Marka "Urbanek"

Marcin Wójcik

|

GN 09/2009

publikacja 01.03.2009 00:10

Aż 60 procent przetworów warzywnych w Mongolii pochodzi z Łowicza. Pewnie dlatego mongolskie linie lotnicze MIAT serwują na pokładzie sałatkę naddunajską braci Urbanek. Azjaci jadają ją nawet z końskim mlekiem.

Marka "Urbanek" Czterej Urbankowie: Od prawej: Wojtek, Jacek, Kazimierz (ojciec) oraz Andrzej fot. MAREK WÓJCIK

Firma „Bracia Urbanek” powstawała w trudnych czasach dla rozwoju prywatnego biznesu. Dzisiaj ich sałatki można kupić w wielkich sieciach handlowych, w sklepie za rogiem, w Izraelu na pielgrzymce, na wycieczce w Rosji czy u ciotki w USA. Bracia Urbanek są zaprzeczeniem teorii, która głosi, że najgorsze spółki to spółki rodzinne.

Garaż z prażynkami
Bracia Urbanek to w kolejności od najstarszego: Wojciech, Andrzej i Jacek. Wszyscy trzej ukończyli studia na wydziale ekonomicznym Uniwersytetu Łódzkiego i wszyscy trzej od zawsze mieli smykałkę do robienia biznesu. Zaczynali w czasach, kiedy pojęcie własności prywatnej i wolnego rynku nie było tak popularne i pożądane jak dzisiaj. – Najpierw na początku lat 80. Wojtek produkował pustaki i inne materiały budowlane – opowiada pan Kazimierz, ojciec braci. – Później Andrzej z Jackiem, jeszcze na studiach, otrzymali zgodę od dziekana wydziału na założenie własnego biznesu. Jacek robił w garażu prażynki, tutaj na miejscu, w Łowiczu, a Andrzej z powodów sercowych przeniósł się do Bełchatowa i również robił tam prażynki.

Andrzej, chcąc wyjaśnić, czym były prażynki, dopowiada: – Prażynki to takie ziemniaczane „chipsy” smażone na oleju w wielkiej wannie. Kupowaliśmy w Kątach pod Wrocławiem materiał wyjściowy czyli... susz ziemniaczany. Z niego wykrawane były okrągłe talarki. Miesięcznie powstawało około 140 tys. paczek, zwykłe foliowe opakowania z czarno-białą etykietą – wspomina z uśmiechem. Prażynki Jacka z Łowicza i prażynki Andrzeja z Bełchatowa nie konkurowały ze sobą, bo bracia nie wchodzili sobie w teren. – Ja miałem teren bliżej Warszawy, a Andrzej obszar bliżej Łodzi – tłumaczy Jacek. Po jakimś czasie Andrzej wrócił do Łowicza i połączył siły z Jackiem.

Sałatkowe eldorado
Na początku lat 90., kiedy po latach komunistycznego zniewolenia Polacy poczuli wiatr w żaglach, Andrzej i Jacek pod kierownictwem ojca założyli małą firmę, która miała produkować sałatki (w 1998 do firmy dołączył najstarszy brat, Wojciech). Pan Kazimierz posiadał doświadczenie w handlu warzywami i owocami, bo przez lata pracował jako główny handlowiec w Zakładach Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Łowiczu. Blisko drogi wyjazdowej z Łowicza do Łodzi, powstał zakład o powierzchni 600 mkw. Od początku firma miała eksportowe ambicje, dlatego bracia musieli zwiększyć produkcję, a tym samym – powiększyć zaplecze. Zakład rozrósł się z 600 do 14 tys. metrów kwadratowych. Dziś ponad 70 proc. powierzchni stanowią magazyny. Produkty z logo „Urbanek” to między innymi: sałatka naddunajska, sałatka szwedzka, ćwikła z chrzanem, marynowany czosnek, marchewka konserwowa, szczaw konserwowy, powidła śliwkowe, no i przede wszystkim kiszone i konserwowe ogórki, które stanowią trzon produkcji. – Robimy też marynowane pomidory, ale one nie przyjęły się na rynku krajowym. Biorą je głównie odbiorcy z Rosji i Izraela. Polacy wolą świeże pomidory, prosto ze szklarni – mówi pan Kazimierz.

Tysięczna marchew taka jak pierwsza
– Narzucamy naszym dostawcom normy jakości – podkreśla Andrzej. – To nie może być jakaś tam marchewka, byleby nazywała się marchewką. Owszem, są firmy, które biorą wszystko. My nie bierzemy. Sukces naszych produktów ukryty jest w najlepszych surowcach, później w recepturze. Rolnicy używają tylko tych nasion, które im wskażemy. – Musimy zadbać o to, aby tak jak w pierwszym, tak i w milionowym słoiku był taki sam smak – dodaje pan Kazimierz. – Inaczej boleśnie ocenzuruje nas konsument. Firma „Bracia Urbanek” skupuje jarzyny od rolników w promieniu 30 km od Łowicza. Korzysta z tego blisko 400 dostawców, którzy mają zakontraktowane umowy. Przez taśmy produkcyjne Urbanków przechodzi rocznie między innymi: 4 tys. ton ogórków, 800 ton pieczarek, 500 ton marchwi i 300 ton czerwonych buraczków. W zakładzie zatrudnionych jest na stałe 175 pracowników. W sezonie, czyli w okresie zbiorów zatrudnienie zwiększa się do 300 osób i praca odbywa się na trzy zmiany. Wtedy w ciągu jednego dnia powstaje około 200 tys. słoików z sałatkami. Rocznie zakład opuszcza 16 milionów słoików i milion innych opakowań – woreczki, plastikowe wiaderka. Wymienione liczby czynią z Urbanków jednych z największych producentów sałatek w kraju.

