Kariera Pauliny i Maćka

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 12/2009

publikacja 22.03.2009 20:43

Paulina Smaszcz-Kurzajewska popłakała się, kiedy usłyszała piosenkę Natalii Niemen „Jestem mamą, to moja kariera”. – Natalka napisała to o mnie – mówi. Rodzina Kurzajewskich promuje tegoroczne obchody Narodowego Dnia Życia.

Kariera Pauliny i Maćka Paulina i Maciej Kurzajewscy z synami Frankiem (starszy) i Julkiem, z rodzicami Pauliny – Zofi ą i Leszkiem Smaszczami (z lewej) oraz Teresą i Czesławem Kurzajewskimi (z prawej fot. JAKUB SZYMCZUK

Kiedy wraca z telewizji, gdzie prowadzi program „Pytanie na śniadanie”, potrafi zdjąć pantofle i na bosaka wejść do piaskownicy, w której bawi się ich mający 2 latka i 8 miesięcy Julek. A już po chwili razem z nim i innymi dziećmi kopie tunel. Maciek, jej mąż, prezenter sportowy Jedynki, raz bywa w pracy 4, innym razem 24 godziny. Ale kiedy przyjeżdża do ich domu pod Warszawą, sto metrów pod lasem, zaraz biegnie do synów. – Wykształciłem w sobie umiejętność oddzielania świata pracy od domowego – opowiada.

– Nie spotykam się z kolegami na piwie, żeby roztrząsać zawodowe problemy, wolę pobyć z dziećmi. I przyznaje, że rzadko oglądają telewizję. Kiedy zaproponowano im, żeby zostali twarzami Narodowego Dnia Życia, zebrali się przy ośmioosobowym stole razem z rodzicami Pauliny i Maćka. – Zgodziliśmy się naruszyć swoją prywatność, wpuściliśmy do domu kamery w słusznej sprawie – tłumaczy Maciek. – Dla nas najważniejsza jest rodzina. Bez jej wsparcia i energii nie da się żyć – podkreśla. Uważają za honor, że stali się wizytówką polskich rodzin. Będą jeździć po miastach i rozmawiać z samorządowcami, żeby, między innymi, wspierali rozwój rodzinnych firm. Znajomi mówią, że potrafią się cieszyć byciem mamą i tatą.

Mąż bez wątpliwości
Paulina wychowała się w rodzinie dwa plus dwa w Poznaniu. Kiedy była nastolatką, myślała, że chciałaby mieć dzieci, ale z takim jedynym, fantastycznym mężczyzną, na którego warto czekać nawet bardzo długo. – Żeby oddać mu życie i za którego warto oddać życie – podkreśla. Z Maćkiem poznali się 13 lat temu pod skocznią podczas mistrzostw świata w skokach narciarskich w Zakopanem. – Pracowaliśmy w telewizji, ale dotąd się nie spotkaliśmy – wspomina. Od pierwszej chwili nie miała wątpliwości, że to on. Poznali się w styczniu, a pobrali we wrześniu. – Z czasem kocham go coraz bardziej – zwierza się.

– Jest moim najlepszym przyjacielem. Nawet kiedy zwraca mi uwagę, to nie dlatego, żeby sprawić przykrość, ale dlatego, że mu na mnie zależy. Przyznają, że są stale od nowa zakochani. – Może pomagają w tym moje wyjazdy, kiedy wracam, to znów zakochuję się w żonie – mówi Maciej. Rok po ślubie urodził się Franio. – Potem długo czekaliśmy, żeby spełnić marzenia nasze i Frania o rodzeństwie – opowiada Paulina. Kiedy Franio miał 7 lat, zaszła w ciążę. To byli dwaj chłopcy, bliźniacy, ale pod koniec piątego miesiąca poroniła. Prawie trzyletni Julek też jest z ciąży bliźniaczej, ale na świat przyszedł tylko on.

