Człowiek od serca

Szymon Babuchowski

|

GN 11/2009

publikacja 18.03.2009 14:24

Mówił o sobie, że jest ateistą, ale w pełni akceptuje zasady Dekalogu. W pracy postawił sobie jeden cel: ratowanie życia.

Człowiek od serca fot. EDYTOR.NET/FOT. IREK DOROZANSKI

Mogę umrzeć w każdej chwili i nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. Nie ma mnie teraz na moich ukochanych Wyspach Zielonego Przylądka, bo rozmawiamy tu, w Warszawie. Nie ma mnie też nad Bugiem. I gdybym umarł, po prostu nie byłoby mnie tutaj, w tym miejscu. Poza tym nic nie zmieniłoby się na świecie. To fragment wywiadu rzeki, który z prof. Zbigniewem Religą przeprowadził Jan Osiecki. Pionier polskiej kardiochirurgii nie doczekał publikacji tej książki.

Szansa na życie
Jego nazwisko kojarzy się głównie z pierwszą w Polsce transplantacją serca. On sam jednak za największe swoje osiągnięcie uważał prace nad stworzeniem polskiego sztucznego serca. W Europie w tej dziedzinie znaczące wyniki osiągają jedynie Niemcy i Polska. Profesor opracował też własną metodę operacji pacjentów, u których lewa komora serca nie wykształciła się w sposób prawidłowy. W młodości chciał zostać filozofem albo dziennikarzem. Do zdawania na Akademię Medyczną namówili go rodzice. Dopiero w trakcie studiów zainteresował się chirurgią. Zaczęło się od nocy spędzonej na obserwowaniu pracy chirurgów w III Klinice Akademii Medycznej w Warszawie.

– Pogotowie przywiozło pacjenta, który umierał, ale chirurdzy – dzięki szybkim decyzjom i niesamowitym umiejętnościom – dawali mu szansę na dalsze życie – opowiadał Janowi Osieckiemu. Właśnie dawanie tej szansy stało się najważniejszym celem jego pracy. W 1985 roku, już jako kierownik Katedry i Kliniki Kardiochirurgii w Zabrzu, przeprowadził pierwszą w Polsce udaną transplantację serca. Wkrótce rozpoczął też prace nad wykorzystaniem wszczepialnych urządzeń wspomagających działanie tego organu oraz nad wyprodukowaniem sztucznego serca. Na początku lat 90. powołał do życia Fundację Rozwoju Kardiochirurgii. Opracowany tam polski model sztucznych komór serca uratował do dziś życie przeszło 200 osobom.

Minister od podwyżek
Znamienne, że kiedy w TVN 24 wspominano profesora Religę tuż po jego śmierci, wśród wypowiadających się przeważali politycy. Przez ostatnie lata dał się on bowiem poznać przede wszystkim jako polityk. Jego droga w tej dziedzinie była kręta – można powiedzieć, że przeszedł przez niemal wszystkie formacje. W młodości pociągała go ideologia socjalistyczna i komunistyczna, należał do ZMP. Nigdy jednak nie zapisał się do partii. – Nie wstąpiłem do partii nie dlatego, że byłem przeciwnikiem PZPR-u. Nie zrobiłem tego, bo bałem się, że zostanę posądzony o to, iż przyjmuję legitymację, aby coś dla siebie uzyskać – opowiada w wywiadzie. Dopiero pobyt w Stanach Zjednoczonych sprawił, że zaczął inaczej postrzegać polską rzeczywistość.

Mimo to w latach 80. współpracował z Patriotycznym Ruchem Odrodzenia Narodowego. W 1993 roku zaangażował się w tworzenie Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform, popierając tym samym Lecha Wałęsę. Rok później założył partię Republikanie. Jako reprezentant Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego dostał się do senatu w 2001 roku.

Potem był epizod z partią o nazwie Centrum, wreszcie w 2005 roku Religa postanowił ubiegać się o fotel prezydenta. Wycofując się, poparł kandydaturę Donalda Tuska. Tym większym zaskoczeniem było więc objęcie przez kardiochirurga teki ministra zdrowia w rządzie PiS. Choć polityczne wybory Zbigniewa Religi można oceniać różnie, trudno odmówić mu autentycznej troski o sprawy lekarzy, pielęgniarek i pacjentów. Dla dwu pierwszych grup wywalczył najwyższe w historii, bo prawie 30-procentowe podwyżki. Do swojej, dość liberalnej wizji służby zdrowia udało mu się przekonać nawet Jarosława Kaczyńskiego.

Leczyć, nie zabijać
Konsekwentnie mówił o sobie, że jest ateistą, choć niewojującym. Dodawał też, że w pełni akceptuje zasady Dekalogu. – Bo to nie jest tak, że ateista wszystko może, że żadne normy go nie obowiązują. Żyje wśród ludzi, ma wobec nich zobowiązania i dlatego właśnie przyjąłem Dekalog. Ale nie ma w tym nic religijnego – stwierdził w jednym z wywiadów. Zdecydowanie wypowiadał się też przeciwko eutanazji: – Lekarz jest stworzony do leczenia, ratowania życia ludzkiego, a nie do zabijania. Przez całe życie byłem zdania, choć może popełniam błąd, że moim obowiązkiem jest przedłużanie życia, nie skracanie.

Sam do końca zmagał się z chorobą nowotworową. Mówił, że jej przyczyną był nikotynowy nałóg, w który wpadł już jako 14-latek. Palenie rzucił dopiero po rozpoznaniu nowotworu płuca. W ostatnim wywiadzie przestrzegał: – Gdybym miał taką wiedzę na temat palenia, jaką mam teraz, prawdopodobnie nigdy nie zacząłbym palić. Zwracam się też z apelem do palaczy: starajcie się rzucić palenie! A tych, którzy dopiero zaczynają sięgać po papierosy, chciałbym ostrzec: moja choroba była najlepszym dowodem na to, że palenie jest rzeczywiście niebezpieczne i może zabić. Zmarł 8 marca w Warszawie, w wieku 70 lat, tak jak chciał – w domu, w otoczeniu bliskich. Pozostawił po sobie wdzięczność wielu ludzi. Jerzy Badurski, któremu kardiochirurg przeszczepił serce 22 lata temu, mówi: – Gdyby miał okazję pożegnać prof. Zbigniewa Religę, podziękowałbym mu jeszcze raz za uratowanie życia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.