Grecka tragedia

Jarosław Dudała

|

GN 51/2008

publikacja 21.12.2008 20:33

Dlaczego grecka młodzież podpala swoje miasta? Ateński koktajl Mołotowa ma dwa składniki: roszczeniowość i beznadzieję.

Grecka tragedia Zamieszki w Grecji to przejaw narastającej frustracji wśród młodzieży, podsycanej przez anarchistów i lewicową opozycję fot. PAP/EPA/SIMELA PANTZARTZI

Setki spalonych sklepów i samochodów, kraj sparaliżowany strajkiem generalnym, straty idące w setki milionów euro... – Grecy lubią protesty. Demonstracje i gazy łzawiące to u nich normalka. Zdarzają się raz na 3 miesiące. Ale tym razem po raz pierwszy w życiu byłam przerażona – mówi mieszkająca w Atenach Polka Agnieszka Czerwińska. O co tak naprawdę poszło? –Trudno się zorientować – przyznaje polski jezuita z Aten ks. Andrzej Pełka.

Faktem jest, że zanim jeszcze doszło do rozruchów, greccy studenci protestowali przeciw rządowym planom reformy edukacji. Brzmi to jak kiepski żart, ale greccy studenci chcą nadal dostawać za darmo podręczniki i miejsca w akademikach. Nie chcą natomiast ograniczenia bardzo licznej populacji „wiecznych studentów”, uważających, że bardziej im się opłaca pobierać stypendia, niż szukać pracy. Bezrobocie wśród młodzieży sięga bowiem w Grecji 25 proc. Efekt jest taki, że wszyscy chcą studiować, ale uczelniane sale podczas zajęć świecą pustkami. – Co robią wtedy studenci? Piją grappę i szwendają się po ulicach – mówi Agnieszka Czerwińska.

Policji wstęp wzbroniony
Kolejnym kamieniem obrazy było dla studentów ustawowe zezwolenie policji na wstęp do akademików i na tereny uniwersytetów. Obowiązujący stróżów prawa zakaz wstępu do tych miejsc (z nielicznymi wyjątkami, które dotyczą takich przypadków, jak gwałt czy morderstwo) ma uzasadnienie historyczne i został wprowadzony po tym, jak w 1973 r. grecka policja krwawo stłumiła studencki bunt przeciw ówczesnej dyktaturze. Dzisiejsi studenci razem ze swoimi wykładowcami protestują też przeciw planom złamania państwowego monopolu na prowadzenie uniwersytetów. W Grecji nie ma bowiem rodzimych uczelni prywatnych, a absolwenci miejscowych filii prywatnych uczelni zagranicznych są dyskryminowani, bo ich dyplomy nie są honorowane przy rekrutacji do pracy w sektorze publicznym.

Cóż, pomysły centroprawicowego greckiego rządu brzmią zdroworozsądkowo. Dziwi raczej to, że nie są one w Helladzie uważane za oczywiście słuszne. Co więcej, jest dokładnie przeciwnie: wywołują one wściekłość greckich lewaków. A ich wpływy, zwłaszcza w środowiskach akademickich, są mocne. – Uczelnie obwieszone są mnóstwem plakatów komunistycznej młodzieżówki – opowiada Agnieszka Czerwińska.

Spalić tę choinkę!
Największe od ponad 30 lat zamieszki rozpoczęły się w Grecji po tym, jak 6 grudnia policjant śmiertelnie postrzelił w Atenach 15-letniego Alexandrosa (Andreasa) Grigoropoulosa, znajdującego się w grupie 30 osób, które obrzuciły kamieniami radiowóz. Premier Kostas Karamanlis w telewizyjnym wystąpieniu przeprosił za śmierć chłopca, a policjantowi oficjalnie postawiono zarzut zabójstwa (potem okazało się, że nastolatek zginął od rykoszetu). Nie zapobiegło to jednak zmianie centrum Aten, Salonik, a także innych greckich miast w pola bitew policji z lewicową i anarchistyczną młodzieżą. Zapłonęły sklepy, samochody, a nawet nikomu niewadząca, wielka, bożonarodzeniowa choinka, ustawiona na placu Syntagma przed greckim parlamentem. Pociągi ateńskiego metra nie zatrzymywały się na głównych stacjach w centrum miasta. Zamknięto banki i szkoły, odwołano loty. Studenci zaczęli okupować swe uczelnie. Na ulicach stanęły barykady, w ruch poszły koktajle Mołotowa i płyty chodnikowe. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym, ale jej działania były raczej niemrawe. Stróże porządku chyba po prostu bali się zdecydowanie interweniować, czując, że sympatia społeczna nie jest po ich stronie. Kolejną odsłoną konfliktu był całodobowy strajk powszechny, zapowiedziany dużo wcześniej przez dwie wielkie centrale związkowe, a skierowany przeciw reformie edukacji i systemu emerytalnego, m.in. podwyższeniu wieku emerytalnego.

