Co ma Kościół na sumieniu?

Jarosław Dudała

|

GN 02/2009

publikacja 12.01.2009 11:06

Posłanka Joanna Senyszyn tak bardzo chce zdyskredytować Kościół, że gotowa jest krytykować nawet... papieski dokument zakazujący gotowania ludzkich zwłok!

Co ma Kościół na sumieniu? ILUSTRACJA EAST NEWS/ROGER VIOLLET

Pani poseł Joanna Senyszyn twierdzi w swoim blogu, że Kościół ma na sumieniu miliony ludzkich istnień m.in. dlatego, że hamował postęp medycyny, zakazując sekcji zwłok i transfuzji krwi. Posłanka SLD wyraźnie lubuje się w złośliwościach pod adresem biskupów i nie kryje, że jej ataki na Kościół mają jasny cel: chodzi o zdyskredytowanie go jako przeciwnika w staraniach o legalizację zapłodnienia in vitro.

Krew na rękach
Jeśli oskarża się kogokolwiek o to, że ma krew na rękach, to trzeba mieć naprawdę silne dowody. Takich w tekście pani poseł nie znalazłem. Znalazłem w nim natomiast następującą wzmiankę: „W 1299 r. papież Bonifacy VIII zakazał »sekcji zwłok jako czynności bezbożnej«, co wstrzymało na stulecia postęp medycyny i uniemożliwiło odkrycie skutecznych metod leczenia” – pisze prof. Senyszyn. Czy ma rację? Bonifacy VIII w 1299 r. rzeczywiście wydał bullę dotyczącą postępowania z ludzkimi zwłokami. Rzecz jednak w tym, że jedynie pośrednio dotyczyła ona kwestii anatomii i sekcji zwłok. Papieski zakaz dotyczył ówczesnej, dość makabrycznej praktyki, polegającej na gotowaniu zwłok, pobieraniu z nich organów i przechowywaniu ich w wybranych miejscach. Nie chodziło oczywiście o jakiekolwiek zwłoki, ale o ciała osób znaczących. Mógł to być ktoś, kto zmarł w opinii świętości, ale mógł to być także jakiś sławny rycerz czy szanowany władca. Posiadanie jego szczątków miało dla ich właściciela znaczenie polityczne – wzmacniało jego władzę i pozycję rodu.

Rycerz ugotowany
Papieski zakaz mógł dotyczyć także sytuacji, w której jakiś rycerz poniósł śmierć na dalekiej wyprawie, a jego towarzysze chcieli przynajmniej część jego ciała pochować w ojczystej ziemi. Bywało, że w tym celu dzielili oni i gotowali zwłoki. Tej praktyce sprzeciwił się Bonifacy VIII. To prawda, że w późniejszym czasie komentatorzy wyinterpretowywali z jego bulli zakaz przeprowadzania sekcji zwłok także w celach badawczych. Ale jeśli to robili, to na odpowiedzialność własną, a nie Kościoła. Ich działalność nie zahamowała jednak rozwoju medycyny. Przeciwnie: krótko po wydaniu bulli, bo już w 1302 r., w Bolonii dokonano pierwszej udokumentowanej sekcji zwłok. Kolejne miały tam miejsce w latach: 1306 i 1315. A 50 lat po wydaniu bulli Bonifacego VIII sekcję zwłok przeprowadził nie kto inny jak nadworny lekarz jego następcy, papieża Urbana V. Kościelna akceptacja praktyki sekcji zwłok nastąpiła w roku 1482. Czy to zbyt późno?

