Jeśli nie in vitro, to co?

Jarosław Dudała

|

GN 04/2009

publikacja 22.01.2009 21:44

Zanim ból i rozpacz zaprowadzą cię do kliniki in vitro, pomyśl o naprotechnologii. Ośrodek tej metody otwarto właśnie w Białymstoku.

Jeśli nie in vitro, to co? fot. ROMEK KOSZOWSKI

Doktor Tadeusz Wasilewski przez 15 lat pracował w pierwszej polskiej prywatnej klinice in vitro. W marcu 2007 r. postanowił stamtąd odejść. Dlaczego? – Przyczyna nie wynikała z relacji międzyludzkich, przyczyna tkwiła w samej metodzie in vitro. Nie jestem gotowy, by o szczegółach mówić publicznie – ucina. Przyznaje jednak, że była to trudna decyzja. – Medycyna od zawsze była moją pasją. W in vitro miałem bardzo dobre wyniki. Czułem, że realizuję się zawodowo. Świetnie zarabiałem – tłumaczy ginekolog. Mimo to czuł, że musi odejść i nie wykona już ani jednego zabiegu in vitro. Nie mogły tego zmienić nawet pudła z 2 tys. dziękczynnych listów i fotografii uśmiechniętych maluchów, poczętych na szkiełku. O specjalistach, którzy wciąż tam pracują, dr Wasilewski nie powie złego słowa. – Wielu z nich to fantastyczni ludzie. Niektórym z nich powiedziałem, dlaczego odchodzę. Nadal mnie lubią, ale nie rozumieją tego, co zrobiłem – dodaje.

Profesjonalna i skuteczna
Z początku nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Mógł pracować jako ginekolog, ale jego specjalistyczna wiedza mogła już odtąd na nic się nie przydać. – Wtedy zadzwoniła do mnie koleżanka, lekarz ginekolog, i spytała: „Czy słyszałeś o naprotechnologii?”. Odpowiedziałem, że nie – opowiada doktor. Wspomina, jak zaczął szukać w bibliotekach i w Internecie. Dowiedział się, że naprotechnologia to metoda leczenia niepłodności, w pełni profesjonalna, z udokumentowaną skutecznością, oparta na zasadach naturalnej prokreacji i jednocześnie przez wszystkich aprobowana moralnie. W ten sposób białostocki ginekolog znalazł odpowiedź na pytanie: „Jeśli nie in vitro, to co?”. – I już wkrótce otrzymałem od prof. Bogdana Chazana podręcznik o naprotechnologii, a kilka tygodni później w Rzymie uczestniczyłem w światowym zjeździe poświęconym temu zagadnieniu, zorganizowanym przez Amerykanów z Omaha, gdzie powstała naprotechnologia. Tam zdobyłem szczegółowe informacje na temat tej metody. Stwierdziłem, że właściwie bardzo wiele już umiem. Że wystarczy odrzucić in vitro i dodać biowskaźniki i może z tego powstać metoda skutecznej pomocy ludziom – mówi dr Wasilewski. Żona, także lekarz, która wspierała go w trudnych momentach, wymyśliła nazwę placówki: NaProMedica, a doktor wraz ze współpracownikami, m.in. mgr Ewą Rucińską, dopracowywał koncepcję kliniki i zaczął kompletować zespół. Już 2 lekarzy przeszło kurs naprotechnologii. W zespole są 2 nauczycielki naprotechnologii, młode i dobrze wykształcone kobiety – mgr Agnieszka Ostrowska (informatyk, matematyk) i mgr Agata Szadkowska (anglistka). Obie z powodzeniem przeszły prowadzony w Lublinie przez Amerykanów forsowny kurs naprotechnologii i celująco zdały egzaminy, tym trudniejsze, że przeprowadzone po angielsku.

Jak to działa?
Gdy do NaProMediki przychodzi para, która ma problemy z poczęciem dziecka, trafia najpierw do lekarza. Jego zadaniem jest bardzo dokładna diagnostyka. Zdaje się, że to dokładność na każdym etapie przesądza o sukcesie tej metody. Zaczyna się od zebrania informacji od obojga pacjentów. Bo może dziecka nie ma dlatego, że mąż pracuje na stacji benzynowej albo w innych szkodliwych warunkach? Albo pali 40 papierosów dziennie? Potem wchodzą w grę badania diagnostyczne. NaProMedica dysponuje nowoczesną aparaturą, służącą zarówno do badania kobiet, jak i mężczyzn. NaProMedica posiada m.in. system do immunochemii, służący do badania aktywności hormonów, oraz zestaw do cyfrowego badania nasienia. Składa się on z mikroskopu i komputera, na którego ekranie widać plemniki. Ich kolor jest różny w zależności od stopnia ruchliwości (jest to jeden z najważniejszych parametrów do oceny ich zdolności do zapłodnienia). Ośrodek ma m.in. możliwość wykonywania endoskopii ginekologicznej – histeroskopii. Dzięki tej aparaturze można nie tylko zobaczyć wnętrze narządów rodnych kobiety, ale także usunąć wiele występujących zaburzeń, takich jak polipy, przegrody czy niedrożność jajowodów. Białostoccy lekarze i analitycy za pomocą takiej samej aparatury, jaką mają ich amerykańscy koledzy, diagnozują problemy i stosują odpowiednie leczenie.

