Oszczędzanie na dzieciach

Jarosław Dudała

|

GN 10/2009

publikacja 08.03.2009 11:58

Moglibyśmy pomóc dzieciom pozbawionym rodzin, a zarazem zaoszczędzić wiele milionów złotych rocznie. Niestety, projekt ustawy, która by to umożliwiała, wylądował w rządowej zamrażarce.

Oszczędzanie na dzieciach Rodzinne domy dziecka są lepszymi środowiskami wychowawczymi niż państwowe placówki fot. STOCKXPETCOM/ANDREY ARMYAGOV

Chodzi o ustawę o pieczy zastępczej, która miała stworzyć warunki zachęcające do zakładania nowych rodzinnych domów dziecka i pomóc tym, które już istnieją. Chodziło także o wsparcie rodzin zastępczych. Planowano wprowadzenie zapisu, który od 2010 r. zakazywałby umieszczania w domach dziecka dzieci poniżej 7. roku życia, a od roku 2015 – poniżej 10. roku życia. Miało to prowadzić do ograniczenia liczby dzieci wychowujących się w dużych domach dziecka. – W tym roku ustawa na pewno nie wejdzie w życie – mówi rzecznik Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej Bożena Diaby. Prace nad projektem, którego założenia zostały już przyjęte przez Komitet Stały Rady Ministrów w końcu września ub. roku, zostały wstrzymane ze względu na wysokie koszty jego wprowadzenia. – Trudno powiedzieć, kiedy ten projekt powróci – przyznaje pani rzecznik.

Kosztem dzieci
Ewa Blacha z Rudy Śląskiej od 28 lat prowadzi wraz z mężem rodzinny dom dziecka. Gdy pani Ewa słyszy, że ustawowe plany wsparcia rodzinnych form opieki nad dziećmi zostały zahamowane, macha tylko ręką. – Tak było zawsze: oszczędzają kosztem dzieci – wzdycha. Ona akurat ma prawo tak powiedzieć, bo trudno zarzucić jej, że oszczędzała na swych wychowankach. Jak była Pierwsza Komunia Święta, to było i uroczyste przyjęcie, i prezenty. Wszystko po to, żeby jej podopieczni nie odczuli, że są inni od rówieśników, wychowujących się w rodzinach naturalnych. Ci spośród jej wychowanków, którzy są już dorośli, mają co najmniej średnie wykształcenie. Pięcioro ukończyło wyższe studia, m.in. geofizykę i matematykę. Jeden jest dziś architektem.

Żeby się dostać na te studia, musiał pobierać prywatne lekcje rysunku. Dodaje, że nigdy nie wykręcała się od płacenia składek na komitet rodzicielski tylko dlatego, że prowadziła rodzinny dom dziecka. W ten sposób zapobiegała wytworzeniu się w jej dzieciach postawy roszczeniowej, tak charakterystycznej dla dzieci z dużych domów dziecka. Efekt? Żadne z jej dzieci nie jest klientem opieki społecznej! Dorośli już wychowankowie pracują, nie wyciągają ręki po pomoc, a jeszcze sami pomagają innym. Dlatego Ewa Blacha ma prawo powiedzieć, że pieniądze publiczne, jakie dostaje jej rodzina – czyli wynagrodzenie jej i męża, pokrycie wydatków na media oraz dokładnie 559 zł i 98 gr na każde z dzieci – to za mało. Nowa ustawa miała przyznać rodzinom zastępczym i rodzinnym domom dziecka więcej pieniędzy.

Jeden urlop na 28 lat
Za szczególnie niesprawiedliwe uważane jest rozwiązanie, według którego rodziny zastępcze dostają na dzieci powyżej 7. roku życia prawie połowę pieniędzy mniej niż na dzieci młodsze. Anna Duch, która tworzy z mężem w Rudzie Śląskiej zawodową rodzinę zastępczą, zwróciła na to uwagę rzecznikowi praw dziecka. Zróżnicowanie stawek w zależności od wieku dziecka nie ma podstawy ustawowej, a zostało wprowadzone rozporządzeniem. Budzi to wątpliwości co do legalności tego zapisu.

