Kolacja bez Papieża

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 16/2009

publikacja 17.04.2009 12:42

Papież lubi tort czekoladowy i żart o lwach na pustyni, dowiedzieliśmy się w domu państwa Messererów, najbliższych krewnych Benedykta XVI.

Kolacja bez Papieża – W tym domu urodził się ojciec Benedykta XVI – opowiadają gospodarze: Antoni i Maria oraz ks. Richard fot. ROMEK KOSZOWSKI

Niestety, nie będę już mógł do was przyjeżdżać – to było pierwsze zdanie Benedykta XVI podczas spotkania z Marią i Antonim Messererami tuż po wyborze na Stolicę Piotrową (dziadek Antoniego był bratem ojca Papieża). Mówił to z żalem, bo Winzer – miejscowość, gdzie od pokoleń żyli Ratzingerowie i gdzie urodził się ojciec Papieża – odwiedzał prawie przez całe życie w ostatnim tygodniu sierpnia. Jeszcze 29 grudnia 2004 r. ks. Richard Simon, proboszcz parafii pw. św. Jerzego, a nasz przewodnik, zapraszał go na 1000-lecie Winzer w następnym roku.

Kardynał udzielał wtedy chrztu 6-tygodniowemu Antoniemu, wnukowi Messererów, dziecku ich syna Antoniego (w rodzinie Ratzingerów wszyscy pierworodni noszą imię po ojcu). „Przyjadę, jeśli nic nie stanie mi na przeszkodzie” – obiecał. „Przeszkodą” okazała się decyzja konklawe. Państwo Messererowie właśnie wrócili z Ratyzbony od starszego o 3 lata brata Ojca Świętego ks. Georga Ratzingera. Kiedy tam byli, do brata zadzwonił Papież (telefonuje regularnie trzy razy w tygodniu). Opowiadał o dobrym przyjęciu w Afryce, a kiedy dowiedział się, że „Gość Niedzielny” przyjeżdża do Messererów, przekazał naszej redakcji pozdrowienia i błogosławieństwo.

„Ojcze nasz” na talerzach
Winzer leży w Bawarii i znaczy winnica. W herbie ma kiść winogron. Podobne winogrona odkryto na ścianach podczas renowacji kościoła. Dziś nikt nie zajmuje się tu uprawą winorośli. Ale i bez wina przybysz ze Śląska czuje się tu pijany od czystego, pachnącego pierwszymi żonkilami powietrza. – Ta czteroipółtysięczna miejscowość to coś pośredniego między wsią a miastem – opowiada ks. Simon. Są tu szkoła, przedszkole, dwa banki, dwóch lekarzy, dwa solaria, zakład produkujący nabiał, odległe o 15 km lotnisko, skąd startują samoloty do Berlina, i… planetarium. Właśnie na skraju Winzer, za planetarium, mieszkają Messererowie. Na trasie mijamy zadbane, jasne domy. Przed nimi drzewka przystrojone w kolorowe pisanki, bo tylko tydzień do Wielkanocy. Proboszcz włącza radio. Modna grupa „Silbermond” śpiewa: „Ten świat kręci się za szybko, daj mi troszeczkę stałości”.

Zamierza zacytować te słowa w kazaniu. Przez chwilę wydaje mi się, że wiem, dlaczego wracał tu ks. Józef Ratzinger. W Winzer znajdował stały punkt odniesienia – dom rodzinny z jego tradycjami. Kiedy patrzy się na drzewo genealogiczne Ratzingerów, w co drugiej generacji widać księży i siostry zakonne. Gdy pytam gospodarzy, co jest dla nich najważniejsze, Maria odpowiada bez namysłu: – Wiara i dzieci. A Antoni dodaje: – To, że wszystko robimy wspólnie, modlimy się, pracujemy. Praca jest ważna, ale nie najważniejsza, dziękujemy Bogu, że ją mamy. I dobrze, żeby żona i mąż mieli wspólny punkt odniesienia, wtedy łatwiej się dogadać. – Mamy dwójkę wnuków, może też zostaną księżmi – zastanawia się Maria. A w jej kuchni na kilku wystawionych dla ozdoby talerzach można odczytać modlitwę „Ojcze nasz” (Vater unser).

Święte miejsce w dobrej izbie
Poznali się na kursie dojenia krów. – I nagle romantycznie spojrzeliśmy sobie w oczy – śmieją się. Od lat prowadzą gospodarstwo z fermą drobiarską. Hodują 27 tys. kur, ekologicznie, na zbożu i soi. Tymi kurami zajadał się kard. Ratzinger, ale teraz nie można ich wysyłać do Watykanu, bo musiałyby przechodzić szczegółową kontrolę. Wchodzimy do 200-letniego domu Ratzingerów z belkami na sklepieniach i maleńkimi oknami. Tu został na gospodarstwie najstarszy z rodzeństwa dziadek gospodarza. Młodszy od niego ojciec Papieża najpierw poszedł do wojska, a potem został policjantem. – Bracia mojej mamy zginęli podczas wojny, a ona została tu i wyszła za Messerera, stąd to zmienione nazwisko – tłumaczy Antoni.

