Dobry fachowiec, ale katoliczka

Jarosław Dudała

|

GN 43/2008

publikacja 27.10.2008 11:49

Czy najmłodsza kobieta minister w historii brytyjskich rządów straciła stanowisko, bo jest katoliczką?

Dobry fachowiec, ale katoliczka Ruth Kelly odeszła z rządu, mówiąc, że trudno jest dziś być chrześcijaninem w Westminsterze (dzielnicy Londynu, w której znajduje się większość instytucji rządowych) fot. www.ruthkellymp.co.uk

Ruth Kelly pochodzi z Irlandii Północnej, jej dziadek był bojownikiem Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA), ale wykształcenie odebrała na prestiżowych angielskich uczelniach (Oxford, London School of Economics). Jest członkinią lewicowej Partii Pracy, ale należy także do uważanej za konserwatywną katolickiej organizacji Opus Dei. Zaczynała jako reporterka działu ekonomicznego dziennika „The Guardian”, ale już w wieku 26 lat została zastępczynią szefa zespołu prognozującego inflację w Banku Anglii. Trzy lata później została członkiem niższej izby brytyjskiego parlamentu, a zaledwie 11 dni po wygranych wyborach urodziła pierwsze ze swoich czworga dzieci. Gdy miała 36 lat, została najmłodszą kobietą ministrem w historii gabinetów Ich Królewskich Mości. Kierowała kolejno czterema resortami: edukacji, społeczności i samorządów lokalnych, kobiet i równouprawnienia, a ostatnio transportu.

Konflikt sumienia
Dlaczego tak błyskotliwa kariera nagle się urwała i Ruth Kelly odeszła z gabinetu Gordona Browna? Według oficjalnych deklaracji, postanowiła spędzać więcej czasu z rodziną. Spekulacje mówią jednak o tym, że na decyzję pani minister mógł mieć wpływ forsowany przez rząd projekt ustawy zezwalającej m.in. na tworzenie hybryd ludzko-zwierzęcych i używanie komórek macierzystych dzieci nienarodzonych do leczenia ich narodzonego już rodzeństwa. Kelly usiłowała wprowadzić do tego projektu zapisy choć trochę chroniące życie, ale i to się nie powiodło. Pani minister stanęła w sytuacji, w której sumienie podpowiadało jej coś zupełnie przeciwnego, niż nakazywała partyjna dyscyplina. I to nie w sprawach drugorzędnych, ale – dosłownie – w sprawach życia i śmierci. Może więc postanowiła odejść, by nie żyrować swoim nazwiskiem prawa, z którym się fundamentalnie nie zgadza? – To spekulacje, ale Ruth jest człowiekiem silnej wiary. W sprawach swych zasad nigdy nie poszła na kompromis, nawet jeśli mogło jej to złamać karierę – stwierdziła jej polityczna przeciwniczka z Partii Konserwatywnej Geraldine Smith.

Rząd na dnie
Według prasowych przecieków, już późną wiosną tego roku Kelly była gotowa złożyć rezygnację z urzędu. Premier Gordon Brown poprosił ją, by zaczekała z dymisją do najbliższej rekonstrukcji rządu. Być może uczynił tak dlatego, że w sondażach społecznego poparcia jego rząd spadł poniżej absolutnego dna, czyli poniżej poziomu, jaki zanotował rząd Neville’a Chamberlaina, zhańbiony kapitulancką postawą wobec hitlerowskich Niemiec. W prasie pojawiały się spekulacje, że gdyby z gabinetu Browna wycofali się ministrowie katolicy – Ruth Kelly, a także szef resortu obrony Des Browne i sekretarz ds. Walii Paul Murphy – w Wielkiej Brytanii mogłoby dojść do kryzysu rządowego. Ruth Kelly lojalnie pozostała więc w gabinecie. Jednak 3 października pożegnała się ze swoim resortem. Jednocześnie ostro zaatakowała panującą w angielskiej polityce atmosferę sekularyzmu, dodając, że trudno dziś być chrześcijaninem w Westminsterze (dzielnicy Londynu, w której znajduje się większość instytucji rządowych – przyp. JD).
– Publiczna debata stała się bardziej zeświecczona, a ludzie wierzący są przedstawiani trochę jak dziwacy. Nie oddaje to rzeczywistości społecznej, w której chodzenie do kościoła i wiara uważane są za coś normalnego – stwierdziła Ruth Kelly, cytowana przez czasopismo „The Catholic Herald”.

