Hetero są z Marsa

Jacek Dziedzina

|

GN 43/2008

publikacja 27.10.2008 11:59

Środowiska gejowskie nie ukrywają, że ich celem jest także prawo do adopcji dzieci. Organizacje homoseksualne organizują Festiwal Tęczowych Rodzin. Krzywisz się z niesmakiem? Pewnie jesteś z Marsa.

Hetero są z Marsa Środowiska gejowskie nie ukrywają, że ich celem jest także prawo do adopcji dzieci fot. EAST NEWS/VISUAL PRESS AGENCY

Od 22 do 26 października Warszawa przeżywa kolejny etap edukacji prowadzonej wytrwale przez środowiska homoseksualne. Już nie wystarczy akcja „niech nas zobaczą”. To już część Polaków sobie przyswoiła. Teraz dochodzi lekcja „niech nas zobaczą z dziećmi”. „Świat jest różnorodny. Różnorodne są też rodziny. Nie wszystkie rodziny składają się jednak z mamy, taty i dziecka. Są rodziny złożone z samej mamy i dziecka, samego taty i dziecka, dwóch mam i dzieci, dwóch tatusiów i dziecka, dwóch mężczyzn czy dwóch kobiet…” – piszą organizatorzy kilkudniowego maratonu tolerancji. Gry, zabawy, filmy, porady prawne „jak tworzyć homorodziny”, spotkania z dziećmi i ich dwoma tatusiami lub dwiema mamusiami… Grupa ekstremistów kolejny raz chce nas przekonać, że to my, wrogowie tolerancji, jesteśmy z innej planety.

Tęczowa rodzina, czyli jak skrzywdzić dziecko
Metoda sprawdzona w innych krajach. Musi być przyjemnie, kolorowo (tęczowo), profesjonalnie i koniecznie ze wsparciem dyspozycyjnych autorytetów. W ubiegłym roku głośno było o programie edukacyjnym w holenderskiej telewizji. W Internecie można było zobaczyć fragment tego show. Prezenterka pyta zgromadzone licznie dzieci: „Kto z was przyszedł z tatusiem i mamusią?”. Las rąk. „A może ktoś przyszedł z dwoma tatusiami?” – kilka osób przyznaje się do tęczowej rodziny. A na scenę wchodzi Terence, który zaczyna śpiewać piosenkę o Basie i Diederiku, dwóch tatusiach. Wszyscy włączają się w chwytliwy refren: „Mam dwóch ojców, kto bardziej niż oni zastąpi mi matkę?”. Naprawdę świetna melodia. I dzieci holenderskie bardziej tolerancyjne. Przynajmniej nikt już im nie wmówi, że model ojciec–matka jest jedynym możliwym. To oczywiście nie bierze się znikąd. Od kilkudziesięciu lat środowiska homoseksualne na całym świecie prowadzą konsekwentną kampanię oswajania społeczeństw z rozumianą po swojemu „innością”. Uparte dążenie do celu przynosi owoce: członkiem Komisji Europejskiej nie mógł zostać człowiek, który przyznał, że homoseksualizm jest grzechem. Sam byłem świadkiem w zeszłym roku w Parlamencie Europejskim, jak debata nad rezolucją o homofobii stała się demonstracją poprawności politycznej wielu europosłów. A przysłuchująca się debacie młodzież kręciła głowami z niedowierzaniem, gdy ktoś odważył się mówić, że homoseksualistom trzeba raczej pomóc odnaleźć tożsamość, a nie pogłębiać patologię. Jesteśmy razem w zjednoczonej Europie, pomyślałem, ale w tym momencie mam wrażenie, że żyjemy na różnych planetach.

