Dyscyplina, nie rygor

Przemysław Kucharczak

|

GN 50/2008

publikacja 15.12.2008 15:15

Tu wszyscy chodzą w mundurkach. Nauczyciele też.

Dyscyplina, nie rygor Wicedyrektor szkoły Katarzyna Zarzecka prowadzi lekcje języka polskiego w klasie licealnej fot. Henryk Przondziono

Ksiądz dyrektor Jacek Kędzierski bardzo się zdziwił, kiedy podanie o przyjęcie do jego katolickiej szkoły złożył... muzułmanin, pochodzący z Azerbejdżanu. Jasne, że Zespół Szkół Katolickich we Włocławku ma bardzo wysoką renomę, jeśli chodzi o poziom nauczania, ale tu są przecież obowiązkowe lekcje religii. I przynajmniej na rozpoczęcie i koniec roku trzeba obowiązkowo przyjść na Mszę świętą. W Wielkim Poście korytarzami szkoły chętni przechodzą z Drogą Krzyżową. A nauczyciele zachęcają młodych, żeby włączali się w przygotowywanie licznych nabożeństw. Co tu jest pociągającego dla muzułmanina?
– Ojciec chłopaka, też muzułmanin, wyjaśnił mi: wybieramy tę szkołę właśnie dlatego, że jest katolicka. Bo ja wiem, że tu są szanowane religijne wartości. I że tutaj nikt nie będzie mojego syna wyśmiewał z powodu wyznawanej przez niego religii – wspomina dzisiaj ksiądz dr Jacek Kędzierski, dyrektor Zespołu Szkół Katolickich im. księdza Jana Długosza we Włocławku. I rzeczywiście tak jest. Chłopak szybko się w „Długoszu” zadomowił. Nauczyciele katolicy mówią o swoim muzułmańskim uczniu z wielką sympatią. – Radzi sobie z nauką. Nawet religię zaliczył, choć dla niego była całkowitą nowością – podkreślają.

Buda czarnego luda
Włocławskie gimnazjum i liceum, nazywane potocznie „Długoszem”, to swego rodzaju ewenement. Szkoła powstała w 1916 roku, ale w 1949 roku komuniści odebrali ją Kościołowi. Odrodziła się dopiero w 2001 roku. I zaledwie w kilka lat zdobyła taką renomę, że dzisiaj w „Długoszu” uczy się aż 680 uczniów. A dostać się tutaj wcale nie jest łatwo, trzeba mieć dobre wyniki w nauce. Tak dynamiczny rozwój szkoły, która jest katolicka, musiał co najmniej parę osób zdenerwować. Zwłaszcza że Włocławek był w przeszłości uważany za „czerwone” miasto. Antyklerykalny tygodnik „Nie” próbował być złośliwy, poświęcając tej katolickiej szkole tekst „Buda dla czarnego luda”. Artykuł wyszedł jednak bardziej żałośnie niż złośliwie: dziennikarka załamywała w nim ręce, że do „Długosza” swoje dzieci posyłają nawet starzy komuniści.

Bo rzeczywiście, oni też zapisują tu dzieci. Niektórzy zdecydowali się ze względu na zapis w statucie szkoły, że uczniowie wcale nie muszą być wyznania katolickiego. Wystarczy, że zaakceptują na przykład to, że każdego dnia pierwsza lekcja zaczyna się modlitwą. – Część naszych dzieciaków jest nawet oziębła religijnie – uważa ks. Kędzierski. – Przychodzą do nas czasem dlatego, że tu chodzą dzieci najzdolniejsze. I choć ich rodzice często krytykują chrześcijańskie wychowanie, to uważają, że w takiej szkole jest bezpieczniej. I nawet jeśli sami liberalnie wychowują dzieci i na wszystko im pozwalają, to nieraz chcą, żeby ich pociechy doświadczyły pewnych zakazów i nakazów – ocenia. Kiedyś matka ucznia jedynaka poprosiła dyrekcję, żeby jej syn mógł przez rok pomieszkać w szkolnym internacie. Ale wcale nie dlatego, że mieszkał za daleko. Według matki, syn zaczął przyjmować w życiu zbyt grymaszącą postawę. – Po roku przyszła podziękować, bo trochę bardziej zszedł na ziemię – wspomina ksiądz Jacek.

