Dobra, wygrałeś!

Marcin Jakimowicz

„I gdzie ten obiecany pokój serca?” - pytają zdesperowani. Na razie stoją na rozstaju, wahając się, czy wykonać krok wiary, a ich głowy rozsadzają tysiące wątpliwości.

Dobra, wygrałeś!

Spisuję do kolejnego „Gościa” (uwaga, lokowanie produktu!) poruszającą rozmowę z Marianną Gol, Rosjanką żydowskiego pochodzenia, która od 25 lat pracuje w Izraelu wśród żydów mesjanistycznych („«Pytasz, jak wyglądają Żydzi, o których słyszałaś w przedszkolu? O, tak!»” – mama zaprowadziła mnie do lustra. W szkole dowiedziałam się, że nie jest to wygrana do loterii, ale gdy poznałam Jeszuę, zdumiona odkryłam, jak wiele biblijnych obietnic spełnia się dziś w Izraelu”).

„Żydzi którzy uznają, że Jezus jest Mesjaszem są między młotem a kowadłem – opowiada – Przez wyznawców judaizmu traktowani są jako chrześcijanie, a przez chrześcijan jako żydzi. Ale to całkowicie zrozumiałe, bo są proroczym znakiem, a prorok zawsze pozostaje w rozdarciu, między światami, w wyłomie muru. Wszystko, co prorocze pozostaje w takim rozciągnięciu: między tym, co mówi Bóg, a tym, jak reaguje świat. Między tym, co duchowe i materialne, «z tego świata» i z Królestwa; tym, co jest i co dopiero nadchodzi. To bolesne, ale nieuniknione. Jeśli nie jesteś w takim napięciu, to znaczy, że nie jesteś w miejscu proroczego objawienia Boga”.

Często dostaję od znajomych, którzy wchodzą w nowy etap życia, czy czynią w ciemno krok wiary pytania: „Po ludzku ten czas oczekiwania powinien być radosny i pełen nadziei, a ja się boję”. Mnóstwo osób odczuwa wówczas rodzaj szarpaniny, niepewności. Stoją na rozstaju dróg, w miejscu wyboru i spragnieni czekają na zapowiedziany przez Pana pokój serca. Na razie jednak towarzyszą im wątpliwości i setki myśli bombardujących ich głowę. To naturalne. Pokój serca przyjdzie później.

Wielokrotnie spisywałem historie ludzi, którzy zawierzyli w ciemno i podjęli wyzwanie. „Pamiętam, że gdy weszłam w Nysie za furtę pomyślałam: «Boże, ja mam tu mieszkać? Daję sobie dwa tygodnie». Może dlatego, że na odchodne mój tata skwitował złośliwie: «To co, widzimy się za dwa tygodnie?». A potem znów dałam sobie dwa tygodnie» i daję je sobie od 18 lat” – uśmiechała się s. Rut.

 „Czy w momencie decyzji musi przyjść pokój serca? A może to cały czas szarpanina? Pamięta Ojciec chwilę, gdy przestąpił próg nowicjatu w Poznaniu? – pytałem o. Krzysztofa Pałysa - Miałem wrażenie, że wszyscy tutaj pasują, tylko nie ja. I choć miałem przeświadczenie, że nareszcie zacząłem oddychać rześkim powietrzem, to jeszcze latami zmagałem się z wątpliwościami, że wszystko to sobie sam wymyśliłem. Po różnych perypetiach dopuszczono mnie do profesji wieczystej. I kiedy już leżałem twarzą na gołej posadzce, a schola śpiewała Litanię do Wszystkich Świętych, rozpłakałem się ze szczęścia, wstydząc się, aby nikt tego nie zobaczył. Jakbym nagle, w jednej sekundzie, wszedł w zupełnie inną rzeczywistość, która jest nie do opanowania, kompletnie przekracza, a jednocześnie jest tak fascynująca, że chciałoby się nawet umrzeć, aby tylko ten stan zatrzymać. W jednej chwili Bóg pokazał, że całe wcześniejsze zmaganie miało swój cel, ale jest niczym w obliczu Jego obecności. A potem wszystko błyskawicznie odeszło i przyszedł naturalny pokój”.

Siostra Anna Bałchan wspomina: „Zawsze żyłam na pograniczu, w jakiejś schizie: z jednej strony oazy, gitara, śpiewanie, a z drugiej jakiś bunt, świat luzu, ulicy, beznadziei. Te światy ścierały się z sobą. Każdy mówił ci coś innego. Można było ześwirować. Przyszedł moment, że musiałam wybrać. Ale co? Zakony omijałam szerokim łukiem. Myślałam: co to za dziwne zjawisko, jakieś kobiety zamykają się, by leczyć swoje kompleksy. To chore! Nie daj Boże, gdy jakaś siostra powiedziała mi coś o powołaniu: dostawałam od razu piany. (…) Siedziałam w domu i starałam się uczyć do próbnej matury z matematyki. A tu nic. Niepokoi rósł i rósł. Nie potrafiłam się kompletnie skupić. Gdybym była pokorna i potrafiła powiedzieć: bądź wola Twoja… Była noc. Usiadłam i zaczęłam pisać: «Ja Anna Maria, Krystyna (wpisałam też imię z bierzmowania) chcę Ci napisać: Dobra, wygrałeś». Daj mi Boże spokój, bo się wścieknę. Wygrałeś. Kropka. Dopiero, gdy napisałam ten list przyszedł ogromny pokój”.

Pokój serca przyjdzie, gdy już dokonasz wyboru.

Rozdarcie to naturalny stan. Rzeczywistość tę ​znakomicie opisuje ewangeliczna historia uciszenia burzy na jeziorze. Szaleją fale, przerażeni uczniowie czynią przedśmiertny rachunek sumienia, a ich Mistrz śpi w najlepsze. Tak, wiem, „ponieważ Jezus mieszka w nas powinniśmy jak On zachowywać w takich sytuacjach pokój serca”. Tyle, że mnie nie interesuje to, co „powinniśmy”, ale to, w jaki sposób reagujemy. A reagujemy dokładnie tak, jak apostołowie. To zmaganie się, lęk przed nieznanym jest całkowicie naturalne. „Siła wiary nie leży w «niewzruszonym przekonaniu», ale w zdolności uniesienia również wątpliwości, niejasności, znoszeniu ciężaru tajemnicy, a przy tym zachowaniu wierności i nadziei. Ja nie wierzę w wiarę bez ran, w Kościół bez ran, w Boga bez ran” – pisze w „Czasie pustych kościołów” ks. Tomaš Halik.