Kompetentna, ale z Opus Dei
Już wcześniej Kelly zarzucano, że jest katoliczką i członkinią Opus Dei. Jak na ironię, związki z tą religijną organizacją wypominał jej polityk Partii Konserwatywnej Tom Sackville, który sam jest... pastorem. Nie wiadomo jednak, czy najgłębszym podtekstem jego krytyki nie był fakt, że przegrał on z Ruth Kelly, startując w wyborach do parlamentu z tego samego okręgu. W oczach innych krytyków sama przynależność do Kościoła katolickiego i Opus Dei dyskredytowały Kelly jako ministra edukacji, od którego zależą badania naukowe, m.in. nad komórkami macierzystymi. Kwestie jej wiary pojawiały się też, gdy krytykowano ją za brak udziału w głosowaniach albo głosowanie przeciw postulatom środowisk gejowskich. Zarzucano jej nawet to, że odmówiła odpowiedzi na pytanie, czy uważa homoseksualizm za grzech. Przypomnijmy, że takie samo pytanie zadano Rocco Buttiglionemu w Brukseli, gdy kandydował na stanowisko członka Komisji Europejskiej. Stwierdził on wówczas, że być może uważa, że to jest grzech, ale cokolwiek myśli na ten temat, nie ma to znaczenia dla ewentualnego sprawowania przez niego urzędu. Bo czym innym jest sfera moralna, a czym innym sfera polityki i prawa, które nie może nikogo dyskryminować. Ale nawet tak oględna odpowiedź stanęła włoskiemu politykowi na przeszkodzie do objęcia unijnego stanowiska.

Rzucić to wszystko?
Odpowiedź na pytanie, czy katolicy powinni angażować się w życie polityczne, jest oczywista: tak, powinni. Trzeba jednak przyznać, że człowiekowi, dla którego wiara nie jest tylko niedzielnym kostiumem, trudno jest być politykiem w dzisiejszej Europie. Bo albo zostanie odrzucony, albo pójdzie na wątpliwy moralnie kompromis. Co wybrać? Trudno tu o gotową receptę. Szkicowa odpowiedź mogłaby być taka: po pierwsze, najważniejsza jest praca u podstaw – budowanie społecznego poparcia dla zasad katolickiej nauki społecznej. Może się to odbywać i w skali makro (głównie poprzez media), i w skali mikro (np. poprzez kazania w kościele czy rozmowy ze znajomymi). Po drugie, katolicy nie powinni, mimo wszystko, rezygnować z uczestnictwa w życiu politycznym. Bo może szybciej niż się spodziewamy przyjdzie moment przełomu, w którym większość wyborców będzie chciała poprzeć polityków katolików, bo dostrzeże, jak bardzo absurdalne i szkodliwe było polityczne podkopywanie fundamentów europejskiej cywilizacji. Mam na myśli m.in. stanowienie praw, które zrównują związki homoseksualne z małżeństwami i pozwalają im na adopcję dzieci; które pozwalają na uśmiercanie najsłabszych (nienarodzonych i stojących u kresu życia); które pozwalają na hodowanie nienarodzonych ludzi na „części zamienne” dla narodzonego rodzeństwa.

Najlepsze jeszcze przed nami
Po upadku komunizmu wystarczającą alternatywą dla niego mógł się dla wielu wydawać lewicowo-liberalny model demokracji i kapitalizmu. Jeśli jednak wyraźniej zarysuje się kryzys tandemu: demokracja – wolny rynek, to jedynym rozwiązaniem będzie uzupełnienie tego zestawu o twardą podstawę moralną, zasady katolickiej nauki społecznej. Żywienie nadziei na taki przełom może się wydawać utopią, ale czy z podobnym zarzutem nie spotkaliby się ci, którzy – jak ks. Franciszek Blachnicki – w najciemniejszej nocy stanu wojennego wieszczyli rychły upadek komunizmu? Albo: czy jeszcze parę miesięcy temu ktoś przewidziałby, że jedno z najbogatszych państw świata – Islandia – stanie w obliczu totalnego bankructwa, a wiele innych potęg gospodarczych zmagać się będzie z kryzysem ekonomicznym na nieprawdopodobną wręcz skalę? Ostatnie wydarzenia dowodzą, że Francis Fukuyama się mylił: to nie jest jeszcze koniec historii. Kto wie, czy najciekawsze dopiero się nie zaczyna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.