Chrześcijaństwo i odpowiedzialność europejska

Marek Jurek, historyk, przewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej, były marszałek Sejmu

|

GN 43/2008

publikacja 27.10.2008 11:05

Parlament Europejski podjął kolejną rezolucję podważającą prawo do życia przed urodzeniem i atakują-cą wprost zasady etyki Kościoła katolickiego. Przy okazji parlament zaatakował również Stany Zjednoczone za odmowę państwowego finansowania organizacji propagujących tzw. aborcję.

Chrześcijaństwo i odpowiedzialność europejska W Pałacu Elizejskim Benedykt XVI mówił o konieczności szanowania praw człowieka, z prawem do życia, prawami rodziny i wolnością religijną na czele fot. MEIGNEUX/PAPE 2008/SIPA

To nie pierwszy akt kontrowersji między Parlamentem Europejskim a tymi wszystkimi na Zachodzie, którzy chcą bronić cywilizacji chrześcijańskiej jako najważniejszego czynnika więzi europejskiej. Jak radykalne formy może przybierać na forum europejskim wykluczenie opinii chrześcijańskiej, pokazała sprawa Rocco Buttiglionego. Parlament Europejski uniemożliwił wówczas Włochom wprowadzenie swego kandydata do Komisji Europejskiej, bo ten, natarczywie dopytywany w komisji Parlamentu UE o osobisty stosunek do praktyk homoseksualnych, wyznał, że osobiście (!) uważa je za grzech.

Zadanie chrześcijan
Nie jest to więc chwilowa dekoniunktura dla chrześcijaństwa w Europie. W Parlamencie Europejskim socjaliści i chadecy mogą na zmianę zajmować pozycję największego obozu politycznego, ale po pierwsze – socjaliści łącznie z mniejszościowymi, skrajnymi ugrupowaniami lewicowymi mają tam trwałą większość, po drugie – chadecja w większości nie ma najmniejszego zamiaru przeciwstawiać się poprawności liberalnej.

Warto na pewno zabiegać o zmianę charakteru debaty w europejskim parlamencie i warto budować konserwatywną euroopozycję, co w efekcie może zarówno wyhamować destrukcję instytucji cywilizacji chrześcijańskiej, jak i stać się czynnikiem poważnych zmian świadomości społecznej. Trzeba mieć jednak świadomość, że na forum Parlamentu Europejskiego będą to w przewidywalnym czasie działania opozycyjne, a nie można przecież głosić uniwersalizmu i jednocześnie uznawać za normalny stan, w którym zasady uniwersalne są trwale kwestionowane.

Potrzebne jest więc szukanie równoległych płaszczyzn budowania aktywnej opinii chrześcijańskiej w Europie. I jest to potrzeba obiektywna – bo wykluczenie chrześcijaństwa stanowi po pierwsze destrukcję solidarności europejskiej, po drugie – wystawia Polskę i inne narody Europy na ustawiczny nacisk skierowany przeciw pozycji społecznej rodziny, moralności publicznej, prawu do życia. Podczas wizyty w Pałacu Elizejskim Benedykt XVI mówił, że Europejczycy wtedy dopiero zrozumieją wielkość politycznej wspólnoty Europy, gdy w pełni przekonają się o integralnym poszanowaniu i zaangażowaniu Unii na rzecz praw człowieka – na czele z prawem do życia, prawami rodziny i wolnością religijną.

Zmarnowana szansa
W sposób naturalny powinność reprezentacji opinii chrześcijańskiej na forum Unii Europejskiej spada przede wszystkim na rządy tych krajów, które życie chrześcijańskie uznają jeszcze za składnik swego dobra wspólnego. Skoro bowiem parlament coraz częściej wypowiada się przeciw zasadom cywilizacji chrześcijańskiej, tym bardziej należy odwołać się do mechanizmu Rady Europejskiej, służącego uzgadnianiu współpracy opartej na zasadzie solidarności państw i reprezentowanych przez nie narodów. A papież Benedykt XVI parokrotnie mówił o tym, że to Polska i kraje środkowoeuropejskie są dziś szczególnie powołane do przywrócenia znaczenia wartości chrześcijańskich w życiu Europy.