Tato i tatuś
I to jest cel wszystkich podobnych kampanii, także trwającego obecnie Festiwalu Tęczowych Rodzin: sprowadzić z Marsa na Ziemię wszystkich zacofanych konserwatystów i wrogów tolerancji. Rolę animatorów przyjęła oczywiście Kampania Przeciwko Homofobii Roberta Biedronia oraz niejaka Trans-fuzja – fundacja na rzecz osób transpłciowych. Metody? Ano mamy Tęczowy Puchar 2008, czyli rozgrywki futbolu stołowego (popularne „piłkarzyki” – dodają na swoich stronach organizatorzy). To najbardziej niewinna część imprezy. Ale jest też program dla zaawansowanych, np. warsztaty prawne: „Jak tworzyć homorodziny?”.

Prawnicy doradzają, jak na gruncie obecnego prawa walczyć o prawa rodzicielskie, jak osoba homoseksualna może adoptować dziecko oraz o „możliwości korzystania przez polskie lesbijki z technik wspomaganego rozrodu”. Organizatorzy obiecali też, że będą kłaść nacisk na „praktyczne zastosowanie przepisów prawa rodzinnego i prawa procesowego, tak aby jego uczestnicy zostali wyposażeni w efektywne narzędzia dochodzenia swoich praw przed organami władzy sądowniczej”. Jest także przewidziany talk-show nt. „Transfobia i transakcentacja w rodzinie” o życiu transwestytów. Zarówno dla zaangażowanych, jak i wątpiących czy poszukujących jest cała seria odpowiednich filmów. Są rodzime produkcje, jak „Homo.pl”, ale też zagraniczne hity, np. „Daddy & Papa” (Tato i tatuś). Organizatorzy nie ukrywają celu: chcą przekonać nieprzekonanych, że „tzw. rodzina nuklearna, złożona z męża, żony i dzieci jest tylko fragmentem całej gamy rodzin”. Twierdzą, że w Polsce ok. 50 tys. dzieci wychowuje się w homorodzinach. Skąd takie dane? Nie wiadomo.

Kto na Marsa?
Można, oczywiście, skwitować imprezę albo „tolerancyjnym” skinieniem głowy, albo ironicznym uśmieszkiem. Tymczasem sprawa jest poważna, bo chociaż to ciągle w Polsce folklor, efekty homoseksualnej propagandy widoczne są w innych krajach. Niedawno dostaliśmy list od pani Ewy Krupeckiej z Niemiec. Jej syn chodzi do II klasy w prywatnej szkole katolickiej, najlepszej w Hamburgu. Któregoś dnia usłyszała, jak synek na głos czyta czytankę, którą nauczycielka zadała im do domu. Dość ponura historyjka o dziewczynce, prześladowanej przez bandytów. Ale „najlepsza” okazała się kolejna czytanka. Pani Ewa pisze: „Pełna mieszanych uczuć zajrzałam na następną stronę. Tam znalazłam obraz Keitha Haringa, zmarłego na AIDS narkomana i homoseksualisty, opatrzony tytułem »U nas w domu« i obok czytankę »Prawdziwa rodzina«. Dzieci rozmawiają z tatusiem o rodzinie, podając przykłady z życia kolegów – ten ma tylko tatę, tamten ani mamy, ani taty, a za to babcię i dziadka, ów ma dwie mamy, a jeszcze inny dwie mamy i dwóch tatusiów. – Czy to prawdziwa rodzina? – pytają dzieci. – Ależ tak – wyjaśnia tatuś, podając definicję rodziny – wszyscy, którzy się kochają i się o siebie troszczą, są prawdziwą rodziną”. Pani Ewa nie ukrywa, że w takiej sytuacji najchętniej wróciłaby do Polski.

Proszę nie machać lekceważąco ręką, że „to tylko w Niemczech takie rzeczy”. Robert Biedroń, prezes Kampanii Przeciw Homofobii, jest autorem „Tęczowego elementarza”, który miał niegdyś służyć jako jeden z podręczników rekomendowanych przez MEN. Na szczęście się nie udało. Ale jest jasne, że celem takich właśnie Festiwali Tęczowych Rodzin jest kolejny wyłom w społecznej świadomości. Co robić? Pakować się na Marsa? Nie, trzeba pokazać mapę Układu Słonecznego i do znudzenia przypominać, że Mars leży jednak gdzie indziej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.