Świeży sok z pomarańczy
Kiedy pytam, jakie sukcesy ostatnio celebrowali przy rodzinnym stole, Paulina bez namysłu odpowiada, że dzieci. – To największy dar, stale się nimi cieszymy. – Kocham synów do szaleństwa – dodaje Maciek. I opowiadają o swoich pociechach. Tata: – Starszy Franio najpierw stał w drugim szeregu, aż się dziwili, że rodziców ma w telewizji. Dziś bardzo się zmienił, jest odważny, dobrze się uczy, ma świetne relacje z młodszym bratem, na którego czekał z radością, jest świetnym sportowcem. Mama: – Tata zaszczepił mu te umiejętności. Gra w piłkę nożną, siatkówkę, jeździ na nartach, uprawia snowboard…Tych dyscyplin dużo by wymieniać. A rano potrafi przynieść mamie jej przysmak – świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy. – Julek wygląda na aniołka, a jest wulkanem energii, nie daje spokoju, uśmiechnięty rano i wieczorem – wylicza Paulina. – Wczoraj rozmawialiśmy z Franiem o teście z angielskiego – opowiada Maciek. – I nagle Julek zaczął się dopytywać, jak jest po angielsku chleb, jabłko. Lubią rozmawiać do późnej nocy.

Bieganie z wózkiem
Paulina przerywa długie rozmowy telefoniczne, żeby bardziej być z synami. W zeszłym roku w listopadzie zrezygnowała z bycia szefową PR w firmie Microsoft, tylko dlatego, że musiała przebywać w firmie po 14 godzin dziennie. – Żaden prezes nie odciągnie mnie od dzieci, a przestałam je widywać – podkreśla. Kiedy Franio czy Julek są przeziębieni i potrzebują, żeby trzymała ich na kolanach, żadna praca zawodowa się dla niej nie liczy. – Ile wkładamy w wychowanie, tyle otrzymujemy – jest tego pewna. W swojej książce „Mama i tata to my” pisze, że rodzice uczą dzieci posługiwania się sztućcami, a zapominają o uczeniu emocji, radzenia sobie z nimi. Więc nie rozstaje się z synami, żeby jak najwięcej ich nauczyć, ale i zrozumieć. Kiedy idzie biegać, to ze specjalnie przystosowanym wózkiem, w którym siedzi Julek. Kiedy spacerują w trójkę, to starszy syn się ślizga, a młodszy zachwyca śniegiem czy biedronką. Kiedy przygotowuje sałatkę, to Julek przesypuje mąkę w zabawkowej, plastikowej kuchence, a Franio miesza składniki i doprawia je do smaku. – Pracuję, kiedy idą spać – mówi. Czasem udaje mi się przespać 3 godziny, dziś 6, to sukces.

Rozmowy przy stole
Wyszli z rodzinnych domów, kiedy mieli po 19 lat i zaczęli życie na własny rachunek. Teraz wrócili do bliskich kontaktów z rodzicami. Zamieszkali z Teresą i Czesławem – rodzicami Maćka. Specjalnie zaplanowali budowę domu wielopokoleniowego. – Moglibyśmy się nie widywać, mamy niezależne mieszkania, ale chcemy być razem, pomagać sobie wzajemnie – podkreśla syn. Często wpadają też Zofia i Leszek – rodzice Pauliny. Zwłaszcza mama jest świetną nianią, w wolnym czasie zajmuje się naszymi chłopcami – mówi córka. Centralnym miejscem domu jest stół, przy którym spotykają się i rozmawiają o sprawach każdego z domowników. – Każdy ma prawo do swojego zdania – opowiada Paulina. – Trzeba wszystkich wysłuchać i starać się zrozumieć, żeby nam się układało. – Nie mamy cichych dni, a jak zdarzy się sprzeczka, to godzimy się przed zaśnięciem – mówi Maciek. Paulina opowiada o sobie, że po pierwsze jest mamą. Nosi w torebce zabawki, cukierki i czekoladki, którymi częstuje maluchy na ulicy. Bo to bycie mamą rozciąga się na cały świat.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.