Nauczycielka w mundurku
Uczniom jest trochę łatwiej znieść obowiązkowe tu mundurki, bo solidarnie noszą je też... nauczyciele. – Zwłaszcza mężowie nauczycielek bardzo się z tego cieszą! – śmieje się wicedyrektor Katarzyna Zarzecka. – Ale powiem panu, że to ma sens, kiedy w szkole nie tylko uczennice nie wyróżniają się między sobą strojem, ale i nauczycielki. Dziewczyny chcą czasem pokazać przez strój swoją osobowość. Ale tak naprawdę to, że są ubrane tak samo, nie znaczy, że wyglądają na takie same... Wręcz przeciwnie, mundurek podkreśla ich indywidualność, bo każda z nich jest inna – uważa. Kiedy myślimy o mundurkach, na myśl przychodzą nam „mundurki Giertycha”: jedne bardziej udane, inne przypominające krojem worki na kartofle. W „Długoszu” mundurek składa się z granatowych spodni i marynarki z logo szkoły. Całość sprawia bardzo eleganckie wrażenie. – Nasze mundurki kosztują 350 zł, ale są ładne – oceniają dziewczyny z licealnej II A. Pytamy je o plusy i minusy szkoły. – Minusem jest stosunek do nas ludzi z innych szkół, różnych dresiarzy. Myślą, że modlimy się przez cały dzień, jesteśmy dla nich ciotami, ludźmi niewartymi żadnego szacunku. A za to plusów jest bardzo dużo. Jest dyscyplina, ale nie ma rygoru, atmosfera w szkole jest świetna – mówią na przemian blondynka Benita i brunetka Agata. – Mamy swoje zamykane szafki. Jest dużo fajnych kółek zainteresowań. I choć nie wszyscy tak uważają, plusem są obowiązkowe lekcje tańca raz w tygodniu – przekonują. O tym, że wprowadzenie lekcji tańca było sukcesem, jest też przekonana pani wicedyrektor. – Taniec bardzo rozwija. W tej szkole na studniówkach nie spotkasz uczniów, którzy stoją pod ścianami. Oni się siebie nie wstydzą, bo doskonale znają swoje reakcje w tańcu – mówi Katarzyna Zarzecka. Raz w roku szkoła organizuje we Włocławku Dni Kultury Chrześcijańskiej. W tym roku odbywają się 12 i 13 grudnia i są poświęcone zmarłemu księdzu – poecie Januszowi Pasierbowi. Podczas Dni młodzież z „Długosza” nagra nawet płytę.

Nauczyciel katolik
Choć uczniowie nie muszą tu być katolikami, nauczyciele – muszą. I to praktykującymi. Nie tylko katecheci, także chemicy, matematycy i wuefiści. Mają pokazać uczniom własnym przykładem, że naprawdę warto żyć wiarą. Nie chodzi o to, żeby w czasie lekcji fizyki mówili o Panu Bogu, ale żeby po prostu dawali przykład. Być może także dzięki trzymaniu się tej zasady w Polsce szkoły katolickie na ogół działają dobrze. Na Zachodzie wiele szkół jest katolickich tylko z nazwy. Ich dyrektorom przestało zależeć na chrześcijańskim przekazie. Zatrudniają niewierzących, którzy pewnie są równie kompetentni zawodowo jak wierzący. Jednak nie pokażą młodzieży osobistym przykładem, że warto być katolikiem. – W niektórych państwach Zachodu dotyczy to też katechetów. Nie uczą religii, ale raczej religioznawstwa – mówi ksiądz Jacek Kędzierski. Codziennie o 7.25, przed lekcjami, ks. Jacek z jeszcze dwoma kapłanami, którzy pracują w „Długoszu”, odprawiają w szkolnej kaplicy Mszę świętą. Obecność nie jest obowiązkowa ani dla uczniów, ani dla nauczycieli. – Ale mamy taki zwyczaj, że każda klasa wybiera sobie dzień tygodnia, w którym „obstawia” Mszę liturgicznie. Uczniowie uczą się odwagi, żeby przygotować czytanie albo zaśpiewać psalm – mówi Katarzyna Zarzecka. – Obowiązku nie ma, ale jeśli nauczyciel dobrze zachęci, zjawia się 80 procent klasy. Stawiamy na wychowanie chrześcijańskie. I mamy nadzieję, że może coś z tego naszym uczniom zostanie, albo w odpowiednim momencie ich życia się odezwie – mówi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.