Wielka wojna religijna

Leszek Śliwa

|

GN 13/2009

publikacja 02.04.2009 00:08

Nazywano ją poligonem II wojny światowej. Wojna domowa w Hiszpanii była jednak przede wszystkim zderzeniem dwóch ideologii i największą wojną religijną XX wieku.

Wielka wojna religijna Brygady Międzynarodowe były zdyscyplinowaną armią komunistów fot. EAST NEWS/AKG-IMAGES

Hiszpańska wojna domowa (1936–1939) nie była taka sama jak inne wojny. Nie chodziło w niej bowiem ani o interesy ekonomiczne, ani o spory narodowe, ani o panowanie nad jakimś regionem świata. To była wojna lewicy z prawicą: wojna dwóch ideologii, dwóch wizji świata, dwóch systemów wartości. Wojenny radykalizm doprowadził tylko do skrajności to, co w pokojowych czasach jest przedmiotem debat w parlamencie i w mediach. Dlatego hiszpańska wojna domowa, choć zakończyła się dokładnie 70 lat temu, wciąż wzbudza ogromne emocje nie tylko w Hiszpanii. Nawet zawodowi historycy z innych państw,
podejmując ten temat, nie potrafią zdobyć się na obiektywizm.

Lewica, czyli wojna z Kościołem
Analiza poglądów ugrupowań walczących w wojnie prowadzi do zaskakujących wniosków. Siły tworzące lewicowy Front Ludowy różniły się wszystkim z wyjątkiem stosunku do Kościoła. Łączyła je wyłącznie wrogość do katolicyzmu oraz do Kościoła jako instytucji. Wszystko inne je dzieliło do tego stopnia, że w czasie wojny wciąż wybuchały walki pomiędzy milicjami poszczególnych partii, a rząd praktycznie nie panował nad sytuacją.

Głównymi siłami lewicy byli anarchiści, socjaliści, komuniści, liberałowie oraz nacjonaliści katalońscy i baskijscy. Liberałowie byli zwolennikami republiki i parlamentarnej demokracji, chcieli umiarkowanych reform socjalnych. Wielu z nich było masonami. Komuniści, ślepo wykonujący rozkazy Stalina, chcieli wprowadzenia dyktatury całkowicie podporządkowanej ZSRR. Socjaliści również chcieli komunistycznej dyktatury, ale z elementami lokalnej samorządności i bez nadzoru ZSRR. Anarchiści domagali się zupełnej likwidacji państwa i tworzenia w zamian spółek robotniczych i chłopskich. W Aragonii udało im się nawet stworzyć (oczywiście przemocą) autentyczne kołchozy.

Wśród nacjonalistów katalońskich i baskijskich były stronnictwa o bardzo różnych poglądach, niektóre nawet prawicowe. Wszystko jednak podporządkowywały one wywalczeniu autonomii regionalnej, której odmawiała im hiszpańska prawica. Zgoda pomiędzy partiami lewicy panowała tylko co do jednego. W chwili wybuchu wojny zamknięto wszystkie kościoły i oficjalnie zabroniono odprawiania Mszy. Milicje anarchistyczne, socjalistyczne i komunistyczne mordowały księży i zakonników. Podczas wojny zginęło ponad 6800 duchownych, w tym 13 biskupów.

Prawica, czyli krucjata
Analogicznie na prawicy jedynym łącznikiem była akceptacja Kościoła. Tam również dochodziło do sporów, przecinanych żelazną ręką gen. Franco. Wśród jego zwolenników dominowali monarchiści, karliści, falangiści i chrześcijańscy demokraci. Chadecy byli zwolennikami demokracji parlamentarnej, monarchiści pragnęli powrotu króla Alfonsa XIII. Część z nich skłaniała się w stronę monarchii konstytucyjnej, ograniczonej przez parlament. Karliści też byli monarchistami, ale popierali pretendentów do tronu z bocznej gałęzi Burbonów. Byli skrajnie konserwatywni, nie dopuszczali żadnych form demokracji. Ponieważ wielu z nich było Baskami, domagali się jednak zdecentralizowanej formy państwa, z zachowaniem lokalnych autonomii. Falangizm był natomiast hiszpańską odmianą faszyzmu. Falangiści chcieli dyktatury, ale byli wrogami monarchii. Domagali się lewicowych reform społecznych, ale byli przeciwni decentralizacji państwa. Całą prawicę łączyła tylko akceptacja Kościoła, aczkolwiek dla Falangi wiara nie była istotna. Falangiści uważali jednak Kościół za narodowy symbol Hiszpanii i dlatego go popierali. Franco ostentacyjnie podkreślał katolicyzm rebelii, chętnie odwołując się do symboliki krucjaty.
Pakt o niepamięci

Obie strony konfliktu miały na sumieniu ogromne zbrodnie. Dokładna liczba ofiar jest bardzo trudna do ustalenia. Ostatnio oblicza się, że podczas wojny zginęło około pół miliona ludzi. Obie strony zamordowały poza linią frontu mniej więcej po 60 tys. osób. Dodatkowo po zakończeniu wojny wykonano ponad 50 tys. wyroków śmierci. Kiedy 36 lat po zakończeniu wojny zmarł gen. Franco i rozpoczęła się demokratyzacja, wszyscy obawiali się powrotu upiorów przeszłości. Zgodnie uznano, że wzajemna spirala rozliczeń może doprowadzić do ponownego wybuchu emocji, które w czasach rządów Franco zostały „zamrożone”. Dlatego politycy z obu stron przyjęli niepisaną zasadę nierozliczania, swego rodzaju „pakt o niepamięci”.

Nie oznacza to jednak, że spory ideowe zanikły. Hiszpania obecnie jest ideologicznie podzielona tak samo jak w czasach wojny domowej. Siły obu stron są – podobnie jak wtedy – mniej więcej równe. Tak samo jak 70 lat temu stosunek do Kościoła i wartości chrześcijańskich stanowi główną linię podziału na prawicę i lewicę. Dziś skrajne ugrupowania po obu stronach już nie istnieją lub nie mają żadnego politycznego znaczenia. Na prawicy pozostali tylko chadecy. Natomiast dziedzicami myśli lewicowej są socjaliści, którzy zachowali nawet nazwę partii (PSOE). W rzeczywistości jednak ich poglądy są obecnie bliskie raczej liberałom sprzed 70 lat niż ówczesnym socjalistom. Podobnie jak wówczas, socjaliści współpracują z nacjonalistami katalońskimi i baskijskimi. Obie strony zdecydowanie potępiają przemoc, ale w Hiszpanii bardziej niż gdzie indziej „linia frontu” wciąż jest mocno widoczna. Lewica jest bardziej lewicowa niż w innych krajach, co pokazują reformy wdrażane przez premiera José Luisa Rodrígueza Zapatero. A prawica jest bardziej konserwatywna. I potrafi wyprowadzić na ulice nawet milion ludzi w pokojowej manifestacji w obronie wartości chrześcijańskich.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.