Poznaj siebie, by urodzić innego
Gdyby na tym sprawa się kończyła, to można by powiedzieć, że NaProMedica to dobra, ale zwykła przychodnia ginekologiczna. Różnica polega na dodaniu do tego spotkań z nauczycielkami naprotechnologii. Uczą one małżonków, jak zaobserwować, zarejestrować i zrozumieć biowskaźniki. To sygnały wysyłane przez organizm kobiety. Informują, kiedy jest płodna, a kiedy nie. – To rzeczy w nauce znane, ale 99 proc. pacjentek nic o nich nie wie – twierdzi białostocki ginekolog. Tymczasem świadomość kobiety na temat jej biologicznego rytmu istotnie wpływa na prawdopodobieństwo poczęcia się dziecka. Gdyby jednak pozostać tylko na tym poziomie, to naprotechnologia nie różniłaby się znacząco od metod naturalnego planowania rodziny. Naprotechnologia proponuje coś więcej. Tabele obserwacji, zaprojektowane przez zespół prof. Thomasa Hilgersa, dają nie tylko obraz płodności kobiety, ale także jej problemów zdrowotnych. Doświadczonemu ginekologowi wystarczy nieraz rzut oka, by zdecydować o kierunkach leczenia. Nauczycielki naprotechnologii (które obowiązuje tajemnica lekarska) nie mają uprawnień do kierowania terapią, ale współpracują z lekarzami, poświęcają pacjentom wiele czasu, odciążając medyków z dyplomami. Ponieważ tabele naprotechnologiczne w USA, w Polsce i na całym świecie wypełniane są według jednolitych standardów, to w każdej chwili istnieje możliwość (a na początku działania placówki nawet obowiązek) konsultowania się ze specjalistami z Omaha.

Jest dziecko, choć in vitro zawiodło
– Naprotechnologia to propozycja dla kobiet w wieku od kilkunastu lat aż po okres menopauzy – mówią białostockie nauczycielki naprotechnologii. Podkreślają, że metoda ta służy nie tylko możliwie najłatwiejszemu poczęciu dziecka, ale stanowi też profilaktykę zdrowotną. Jest to prediagnostyka, która sygnalizuje kobiecie, gdy coś jest nie tak. W tym sensie naprotechnologia może być stosowana przez panie nieplanujące poczęcia dziecka. To system wczesnego ostrzegania przed problemami zdrowotnymi. – Naprotechnologia może być stosowana przez kobiety o różnej długości cyklu. To metoda uszyta na miarę każdej kobiety z osobna – mówią specjaliści i dodają, że nie jest to jednak panaceum dla wszystkich par oczekujących dziecka. Kto nie powinien korzystać z naprotechnologii? Z pewnością nie jest to metoda stworzona dla kobiet, które luźno traktują swe związki seksualne. Naprotechnologia jest stosunkowo tania, lecz jak dotąd nie jest refundowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Pełny koszt zajęć z nauczycielami naprotechnologii wynosi około 1 tys. zł, natomiast cena diagnostyki i leczenia zależą od przyczyny niepłodności. Jednorazowa próba in vitro kosztuje w Polsce od 7 do 15 tys. zł. Naprotechnologia jest rzeczywistym leczeniem, jego dobroczynne skutki trwają także po urodzeniu upragnionego dziecka. Tymczasem para, która skorzysta z procedury in vitro, zazwyczaj nadal pozostaje niepłodna. Naprotechnologia nie budzi żadnych wątpliwości moralnych. Jest też w najlepszym tego słowa znaczeniu ekologiczna. Nie jest to metoda w 100 proc. skuteczna, ale nie da się tego powiedzieć także o procedurach in vitro. – Miałem pacjentów, którzy przeszli program in vitro, ale nie dało to rezultatów. A cierpliwa terapia przywracająca równowagę biologiczną doprowadziła do szczęśliwych narodzin – mówi dr Wasilewski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.