i na nowo zaczęto ich bić po głowach. Esesmani robili to w rękawiczkach, blokowy gołą pięścią. Po chwili następnych trzech nieszczęśników odciągnęli funkcyjni pod schody bloku” – napisał Tadeusz w książce „Wytrzymałem, więc jestem”. Na początku Tadek biegał z workami z cementem. Dosłownie biegał, bo esesmani po drodze tłukli go kijami z rykiem: „co tak wolno się ruszasz pętaku!”. Kto nie wytrzymywał szalonego tempa, tego Niemcy bili na śmierć.

„Gdy wróciłem do wagonu po worek, kapo August walił głową jednego z więźniów o żelazne, kanciaste obicia wagonu, aż trysnęła krew. Gdy tamten zawisł mu na ręce – odrzucił go pod wagon jak niepotrzebną rzecz” – wspominał Tadeusz. Pracował też przy wybieraniu żwiru z rzeki Soły. Widział, jak esesman ściągnął starszemu więźniowi czapkę, wyrzucił ją poza linię wartowników i kazał przynieść z powrotem. A potem strzelił temu więźniowi w plecy. – Esesmani za zabicie uciekającego więźnia, bo tak to się nazywało, dostawali dwa dni urlopu – wyjaśnia Tadeusz Sobolewicz. Do Auschwitz trafił później też ojciec Tadka, jednak szybko zachorował i trafił, jako nieużyteczny, do komory gazowej. – Czuł pan wtedy nienawiść do Niemców? – pytamy. Tadeusz Sobolewicz w swoim krakowskim mieszkaniu zamyśla się. – Raczej rezygnację. Chciałem się zabić. Dookoła była śmierć. Widziałem stosy trupów, musiałem zasypywać ślady krwi na obozowych alejkach. Ginęli moi przyjaciele, wspaniali harcerze, moi nauczyciele, a los mojej mamy był nieznany... Myślałem, że moje życie jest bez sensu – mówi.

Idzie pomoc
Zdarzało się, że inni więźniowie go okradali. Ale spotkał też wspaniałych ludzi, którzy bezinteresownie ryzykowali dla niego życie. Kiedy esesmani pobili go do nieprzytomności i kazali wysłać do karnego komanda, pomogli mu więźniowie Wieczorkowski i Springer, nauczyciele z Częstochowy. Zanieśli chłopca do umywalni i zamienili mu pasiaki z jakimś zabitym więźniem. – Ani słowa, dajemy ci jego numer, on dostanie twój – powiedzieli, wskazując trupa, kiedy Tadeusz się ocknął. Zawołali pisarza. – On już nie żyje, załatwili go – powiedzieli, pokazując trupa. Pisarz skreślił jego nazwisko ze skierowania do karnej kompanii. – No, szkoda by ciebie było, jesteś młody. Pójdziesz na inny blok. Tu poznałby cię blokowy. Tam jest jeszcze szansa – wyjaśnili i załatwili chłopcu przeniesienie. Ci dwaj niezwykli ludzie też przeżyli Auschwitz. – To, że przeżyłem, wiążę też z modlitwą mojej matki. Mama przeżyła 5 lat obozu w Ravensbrück – mówi dziś pan Tadeusz.

Z czasem Tadek wkręcił się do dobrego komanda: do kuchni. Miał tam ciężką fizyczną pracę od rana do nocy, ale za to przestał głodować. – Dopiero w kuchni zmieniłem swoją postawę z pełnej rezygnacji na aktywną. A to dlatego, że pracowali tam koledzy wyjątkowo odpowiedzialni moralnie za innych więźniów. Pod ich wpływem stwierdziłem: trzeba ratować nie tylko własne życie, ale też innych – wspomina dzisiaj. Ryzykując życie, tak jak koledzy, Tadek zaczął więc wykradać żywność. Rozdawał ją później znajomym. Wręczał ją też kolegom z ruchu oporu, założonego w Auschwitz przez rotmistrza Pileckiego, a ci potajemnie dostarczali ją do obozowego szpitala. Wśród kolegów Tadka panowała jednak zasada, że żywność trzeba „organizować” w taki sposób, żeby nie uszczuplać porcji dla więźniów. Kradli często małe kawałki żywności z transportu. – Raz w czasie rozładunku żywności prawie na oczach esesmanów wrzuciłem do pustej beczki ponad 20 kiełbas, bo akurat buchnęła para z kotła i przez moment mniej uważali. Dzisiaj łapię się za głowę, że stać mnie było na taką szczeniacką bezczelność – wspomina. Otwarta beczka leżała jednak na widoku, więc za następnym nawrotem spocony już ze strachu chłopak wrzucił ją na wózek. Przywalił ją dwoma innymi beczkami, które wyrwał koledze, i z rumorem przejechał przez całą kuchnię. Po drodze zaczepił go esesman, ale na szczęście uwierzył w jakiś idiotyczny wykręt. – Zawiozłem te kiełbasy zdziwionym kolegom z jarzyniarni. Jeden z najsprytniejszych „organizatorów”, stary więzień Eugeniusz Cyba, zapytał tylko, jak to rozdzielić. Powiedziałem, żeby większość posłali na szpital – wspomina dziś Tadeusz.

W 1943 roku Niemcy przewieźli Tadka z grupą starszych więźniów do obozu w Buchenwaldzie. A później jeszcze do Lipska, do fabryki zbrojeniowej w Mülsen, gdzie przeżył straszny pożar, do obozów we Flossenburgu i Regensburgu. Tuż po śmierci Hitlera uciekł z marszu śmierci i doczekał wkroczenia Amerykanów. Fakt, że w dorosłość wkraczał w takim piekle, bez kontaktu z rodzicami, odbił się na jego podejściu do moralności. – W obozach w dużej mierze straciłem wiarę w Boga. Odzyskałem ją dopiero po kilkudziesięciu latach – mówi nam. Po wyjściu z obozu od razu zaczął uprawiać seks, a to w krzakach z poznaną chwilę wcześniej więźniarką, a to z młodymi Niemkami, które oddawały się za dwa papierosy. Być może wpadł w zwierzęce podejście do seksu także ze względu na kolegów, dla których to było coś zwyczajnego.

Kiedy wrócił do Polski, długo nie umiał sobie ułożyć życia z kobietami na stałe. Jest dzisiaj żonaty po raz trzeci. Własny syn nie zaprosił go na ślub. W jesieni życia pojednał się z nim jednak, kocha swoje wnuczki i prawnuki. – Bywałem w życiu konformistą. Zapisałem się nawet do partii. Myślę, że moje wieloletnie życiowe błądzenie miało związek z tym, że w młodości kształtował mnie obóz. Współczuję żonie, bo nie jest łatwo żyć z oświęcimiakiem – mówi. Opowiada nam o swojej ogromnej czci dla św. Maksymiliana Kolbego, którego często prosi o pomoc. O odkrywaniu na nowo mocy Komunii św. – No i póki mam siły, chcę mówić młodzieży, że jedyną drogą do uzyskania pokoju jest przebaczenie. Mówię: nauczcie się przebaczać, młodzi Polacy. Będzie wam łatwiej żyć – dodaje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.