Krótka rozmowa o miłości

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 07/2009

publikacja 18.02.2009 16:59

O relacjach między mężczyzną i kobietą, miłości i przezwyciężaniu trudności z Katarzyną Kukołowicz, psychologiem, rozmawia Barbara Gruszka-Zych.

Krótka rozmowa o miłości Miłość to spotkanie z drugą osobą i wymiana darów. Im bardziej podarujemy drugiemu siebie, tym więcej jest miłości fot. EAST NEWS/ANP

Barbara Gruszka-Zych: Co to jest miłość?
Katarzyna Kukołowicz: – Miłość to spotkanie z drugą osobą i wymiana darów. Im bardziej podarujemy drugiemu siebie, tym więcej jest miłości. Ale trzeba pamiętać, że w miłości najważniejsza jest dla nas druga osoba. Bo to uczucie urzeczywistnia coś, co możemy nazwać zachwytem, wyjściem poza siebie, poza krąg własnych korzyści.

Dziś w mediach miłość jednoznacznie kojarzy się z przyjemnością fizyczną.
– To propozycja zatrzymania się na poziomie małego dziecka, dla którego przyjemność jest zasadą życia. Potem jednak z tego wyrasta i powoli otwiera się na innych ludzi. Chodzi więc o dojrzewanie i odkrywanie radości bycia z drugą osobą, a więc dorastanie do uczestnictwa w jej człowieczeństwie.

Jak miłość pojmuje kobieta, a jak mężczyzna?
– George Byron napisał, że „miłość stanowi osobną część życia mężczyzny, jest natomiast całym istnieniem kobiety”. Cytat ten pokazuje nam tę różnicę, która dziś coraz częściej jest zacierana. Kobieta coraz mniej dba o tworzenie bliskich relacji. Próbuje dorównać mężczyźnie, rywalizuje z nim, zabiega o sukces poza domem. Więc mężczyzna nie jest już jak dawniej potrzebny do dbania o bezpieczeństwo domu, staje z boku, nie wie, jak i co może ofiarować swojej rodzinie. Ma mało okazji, by uczyć się dawania, dzielenia sobą.

Często mężczyzna i kobieta nie potrafią się zrozumieć.
– Bo mówią nieco innym językiem. Przykładem na to może być odmienne podejście do trudności, problemów, które stają przed nimi. On zwykle chce być z nimi sam, na własną rękę poszukuje rozwiązania, zamyka się, staje się niedostępny. Wtedy denerwują go pytania kobiety, jej rady i współczucie. Dopiero kiedy znajdzie rozwiązanie, opowiada o tym kobiecie. Inaczej reaguje ona, bo zawsze najpierw musi sobie poradzić ze swoimi emocjami. Racjonalność mężczyzny męczy ją, a jego rady pogłębiają poczucie bycia niezrozumianą. Ona oczekuje przede wszystkim na wsparcie emocjonalne, przytulenie, możliwość wypłakania się na jego ramieniu. Kiedy poczuje, że mężczyzna jest przy niej, już potem sama znajduje klucz do rozwiązania problemu. We wspólnych kontaktach często przeszkadza nam zbyt powierzchowny wzajemny ogląd. Zbyt rzadko stawiamy pytania, jak się nawzajem postrzegamy, co druga osoba chce nam przekazać, po co robi to czy tamto, czego naprawdę od nas oczekuje.

Kobieta od dzieciństwa chce być podziwiana.
– Tak, bo można powiedzieć, że jej istotą jest piękno. Chodzi nie tylko o piękno fizyczne, ale także duchowe. Jako małe dziewczynki chcemy być dla kogoś bezcenne, szczególnie dla swojego taty. Jego zachwyt nami pozwala nam żyć i daje poczucie spełnienia. W wieku dojrzewania dziewczyna odkrywa, że mężczyźni zwracają na nią uwagę, i chce być przez nich podziwiana. Stąd często swoim wyglądem, zachowaniem prowokuje ich i wtedy najczęściej dochodzi do nieporozumień między nimi. On bowiem chce rozładować swoje napięcie seksualne, namawia na współżycie, a ona pragnie, by ją podziwiał. Ona często tym namowom ulega, bo nie wie, że to nie zapewni jej stałego podziwu ze strony mężczyzny. Gdy to odkryje, zaczyna poszukiwać kolejnych związków, by zaspokoić potrzebę bycia podziwianą.

