Piraci z Somalii

Tomasz Rożek

|

GN 48/2008

publikacja 01.12.2008 15:19

Dzisiejsi piraci co roku zarabiają kilkadziesiąt milionów dolarów. Nie sprzedają zrabowanych towarów. Odsprzedają je prawowitym właścicielom.

Piraci z Somalii Somalijscy bojownicy powiązani z piratami fot. PAP/EPA/BADRI MEDIA

Choć piractwo kojarzy się z XVI–XVII wiekiem i rejonem Karaibów, uprawiano je od zawsze i w zasadzie wszędzie. Współczesny świat zauważył problem, gdy 25 sierpnia tego roku porwano wyładowany bronią ukraiński statek Faina. Kilkanaście dni temu rabusie poszli jeszcze dalej. Uprowadzili jeden z największych na świecie tankowców. Ponad 800 kilometrów od kenijskich wybrzeży zajęli wypełniony 300 milionami litrów ropy statek Sirius Star (Gwiazda Syriusza). Na pokładzie tankowca giganta znajdują się dwaj Polacy.

Taniej zapłacić okup
Tankowce, kontenerowce czy masowce, które przewożą ładunek często o wartości setek milionów dolarów, są praktycznie bezbronne. Nie płyną w konwojach, nie mają na swoim pokładzie ochrony. Dlaczego tak się dzieje? Statków jest zbyt dużo. Tylko przez Kanał Sueski co roku przepływa ich 20 tys. Przez równie strategiczną cieśninę Malakka (pomiędzy Sumatrą i Malezją) aż 50 tys. Nie da się wszystkich chronić. Poza tym, kto miałby za to płacić? Armatorzy? Wtedy ceny produktów transportowanych drogą morską poszybowałyby w górę. Ochrona statku, którego powierzchnia górnego pokładu jest równa powierzchni trzech boisk piłkarskich, jest bardzo droga. Sirius Star ma długość ponad 330 metrów. Tankowiec Sirius Star przewoził ropę naftową z Arabii Saudyjskiej do USA. Wartość przewożonego ładunku to ponad 100 milionów dolarów. Z ostatnich informacji wynika, że porywacze żądają 25 milionów dolarów. Statek należy do firmy Vela International Marine, razem z 23 innymi gigantycznymi tankowcami (tzw. VLCC – Very Large Crude Carriers). Uzbrojenie każdego z nich kosztowałoby znacznie więcej niż żądany okup. Do niedawna chłodna kalkulacja mówiła, że nie opłaca się ochraniać statków. Tak samo jak nie opłaca się wysyłać za każdym TIR-em samochodu ochrony tylko dlatego, że od czasu do czasu zdarzają się drogowe rabunki czy porwania. Teraz jednak można się spodziewać bardziej zdecydowanej odpowiedzi. Piraci bardzo się rozzuchwalili.

Ostatnio napadli na okręt wojenny marynarki amerykańskiej. Atakują nie tylko blisko brzegu, ale nawet na pełnym morzu. Poza tym, Gwiazda Syriusza należy do Arabii Saudyjskiej. Islamiści nie popuszczą. Piraci są coraz groźniejsi, bo działają coraz bardziej profesjonalnie. To już nie małe grupy zdesperowanych i kiepsko uzbrojonych rybaków, które napadają na niewielkie statki blisko brzegu, tylko sprawnie zarządzane i wyspecjalizowane armie najemników. Dysponują radarami, a nawet zdjęciami satelitarnymi. Sprzętu, jaki posiadają, nie powstydziłyby się najnowocześniejsze formacje wojskowe. Co szczególnie niepokojące, piraci mają powiązania ze strukturami państwowymi. W niektórych krajach, takich jak np. Somalia, piractwo to niemalże sport narodowy. To efekt braku kontroli marionetkowego rządu.

Piraci na pokładzie
O porwaniu Gwiazdy Syriusza poinformowała 17 listopada br. Marynarka Wojenna USA. Piraci byli Somalijczykami. Nie do końca wiadomo, jak dostali się na pokład. To jest krytyczny moment. Zresztą był krytyczny zawsze. Także metody piratów – co do zasad – na przestrzeni wieków pozostawały podobne. Somalijczycy mogli podszywać się pod celników czy wojsko. Mogli też udawać, że potrzebują pomocy, bo ich jednostka uległa awarii. W końcu mogli podpłynąć małą łodzią i dokonać sprawnego abordażu. Najlepiej od strony rufowej, która jest niewidoczna dla radarów. Wypełniony tankowiec w części rufowej wystaje ponad lustro wody tylko 3,5 metra.

Piraci dostali się na pokład. I to właściwie był koniec. Marynarze w konfrontacji z zawodowymi zabijakami nie mają żadnych szans. Tym bardziej że cała obsługa gigantycznego statku wynosi zaledwie kilkanaście do 25 osób. Jeszcze kilka lat temu ilość mechaników czy marynarzy była większa. Coraz nowocześniejsze jednostki pływające wymagają jednak coraz mniejszej obsługi. Poza tym armatorzy ograniczają – z oszczędności – zatrudnienie, jak tylko mogą. Czy warto się przed piratami bronić? Prawdę mówiąc, to byłaby głupota. W grę nie wchodzi też zdobywanie statku siłą. To zbyt niebezpieczne dla wszystkich. Za duża przestrzeń i zbyt wiele zakamarków. A jeżeli piraci zaminowali statek? Zatonięcie tak dużego tankowca spowodowałoby katastrofę ekologiczną na niespotykaną skalę. W grę nie wchodzi także zabicie piratów, gdy będą opuszczali statek. Okupu nikt nie będzie im przekazywał w gotówce. Pieniądze przelewem znajdą się na koncie i dopiero wtedy piraci uwolnią jednostkę.

Cena wolności
Oblicza się, że w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy tego roku tylko u wybrzeży Somalii piraci zaatakowali 92 statki, a prawie 40 uprowadzili. W tym roku ataków jest dwa razy więcej niż rok temu. Zwykle piraci żądali około 2 mln dolarów za duży statek. Wymagania wzrosły, gdy napadli na ukraiński statek Faina. Na swoim pokładzie miał m.in. 33 ukraińskie czołgi. Wtedy zażądano 22 milionów. Ostatecznie stanęło na 8. Specjaliści oceniają, że tyle samo będzie trzeba zapłacić za porwany Sirius Star. Choć piraci początkowo chcieli 25 mln dolarów za opuszczenie jednostki, później zażądali 15 mln i pewnie ustąpią za 8 do 10 mln. Prywatna firma jest zawsze bardziej skłonna zapłacić niż jakikolwiek rząd.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.