Problem w głowach
Postawiło to grecki rząd w trudnej sytuacji, zwłaszcza że sytuacja gospodarcza kraju nie jest dobra i konieczne jest wprowadzenie poważnych oszczędności. Doszło już do tego, że dług publiczny Grecji jest prawie równy rocznemu produktowi krajowemu brutto! (w Polsce utrzymuje się on na poziomie ok. 50 proc. PKB). Sytuacji nie uzdrowiło wprowadzenie wspólnej waluty europejskiej, co zresztą nastąpiło po tym, jak rząd grecki zafałszował dane makroekonomiczne w taki sposób, by wydawało się, że Grecja spełnia wszelkie warunki przystąpienia do unii walutowej. Gdy kłamstwo wyszło na jaw, banknoty i monety z gwiezdnym kręgiem były już pod Akropolem w powszechnym obiegu.

Do kryzysu ekonomicznego dochodzi kryzys społeczny – targające krajem afery korupcyjne, a zwłaszcza narastająca wśród młodzieży frustracja, poczucie bezradności, beznadziei. Mimo wszystko problem tkwi chyba bardziej w głowach niż w kieszeniach Greków. Bo gdy w Polsce bezrobocie utrzymuje się lekko poniżej poziomu 10 proc., uznawane to jest za sukces. W Grecji tymczasem uważa się to za porażkę. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że w Grecji nieco bardziej dotkliwe niż w Polsce jest bezrobocie wśród młodzieży. U nas, według stanu na koniec czerwca br., utrzymywało się ono na poziomie ok. 19 proc. W Grecji wskaźnik ten wynosi ok. 25 proc.

Dorosłe dzieci
Jak zauważa ks. Pełka, młodzież, która tak agresywnie sobie poczyna na ulicach greckich miast, należy do specyficznego pokolenia. – W Grecji, m.in. z powodu aborcji, rodzi się mało dzieci – tłumaczy jezuita, dodając, że skutkuje to nadopiekuńczością dorosłych wobec ich latorośli. – Byłem świadkiem, jak w autobusie dorośli ustępowali miejsca dziecku; jak babcia sama schylała się do ziemi po rzeczy upuszczone przez wnuka – opowiada ks. Pełka. Trudno się dziwić, że wychowana w ten sposób młodzież także wobec państwa zachowuje postawę roszczeniową i – jeśli nie może dostać tego, czego chce – rzuca kamieniami. Nadopiekuńczość rodziców sprawia też, że młodzi Grecy są mniej odporni na życiowe przeciwności. Łatwiej poddają się poczuciu bezradności i beznadziei.

Problem ten jest już w Europie znany. Francja przerobiła go na własnym przykładzie, gdy pokolenie wychowane w dobrobycie końca lat 70., weszło w dorosłość w trakcie kryzysu gospodarczego, który nastąpił w latach 80., za rządów socjalistycznego prezydenta François Mitteranda.Niezadowolenie młodych Greków z wprowadzenia opłat za podręczniki i akademiki jest o tyle zrozumiałe, że – jak mówi ks. Pełka – wszyscy znani mu młodzi Grecy, którzy chcą cokolwiek osiągnąć, już od poziomu gimnazjum płacą krocie za korepetycje. – Już od małego chodzą do dwóch szkół. Rano do zwykłej, popołudniami na korepetycje – potwierdza Agnieszka Czerwińska. Nie sposób jednak nie zauważyć, że lekiem na ten stan rzeczy byłoby raczej podniesienie poziomu greckiego szkolnictwa, a nie płacenie dorosłym ludziom za ich książki i dach nad głową.

Wszystko zostanie w rodzinie
Jak można się było spodziewać, polityczny, gospodarczy i społeczny kryzys próbuje wykorzystać socjalistyczna opozycja. Wprawdzie centroprawicowy rząd po ubiegłorocznych wyborach ma w parlamencie zaledwie jednomandatową większość, ale gdyby doszło do przedterminowych wyborów i zwycięstwa socjalistów, to prawdopodobnie i tak nie byliby oni w stanie utworzyć koalicji rządowej. A jeśli nawet by się to udało... – ...to i tak nic się nie zmieni. Czy wygrają socjaliści, czy prawica, i tak Grecja będzie w rękach jednej z dwóch wielkich politycznych rodzin: Papandreu i Karamanlis – uważają Agnieszka Czerwińska i jej greccy znajomi. Grecki węzeł gordyjski czeka więc na swego Aleksandra Macedońskiego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.