Ważnym, a straconym, momentem były tu negocjacje reformy Unii Europejskiej, zakończone zawarciem traktatu lizbońskiego. Szczególna koniunktura pojawiła się na początku prezydencji niemieckiej, gdy kanclerz Angela Merkel zapowiadała podjęcie na nowo sprawy wartości chrześcijańskich w traktacie reformującym UE, a nawet planowała poproszenie Papieża o wystąpienie do uczestników jubileuszowego szczytu europejskiego. Niestety, plany te okazały się dla Niemiec mniej ważne od samego przeprowadzenia traktatu. A nasze władze zdecydowały się wówczas (wiosną ubiegłego roku) przyłączyć do stanowiska niemieckiego. Nie postawiły więc ani propozycji wyraźnego potwierdzenia w nowym traktacie szacunku Unii Europejskiej dla życia chrześcijańskiego narodów Europy, ani nie zażądały dopisania praw rodziny do katalogu wspólnych wartości w art. 2–3 Traktatu o Unii Europejskiej.

Zamiast dać impuls do wyłonienia szerszej europejskiej opinii chrześcijańskiej, prezydent Lech Kaczyński okopał się z rządem Jarosława Kaczyńskiego na pozycjach swojskiego duchowego separatyzmu, odwołując się do nieokreślonego, powszechnie przyjętego w Polsce porządku moralnego, zgodnego z moralnymi przekonaniami zdecydowanej większości społeczeństwa. Tymczasem tego rodzaju kategorie mogą być podstawą polityki partyjnej w Polsce, ale nie wpływu polityki polskiej w Europie. W Europie trzeba odwoływać się do kategorii wspólnych, umieć proponować standardy również tam, gdzie obowiązujące uważamy za niesprawiedliwe, demaskować partykularyzm tych, którzy chcą ze swymi interesami czy uprzedzeniami uciec od debaty. W dobie globalizacji, gdy na życie społeczne poszczególnych krajów oddziałują w niespotykanym wcześniej stopniu czynniki zewnętrzne, tylko zmieniając otoczenie, można zachować rzeczywistą podmiotowość, a z nią własne wartości i tożsamość. Zresztą chrześcijaństwo najpierw jest czynnikiem wspólnoty o charakterze uniwersalnym, wtórnie dopiero staje się tożsamością.

Solidarność jako naczelna zasada
Sprawa ta nie jest zamknięta, bo proces reformy Unii załamał się na referendum irlandzkim. Przyszłe negocjacje będą więc wymagać od władz Rzeczypospolitej zdolności realnego, efektywnego społecznie, wolnego od kompleksów występowania na rzecz wartości chrześcijańskich w życiu i polityce Europy. Chrześcijańska agenda praw człowieka to zresztą nie tylko prawo do życia i prawa rodziny. To również wolność religijna jako szczególny sprawdzian przestrzegania praw ludzkich w krajach pozaeuropejskich, często trwale niedemokratycznych. W cieniu wojny gruzińskiej przez ostatnie tygodnie trwały antychrześcijańskie pogromy w północnych Indiach, szczególnie w stanie Orissa. Zachód przyglądał się im z przerażającą obojętnością; przerażającą nawet wtedy, gdy za standard przyjmiemy uwagę poświęcaną sprawom Tybetu i działalności Dalaj Lamy. Jedynym politykiem europejskim, który okazał tragedii Orissy zainteresowanie i zapowiedział wprowadzenie jej pod obrady październikowej Rady Europejskiej, był włoski minister spraw zagranicznych – Franco Frattini (który, nawiasem mówiąc, miał wcześniej bardzo niewłaściwe wypowiedzi na temat dramatu gruzińskiego).

Co z tego wynika dla nas? W planie ludzkim obowiązek solidarności jest oczywisty. Ale jest też plan państwowy, racji stanu. Takie sprawy – jak podjęta przez Włochy sprawa obrony hinduskich chrześcijan – to znakomita okazja do potwierdzenia, że podstawą polityki polskiej, zmierzającej do rozszerzenia politycznych struktur Zachodu i działania na rzecz utrwalenia niepodległości nowych państw na wschodzie Europy (jak Gruzja i Ukraina), jest po prostu solidarność. Solidarność, którą postulujemy jako naczelną zasadę polityki Unii Europejskiej. Solidarność, która (tłumacząc ją znowu na język racji stanu) oznacza po prostu bezpieczny świat dla niepodległej Polski.

Jest to więc okazja, by potwierdzić (i potwierdzać konsekwentnie w przyszłości), że Polska opowiada się za Unią aktywną w świecie. Dziś Unia domaga się nowych instrumentów wspólnej polityki. Ale tylko aktywna polityka o trwale określonych celach i kierunkach, skutecznie promująca nasze wartości i wspierająca niepodległość naszych państw, może w przyszłości stać się uzasadnieniem wzmocnienia jej instrumentów. Dziś bowiem Unii Europejskiej potrzeba nie nowych uprawnień, ale wyraźnego potwierdzenia, że ma moralne i polityczne kompetencje, by aspirować do silniejszych instytucji w przyszłości.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.