Problemów jest więcej, na przykład urlopy. – Byłam niedawno na dwutygodniowym urlopie, pierwszy raz od 28 lat, ale bez męża, bo ktoś musiał zostać z dziećmi – mówi Ewa Blacha. Dodaje, że czasem udawało jej się z mężem wyskoczyć na trzy, cztery dni. Było to możliwe tylko dlatego, że z dziećmi zostawał któryś z dorosłych wychowanków. Planowana ustawa przewidywałaby dofinansowanie wyjazdów wakacyjnych dzieci i przez to dała przybranym rodzicom chwilę oddechu. Kłopotliwe bywają także relacje z urzędnikami. Projektowana ustawa miała uprościć i tę kwestię przez wprowadzenie gminnych koordynatorów pieczy zastępczej. Niestety, na pomoc takiego urzędniczego anioła stróża rodzinom zastępczym i rodzinnym domom dziecka przyjdzie jeszcze poczekać.

18 lat na koloniach?
O tym, że rodzinne domy dziecka i rodziny zastępcze są lepszymi środowiskami wychowawczymi niż duże domy dziecka, nie trzeba nikogo przekonywać. Wicedyrektor katowickiego domu dziecka „Stanica” Olga Kańtoch mówi, że pracownicy tej placówki starają się jak mogą, żeby umieścić swych wychowanków w rodzinach naturalnych albo zastępczych. Belgia, Holandia i Dania w ogóle nie mają już tradycyjnych domów dziecka. Bo dziecko lepiej się wychowuje w warunkach domowych niż w domu dziecka, w którym przebywa jednocześnie kilkadziesięcioro podopiecznych.

Nawiązywaniu więzi nie sprzyjają też zmiany opiekunów w ciągu dnia. Życie w domu dziecka przypomina bardziej życie na koloniach niż w rodzinnym domu. – A który z rodziców chciałby wysłać swoje dziecko na takie długotrwałe kolonie? – pyta retorycznie Barbara Passini, dyrektor Krajowego Ośrodka Adopcyjno - Opiekuńczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci.

Dziecku nie można powiedzieć: jutro
Dyr. Passini jest jedną z sygnatariuszek listu otwartego organizacji pozarządowych w sprawie opóźniania prac nad ustawą o pieczy zastępczej. „Szczególnie niepokoi nas fakt, iż decyzja ta została podjęta w roku, który został ogłoszony Rokiem Rodzinnej Opieki Zastępczej, co związane było także z wyrażeniem intencji zabezpieczenia środków na ten cel w budżecie państwa na rok 2009.

Protestujemy przeciwko tego rodzaju oszczędnościom, tym bardziej że zgodnie z decyzją Komitetu Rady Ministrów z 25 września 2008 roku Ustawa o pieczy zastępczej miała wejść w życie 1 stycznia 2010 r. Równocześnie większość jej skutków finansowych była odroczona w czasie i rozłożona na najbliższe lata, co powoduje, de facto, brak bezpośrednich oszczędności w roku bieżącym oraz niewielkie oszczędności w roku następnym” – piszą autorzy listu. Odwołują się też do słów noblistki Gabrieli Mistral: „Na wiele potrzebnych nam rzeczy możemy poczekać. Dziecko nie może. Właśnie teraz formują się jego kości, tworzy się krew, rozwija umysł. Nie możemy mu powiedzieć: JUTRO. Jego imię brzmi: DZISIAJ”.

W rodzinie taniej
Zdaje się, że wszystkie problemy sprowadzają się do kwestii finansowych. Przyjrzyjmy się więc kosztom wprowadzenia ustawy. Według założeń rządowych, wyniosłyby one 329 mln zł. Ale popatrzmy też na koszty pobytu 25 tys. dzieci w dużych domach dziecka. Średni koszt utrzymania jednego dziecka w takiej placówce wynosił w 2007 r. 2551 zł miesięcznie.

Ten sam koszt w rodzinnym domu dziecka był znacznie niższy i wynosił 1800 zł, a w zawodowej rodzinie zastępczej – niespełna 1250 zł. To znaczy, że na przeniesieniu wszystkich dzieci z dużych do rodzinnych domów dziecka Polska zaoszczędziłaby rocznie około 255 mln zł! Kwoty z 2007 r. nie są już w pełni aktualne. Ale pokazują skalę możliwych oszczędności i dowodzą, że inwestycja w rodzinne domy dziecka szybko by się zwróciła w sensie ekonomicznym, nie mówiąc już o korzyściach społecznych. Potrzeba tylko jednej odważnej decyzji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.