Nie, jeśli weźmie się pod uwagę ówczesny stan wiedzy medycznej oraz towarzyszącą papieżom i ich najbliższym doradcom świadomość wagi kościelnych orzeczeń w sprawach moralnych. Tak naprawdę to żaden wstyd nie znać szczegółów nauczania papieża Bonifacego VIII. Mało kto w Polsce ma o nich pojęcie. a pani prof. Senyszyn chyba nie należy do tego grona, skoro jest ekonomistą, a tematem jej pracy habilitacyjnej była konsumpcja żywności. Ale jeśli ktoś nie ma wiedzy o średniowiecznym nauczaniu moralnym Kościoła, to nie powinien się na jego temat wypowiadać. Podobnie ma się sprawa z przypisywaniem Kościołowi winy w związku z zakazem przeprowadzania transfuzji krwi. Nie znam dokumentu Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, który by tego wprost zakazywał. Można raczej mówić, że przez długie lata Kościół dystansował się od takich praktyk. Dlaczego?

Nauka nie wie, więc Kościół milczy
Rzecz w tym, że dopiero w 1901 r. austriacki uczony Karl Landsteiner odkrył grupy krwi, zaś antygeny krwi (Rh) odkryto dopiero w roku 1940. Od tego momentu można mówić o bezpiecznym dla pacjenta przetaczaniu krwi. Gdyby Kościół wcześniej zaaprobował transfuzję krwi jako metodę leczniczą, to podżyrowałby swoim autorytetem prowadzone na ślepo eksperymenty. Nie tylko w tej sprawie Kościół wstrzymywał się z wydawaniem ostatecznych rozstrzygnięć moralnych co do dopuszczalności metod leczenia. Podobna sytuacja dotyczy obecnie bioenergoterapii. Niektórzy ludzie Kościoła utrzymują, że metoda ta opiera się na ingerencji demonicznej. Takie jest wynikające z praktyki przekonanie egzorcystów. Ich duchowe doświadczenie to jednak dla Kościoła zbyt mało. Nie wydał on dokumentu zawierającego jednoznacznie negatywną ocenę moralną poddawania się przez wiernych takim praktykom. Dlaczego? Dlatego, że natura bioenergoterapii nie została dostatecznie zbadana przez naukę. Kościół zawiesił więc swój sąd. Ja sam, na własną odpowiedzialność, najgoręcej odradzałbym wizyty u bioenergoterapeutów. Ale jeśli chce się pozostać na gruncie oficjalnych dokumentów Kościoła, to można jedynie radzić wiernym, by rozważyli, czy warto ryzykować, a jeśli już się na to zdecydują - by jednocześnie badali stan swej duszy z udziałem kompetentnego kierownika duchowego.

Tak się robi propagandę
Blogową twórczość prof. Senyszyn, można byłoby zbyć wzruszeniem ramion. Czegoż to ludzie nie wypisują w internecie! Cytowany tekst jest jednak fragmentem toczącej się w Polsce kampanii na rzecz legalizacji i dostępności zapłodnienia in vitro. Wydaje się, że myśl prof. Senyszyn jest następująca: „jestem za in vitro, a skoro Kościół się temu sprzeciwia, to trzeba uderzyć w jego wiarygodność”. A wzmianka o Bonifacym VIII i sekcjach zwłok nieźle się do tego nadaje, niezależnie od tego, czy jest prawdziwa, czy nie. Bo jeśli jest prawdziwa, to świetnie wpisuje się w scenariusz dyskredytacji Kościoła. A jeśli jest nieprawdziwa, to i tak mało kto się zorientuje, bo iluż Polaków ślęczy w bibliotekach nad dokumentami trzynastowiecznych papieży? Ja też nie miałbym o tym wszystkim pojęcia, gdyby nie profesor Uniwersytetu Opolskiego, ks. dr hab. Piotr Morciniec, który jest najprawdopodobniej jedynym polskim uczonym, który badał stanowisko Kościoła dotyczące sekcji zwłok od starożytności aż po czasy współczesne i przygotowuje na ten temat obszerną publikację. Uwzględnia ona także opinie zachodnich uczonych, którym nawet się nie śniło, że ten temat może się pojawić w kontekście polskich sporów o in vitro. Podsumowując, cień, który, jak się zdaje, miał w zamyśle misjonarki in vitro paść na Kościół, położył się raczej na jej własnej wiarygodności.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.