Pani domu w fartuszku w biało-błękitne pasy zaprasza nas do ozdobionego żonkilami stołu z „ich” kurczakami, pyszną sałatą, chlebem wielkanocnym i ciastem gruszkowym, jakby wiedziała, że nazywam się Gruszka. Tu, w tradycyjnej bawarskiej „dobrej izbie”, kard. Józef Ratzinger siadał przy stole. A potem, też tutaj, jak nakazuje gościnna tradycja, spał. – Dzisiaj to święte miejsce – Maria pokazuje kącik, gdzie niewiele się zmieniło. Tylko na ścianie obok ceramiki z modlitwą „Ojcze nasz” przybył portret Józefa, czyli Benedykta XVI. Maria zawsze zwracała się do dzisiejszego Ojca Świętego – „Księże kardynale”. Ale Antoni mówił do niego po prostu „Józefie”. Dziś wszyscy, także ich dzieci: Antoni, Maria i Elżbieta, używają tytułu „Ojciec Święty”. – Ten urząd go odmienił, wywyższył, czuje się respekt – mówi Antoni.

Nugat i espresso
Kiedy kard. Ratzinger siadał za tym stołem, dużo się śmiał i rozmawiał – Prywatnie jest bezpośredni, wesoły, wcale nie niedostępny, jak przedstawiają go media – opowiada Maria. – Pił z nami lekkie piwo z lemoniadą, kawę bezkofeinową – wylicza Antoni. Razem z bratem uwielbiał opowiadać kawały, można by z nich złożyć książeczkę. Najbardziej lubił ten o lwach: „Dwóch ludzi jechało przez pustynię i zepsuł im się samochód, a wtedy zaczęli się modlić o pomoc. Tymczasem pojawiły się dwa lwy i też odmówiły swoją modlitwę: »Panie Boże, pobłogosław nas i te dary…«”. Przez lata był „tym drugim”, po Janie Pawle II, i kiedyś opowiedział bliskim, że jego poprzednikowi gdzieś zapodziały się papieskie buty. We dwójkę zaglądali kardynałom pod sutanny, żeby sprawdzić, czy któryś ich sobie nie pożyczył. Zwykle kardynał przyjeżdżał ze słodyczami dla dzieci.

Z prezentów dla dorosłych zachowała się kropielnica i dzbanek na wodę święconą. – Szkoda, że robiliśmy tak mało zdjęć – żałują, oglądając albumy z fotkami z chrztów, których udzielał przyszły Ojciec Święty. – Kto to wtedy wiedział, co będzie? Jak został papieżem, co drugi mówił, że jest jego krewnym, a znajomy z Winzer chciał sprzedawać jego zdjęcia prasie – opowiadają. Maria na przyjęcie gościa zwykle piekła tort czekoladowy i ciasteczka waniliowe. Te ciasteczka razem z nalewką na tutejszej jarzębinie zalanej rumem, sporządzaną według własnej receptury, do dziś posyłają Papieżowi na święta. Jak się okazuje, Benedykt XVI bywał łasuchem. Podczas wizyty w Regensburgu zażyczył sobie kawałek nugatu z filiżanką espresso. – Wysyłamy mu nasze przysmaki, a sami przywozimy włoskie przepisy – gospodyni dolewa nam sosu na włoską modłę, z czosnku, pomidorów, selera i oregano.

Żyjemy sobie spokojnie
Teraz spotykają się w Castel Gandolfo. – To dyscyplinuje całą rodzinę, która jednocześnie bierze urlop i jedzie do Ojca Świętego. Nie tylko Messererowie z synem Antonim, jego żoną Barbarą i wnukami, ale i córka Maria, lekarka z Kolonii, i druga – Elżbieta, studentka z Monachium. – Tak prywatnie bez fotografów i sekretarza rozmawiamy tylko godzinę – opowiada Maria. – To nie tajemnica – pyta o problemy domowe, o gospodarstwo, jak się chowają kury, normalnie, jak to w rodzinie. W minione wakacje ich wizyta znalazła się między spotkaniem z biskupami z Laosu i Kambodży, a odwiedzinami biskupów z Austrii. Maria martwi się, że Papież, który kończy właśnie 82 lata, jest zbyt obciążony obowiązkami.

– Nawet nie ma czasu na dłuższą drzemkę w ciągu dnia, a przecież szybko się męczy – mówi. – To bardzo odpowiedzialny urząd, trzeba ciągle uważać, co się mówi. Bywa, że przekraczają czas wydzielony na prywatne spotkanie. Podczas pielgrzymki do Niemiec w 2007 r. w Regensburgu tak się zagadali, że Papież, zamiast święcić organy, siedział i rozmawiał z nimi, naruszając protokół. Ich najmłodszy wnuk Józef Benedykt urodził się 10 miesięcy po wyborze kard. Ratzingera na papieża. Mieli możliwość, żeby ochrzcił go w Watykanie podczas uroczystości Chrztu Pańskiego. Ale zrezygnowali. – Jak tam jechać z niemowlęciem, gdzie urządzilibyśmy spotkanie rodzinne? – zastanawia się Maria. – I tak żyjemy tu sobie spokojnie. Rano do kur, potem praca na roli, zakupy i znowu wieczór. Nic wielkiego, całkiem normalne, wiejskie życie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.