Los wzięli w swoje ręce

Katarzyna Widera-Podsiadło

|

GN 41/2022

publikacja 13.10.2022 00:00

„Nie zabraniajcie dzieciom grać na komputerze” – apeluje Irina w mediach społecznościowych. Gdzie byłby dziś Jurij, gdyby nie pokonywanie kolejnych poziomów ulubionych gier?

Ukraińskie dzieci, które trafiły do Polski bez opieki rodziców, otrzymują w naszym kraju opiekunów tymczasowych. Ukraińskie dzieci, które trafiły do Polski bez opieki rodziców, otrzymują w naszym kraju opiekunów tymczasowych.
Jakub Kaminski /east news

Chłopak musiał być przerażony. W tamtych dniach chyba nie było nikogo, kto nie bałby się o swoje życie, rodzinę, dom i przyszłość. A przyszłość Jurija zaczęła się wiązać z opuszczeniem Ukrainy. Miał wyjechać z dziadkami. Rodzice ze względu na pełnione funkcje musieli pozostać w kraju. Dwie doby podróży należały do trudnych. Ostrzał Ukrainy, tysiące ludzi podążające do granicy, kolejki, chaos, płacz dzieci, niepewność. Młody chłopak opuszczający swój dom nie wiedział, jak potoczą się jego losy. Choć w głowie świtał pewien plan, rodziła się nadzieja.

Michał, który z mamą oglądał rozpoczynającą się w Ukrainie wojnę, choć daleko od tych wydarzeń, nie do końca rozumiał, jak to możliwe, dlaczego tak się dzieje, co teraz będzie. Sam od lat mieszkał daleko od rodzinnego kraju. Białoruś jednak została głęboko w jego sercu – przecież tam żyli wszyscy bliscy, cała jego rodzina, której część była Białorusinami, a część Polakami jak mama. Czuł, że to, co się dzieje w Ukrainie, jest straszne, zwłaszcza dla tych, którzy żyją tam pod ostrzałem. Pomyślał o swoim koledze z Ukrainy, którego poznał dzięki grom komputerowym. Zaprzyjaźnili się, lubili ze sobą rozmawiać, grać, spędzać czas. Co się z nim dzieje? Gdzie jest? Czy grozi mu niebezpieczeństwo?

Polska została w sercu

Irina czuje się Polką. Jej babcia do 1939 roku była obywatelką Polski. Po 17 września 1939 roku okazało się, że została obywatelką Związku Radzieckiego. Jednak nigdy nie straciła kontaktu z Polską. Dla Iriny, tak jak dla jej babci, bardzo ważna była pamięć o tradycjach wyniesionych z polskiego domu. Tak jak babcia czuła się Polką, choć w domu nigdy o tym głośno nie mówiono. Gdy urodził się jej drugi syn, Michał, postanowiła wystąpić do Prezydenta RP o nadanie obywatelstwa polskiego. Mówi, że do końca życia będzie wdzięczna Lechowi Kaczyńskiemu, iż pozytywnie rozpatrzył jej prośbę. Postanowiła przed 10 laty opuścić Wołkowysk i przeprowadzić się z młodszym synem do Polski, tu, „gdzie jej serce nakazywało zamieszkać”. Drugi, starszy o 15 lat, pozostał z dziadkami na Białorusi.

Irina żyła w różnych miejscach. Raz lepiej, raz gorzej, ale jakoś wiązała koniec z końcem. Czasem te końce były bardzo krótkie, bo przez 10 lat pobytu w Polsce nigdy nie dostała etatu, głównie zatrudnienie na umowę „śmieciową”. Do nikogo nie ma żalu, nie chce się skarżyć, ale to trochę boli. Ma przecież dobre wykształcenie, jest doktorem nauk humanistycznych. Kiedy mieszkała na Białorusi, wykładała na tamtejszych uczelniach, była też zapraszana z wykładami na polskie uniwersytety.