Międzynarodowy smak
Każdy z braci ma swoją działkę. Wojtek zajmuje się sprzedażą, można rzec, że jeździ po całym świecie. Zna rosyjski i angielski, co ułatwia mu kontakty handlowe. Jacek odpowiedzialny jest za produkcję i finanse, a Andrzej za kontraktowanie surowców, dbanie, aby spełniały narzucone przez firmę normy. Pan Kazimierz, mimo że jest na emeryturze, czuwa nad całością, jest kimś w rodzaju pełnomocnika, choć synowie traktują go jak prezesa – kiedy on mówi, bracia milkną. Jednak prezesa nie ma, bo firma działa na prawach spółki jawnej.

Aż 40 proc. produkcji trafia na zagraniczne rynki. Największym odbiorcą jest Mongolia. Nawet tamtejsze linie lotnicze serwują na pokładzie sałatkę naddunajską braci Urbanek. Nic w tym dziwnego, skoro w Mongolii 60 proc. przetworów warzywnych pochodzi właśnie z Łowicza. A dlaczego akurat Mongolia? – Młodzi Mongołowie, którzy studiowali w Polsce na początku lat 90., zabierali do rodzinnego kraju nasze sałatki naddunajskie, pakowali do plecaków tyle, ile mogli wepchnąć – opowiada Wojtek. – Później przyjeżdżali po nie samochodami i robili na tym biznes. My tym bardziej. W 1998 r. Łowicz odwiedził prezydent Mongolii Nacagijn Bagabandi. Uściślijmy – nie sam Łowicz, ale Urbanków i ich zakład produkcyjny. Poza tym spotkał się jeszcze w Warszawie z prezydentem i premierem.

Kolejnym dużym odbiorcą jest Izrael. – Na targach żywności w Warszawie podszedłem do przedstawicieli z Izraela – mówi Wojtek. – Nawiązaliśmy rozmowę, chcieli kompot z wiśni i konserwowe ogórki. A jak było z USA? – Sprzedawaliśmy sałatki pośrednikowi z Krakowa, a on wysyłał je do Stanów – kontynuuje najstarszy z braci. – Później pośrednik zrezygnował, ale w Stanach zasmakowali w naszych sałatkach. Dziś kupują bezpośrednio od nas. Z Łowicza sałatki najpierw „kołem” jadą do Gdańska, a w Gdańsku ładowane są na statek. W przypadku transportu do Mongolii sałatki jadą najpierw „kołem”, a później koleją transsyberyjską.

Patent na sałatkę
„Bracia Urbanek” znani są głównie z konserwowych i kiszonych ogórków oraz z sałatki naddunajskiej. Sałatka naddunajska składa się z ogórka, papryki, cebuli, marchewki, octu spirytusowego, oleju roślinnego i przypraw. To produkt opatentowany przez Urbanków, choć i tak wiele firm produkuje podróbki. Oryginalną naddunajską robi specjalna maszyna, która kosztowała firmę blisko 2 mln zł. Nikt w Polsce nie ma takiej maszyny. Sama pobiera składniki, miesza je, nakłada do słoików i waży, by w każdym była taka sama ilość składników. W największej spiżarni Urbanków mieszczą się okrągłe beczki zrobione i klejone z tego samego materiału co kadłub statku. Wykonał je na specjalne zamówienie fachowiec od robienia łodzi.

W beczkach kiszą się ogórki. Wojtek jak właściciel winnicy prezentuje beczki i z pasją opowiada o procesie kiszenia. Bracia oprócz warzywnej pasji mają jeszcze jedną, nie chcą wiele o niej mówić – udzielają się charytatywnie. W niejednej paczce dla ubogich na święta są słoiki z czerwonym logo „Urbanek”. Z ich pomocy korzysta między innymi Caritas. Ponadto Wojtek jest prezesem fundacji im. Jana Pawła II „Czyń dobro”. Fundacja stawia sobie za cel wybudowanie w Łowiczu domu pogodnej starości, głównie dla mieszkańców regionu łowickiego.

Bracia Urbanek zapytani o plany na przyszłość mieli problem z odpowiedzią. To mogłoby oznaczać, że w biznesie osiągnęli to, co zamierzyli, a wszystko własnymi siłami. Dobrymi polskimi sałatkami zdobyli uznanie w różnych szerokościach geograficznych świata. Prezydent Mongolii Nacagijn Bagabandi powiedział kiedyś: „Większość Mongołów zna tylko cztery polskie nazwiska – Kopernik, Mickiewicz, Chopin i Urbanek”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.