Później wiele takich kobiet wchodzi w kolejne związki, zwykle nieudane.
– Tak, bo kobieta stale poszukuje tego, który będzie ją podziwiał i kochał za jej piękno. Jednocześnie nie wie, że zachwyt może wywołać tym, że jest sympatyczna, dowcipna, że potrafi tańczyć, dobrze gotować czy chodzić po górach. Wchodzi w schemat, że aby być podziwianą, musi zgadzać się na współżycie. Zwykle szybko się rozczarowuje, bo młody człowiek odchodzi, by zdobywać kolejne „piękne”. Ona chce być kochana, więc godzi się na kolejny związek, a właściwie współżycie, i znowu spotyka ją rozczarowanie, zostaje bowiem porzucona. Taka gra może powtarzać się wiele razy, co nie pozostanie bez wpływu na jej dalsze życie.

Czy coś jeszcze może utrudniać kobiecie wejście w udany związek?
– Wiele kobiet jest zranionych nie tylko przez związki z mężczyznami. Często źródłem zranień są rodzice. I nie chodzi tu o przemoc fizyczną czy doświadczenie alkoholizmu. Wiele młodych kobiet mówi o tym, że w domu stale słyszały, że są do niczego, nic nie potrafią, że trudno je będzie kochać. Te komunikaty spowodowały, że nie wierzą w siebie, postrzegają się jako osoby bez wartości, nie umieją zaufać drugiemu człowiekowi, gdy słyszą, jak są dla niego piękne. W innych domach dziewczyna słyszy, że jej narodziny pokrzyżowały plany matki, nie pozwoliły jej na zrobienie kariery, a w ogóle dzieci to tylko kłopot. Kiedy sama wychodzi za mąż, to często nie decyduje się na macierzyństwo. A jeżeli już jest w ciąży, stara się pozbyć dziecka. Wbrew mężowi decyduje się na aborcję, co w konsekwencji prowadzi do rozpadu jej małżeństwa. A ona sama pozostaje z poczuciem wielkiej krzywdy i złamanym życiem.

Taki model robienia kariery za wszelką cenę lansują ruchy feministyczne.
– Faktycznie, ich wpływ na kształtowanie mentalności antyrodzinnej jest duży. Zbyt rzadko pokazuje się, że kobieta może się spełniać, wychowując dzieci, przy czym ta rola nie musi uniemożliwiać jej osiągnięć zawodowych. Bo przecież dzieci dorastają i wtedy matka może podjąć pracę zawodową poza domem. A wcześniej może realizować swoje pasje, pokazując tym samym swoim dzieciom, jak ciekawy i różnorodny jest świat. Poza tym czas rodzenia dzieci wyznacza kobiecie jej biologia i tutaj nie da się niczego oszukać. I chyba nie warto! Ostatnio stało się modne podkreślanie „potrzeby samorealizacji”. Akcent kładzie się na realizację własnej osoby. A skoro tak, to trudny, mało udany mąż może być zastąpiony innym. Podobnie jest z dzieckiem, które zjawia się nie w porę, za wcześnie lub za późno, utrudnia tym samorealizację matce. Można to rozwiązać poprzez aborcję, a w korzystniejszym wariancie – oddając je na wychowanie do dziadków.

Często się zapomina, że miłość to własny wybór konkretnej osoby.
– Wielokrotnie młodzi mężczyźni mówili mi, że nie wiedzą, co robić, bo ta dziewczyna jest inteligentna, a z tamtą można konie kraść, ale na żonę wybrać trzeba jedną. „Ją” albo „jego” wybieramy ze względu na zachwyt, a dopiero w małżeństwie dojrzewamy do pełnej miłości, która jest nie tylko drogą do siebie, ale przede wszystkim drogą do Boga. I, jak to na drodze, wpadamy w koleiny, napotykamy przeszkody, ale podziwiamy też piękne łąki. Żeby pokonać trudności, małżonkowie stale powinni odwoływać się do wyboru dokonanego podczas udzielania sobie sakramentu małżeństwa. Przecież w przysiędze małżeńskiej proszą: „Tak nam dopomóż, Panie Boże Wszechmogący i wszyscy święci”. To informacja, że związek kobiety i mężczyzny nie jest łatwy, że małżonkowie nie są w stanie sami rozwiązać swoich problemów, ale muszą odwoływać się do Boga. W małżeństwie ważna jest stała gotowość do rozmowy, w której bez komentarza słucha się drugiego. I zastanowienie nad sobą – o co nam chodzi na danym etapie, co po drodze zgubiliśmy, na ile współmałżonek jest dla mnie ważny, czy może ja stałem się najważniejszy.

Katarzyna Kukołowicz – psycholog kliniczny z Lublina, ukończyła psychologię na KUL-u oraz Instytut Studiów nad Małżeństwem i Rodziną im. Jana Pawła II w Rzymie

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.