Uderzenie w Bombaj

Stanisław Guliński, arabista, znawca problemów Bliskiego Wschodu

|

GN 49/2008

publikacja 07.12.2008 21:22

Inspiratorów krwawych zamachów w indyjskim mieście Bombaj poszukuje się w sąsiednim Pakistanie. Czy słusznie?

Uderzenie w Bombaj Ostatni akt dramatu w Bombaju rozegrał się w hotelu Tadż Mahal, w którym bronili się terroryści fot. AGENCJA GAZETA/AP/Rajanish Kakade

Gdy tylko światowe agencje przekazały pierwsze wiadomości o operacji terrorystycznej w Bombaju, role były już właściwie rozdane. Gdy jeszcze okazało się, że terroryści, podając się za członków widmowej organizacji Mudżahedinów Dekanu, ujawnili swoją islamską proweniencję, ponad granicą pakistańsko-indyjską latały już pierwsze oskarżenia. Choć rząd Indii nie oskarżył Pakistanu wprost o udział w przygotowywaniu zamachu, jednak wyraził niezadowolenie z nieskuteczności lub niechęci do powstrzymywania działalności terrorystów na terytorium swojego sąsiada. Pakistan odpowiedział, by rząd Indii nie wyciągał zbyt pochopnych wniosków z zeznań jedynego złapanego żywcem terrorysty i zajął się raczej sytuacją ekonomiczną swoich obywateli.

Pakistan (172 mln mieszkańców) jest kluczowym, choć coraz bardziej sfrustrowanym sojusznikiem USA w wojnie z terrorem. Indie z ponad miliardem mieszkańców to największa demokracja świata i jedna z największych wschodzących potęg ekonomicznych. Obok wielkich obszarów biedy nie brak w Indiach przejawów dostatku. Na liście najbogatszych ludzi świata jest wielu Hindusów, takich jak Lakszmi Mittal, prezes Arcelor Mittal – największego producenta stali na świecie.

Kłopoty z tożsamością
Pakistan (islamski „kraj czystych” w języku urdu) to bardzo młode państwo, które powstało jako swego rodzaju muzułmańskie alter ego Indii. Pakistanowi już kilka razy wróżono rozpad: gdy wyłonił się z podziału Indii Brytyjskich w 1947 roku, nazywano go sztucznym tworem opartym na chwiejnej solidarności religijnej odmiennych ludów, gdy w 1971 roku w wyniku wojny z Indiami jego wschodnia część stworzyła Bangladesz, a wreszcie ostatnio – gdy znaczna część jego ludności zaczęła okazywać nieposłuszeństwo władzom – sojusznikom USA w wojnie z Talibami i al Kaidą.

Jak wiele postkolonialnych krajów muzułmańskich,Pakistan boryka się z problemem nie w pełni ukształtowanej tożsamości. Wielu obywateli czuje się członkami danego plemienia, klanu czy – w miastach – rozgałęzionej rodziny. Wielu na pytanie: „kim jesteś?” odpowie „muzułmaninem” – a dopiero potem „Pakistańczykiem”. Instytucja państwa dopiero wspina się na piedestał wartości mieszkańca doliny Indusu. Tym bardziej odczuwa pakistański muzułmanin łączność i solidarność z braćmi muzułmanami w zniszczonym wojną Afganistanie i w Indiach, gdzie niedostatki tolerancji religijnej dają się we znaki także przecież chrześcijanom.

Od czasu powstania obydwu państw stoczyły one już 4 wojny, a sporadyczne starcia – zwłaszcza w spornej prowincji Kaszmir są niemal rutyną. To Pakistan czuje się stroną poszkodowaną przez dokonany w 1947 roku podział, jako że znaczne obszary zamieszkiwane przez muzułmanów znalazły się w Indiach. Z kolei niezadowolenie mniejszości muzułmańskiej w Indiach wyrażane było w wielu przypadkach aktami terroru, wielokrotnie też okazywało się, że terroryści bywali szkoleni na terenie Pakistanu.

Często działo się to przy współudziale pakistańskich służb specjalnych. Pytany przeze mnie już po początku rzezi w Bombaju pakistański ekspert ds. bezpieczeństwa Iftikhar Malik przyznał, iż jest prawdopodobne, że pewne elementy pakistańskiego aparatu bezpieczeństwa (zwłaszcza Pasztuni) udzielają poparcia swoim współplemieńcom wśród talibów, w których zwalczaniu rząd Pakistanu formalnie wspiera USA i NATO. Podobnie może być w przypadku muzułmanów indyjskich.

Pakistański bufor
Ostatnie lata przyniosły bezprecedensowe próby zbliżenia między obydwoma państwami. Od 2003 r. postępy, choć głównie symboliczne, poczynił proces pokojowy, gorąco wspierany przez USA, pragnące spokojnego zaplecza dla swoich operacji w Afganistanie. W obliczu indyjskich oskarżeń Pakistan ostrzegł, że jeśli poczuje się zmuszony do koncentracji wojsk na granicy z Indiami, pakistańscy sympatycy talibów jeszcze łatwiej będą przenikać na afgański teatr wojny. Jednak Iftikhar Malik mówi też, że: „Indie tak naprawdę cieszą się, że mają Pakistan. Nawet zamach w Bombaju to ułamek tego, co musiałyby przyjąć na siebie, granicząc bezpośrednio z Afganistanem. Jesteśmy buforem”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.