Ucieczka spod kul i rakiet

Do Polski przyjechało wiele ukraińskich dzieci. Rodzice części z nich zostali na terytorium Ukrainy. Niektóre dzieci były dowożone do granicy przez najbliższych, a potem same ją przekraczały, inne wjeżdżały do Polski z krewnymi, jeszcze inne były wprawdzie pod opieką kogoś dorosłego, ale nie spokrewnionego. Tym dzieciom trzeba było znaleźć bezpieczne miejsce, a przede wszystkim trzeba było wyznaczyć im opiekuna tymczasowego na terenie naszego kraju. – Takich opiekunów ustanawia sąd, a postanowienie zwykle trafia do Ośrodka Pomocy Społecznej właściwego dla miejsca zamieszkania danego dziecka – mówi Iwona Wowra, kierownik Zespołu ds. Rodzinnej Pieczy Zastępczej MOPS w Katowicach. Dodaje, że pod opieką tylko katowickiego ośrodka jest około 160 ukraińskich dzieci, które mają wyznaczonych opiekunów tymczasowych. Osób pełniących funkcję opiekuna tymczasowego jest obecnie ponad 100. Jeszcze do czerwca tego roku zdarzało się, że do ośrodka trafiało po kilkanaście postanowień dziennie. To oznaczało gwałtowny wzrost liczby dzieci będących pod opieką opiekuna tymczasowego; obecnie sytuacja trochę się ustabilizowała. – To dobrze, bo to bardzo trudne historie. Często słuchaliśmy strasznych opowieści dzieci, nastolatków czy dorosłych, którzy przyjeżdżali do naszego kraju i wspominali koszmar wojny i ucieczki – opowiada Iwona Wowra. – Trudno sobie wyobrazić, co czuły dzieci zmuszone do ucieczki z miast, które były ostrzeliwane. Nieraz strzelano do samochodów, którymi podróżowały. Jak wielki strach musiał im towarzyszyć, kiedy po ostrzale w szczerym polu czekały na kolejny środek transportu. Dzieciom z bagażem tak traumatycznych doświadczeń trzeba było jak najszybciej znaleźć przyjazny dom, ludzi, którzy otoczyliby je opieką, pomogli – dodaje kierowniczka MOPS. Opiekunami nieletnich uchodźców zostawały najczęściej rodziny ukraińskie, ale także polskie oraz pracownicy instytucji publicznych.

Jakie są zadania opiekunów tymczasowych? Podejmują oni wszelkie niezbędne decyzje w imieniu rodziców swoich podopiecznych. Pomocą w wypełnianiu obowiązków oraz wsparciem opiekunom tymczasowym służą w Katowicach wyznaczeni przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej koordynatorzy rodzinnej pieczy zastępczej. Pracownicy MOPS sprawdzają, czy dzieci wypełniają obowiązek szkolny, pomagają w składaniu wniosków o przysługujące im i opiekunom świadczenia, służą radą i wsparciem w załatwianiu zwykłych codziennych spraw.

Problem pojawia się, gdy ukraińska rodzina pełniąca funkcję opiekuna tymczasowego dla pozbawionego w Polsce opieki rodziców nieletniego uchodźcy postanawia wrócić do Ukrainy, najczęściej nie informując o tym MOPS-u. Trzeba wówczas ustalić, co dzieje się z objętym opieką tymczasową dzieckiem – czy jest bezpieczne i czy nic mu nie grozi.

Niezawodny plan

Jurij do Polski dotarł z dziadkami, ale nie chciał pozostać pod ich opieką. Rodzice nie mieli o to do niego żalu. Być może dziadkowie, wystraszeni dramatem, jaki rozgrywał się w Ukrainie, nazbyt mocno chcieli pilnować Jurija. Chłopak czuł się przytłoczony, rozczarowany… i wtedy zrodził się plan. Wymyślił go Michał. – Najpierw, jeszcze na początku wojny, syn zapytał mnie, co bym powiedziała, gdyby jego kolega z Ukrainy, z którym gra przez komputer, zamieszkał u nas – pani Irina pamięta doskonale ten dzień. Odmówiła. – Nasza sytuacja materialna nie jest najlepsza, nie wyobrażałam sobie, bym mogła przyjąć kogoś pod swój dach – dodaje. Michałowi zrobiło się przykro, chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Liczył na wsparcie mamy. Ale nie wracał do tematu aż do dnia, w którym Jurij stanął pod drzwiami ich mieszkania. – Kiedy zobaczyłam w drzwiach kolegę syna, domyśliłam się, że to Jurij. Przywitałam się z nim, zapytałam, czy jest tym chłopakiem z Żytomierza, o którym mi opowiadał Michał. A potem – jako odpowiedzialna osoba, za jaką się uważam – zaczęłam się wypytywać, czy ktoś wie, że on tu jest – opowiada. Później zaczęło się załatwianie wszelkich formalności. Przecież nie mogła odmówić, została opiekunem tymczasowym dla Jurija.

Dlaczego podjęła tę decyzję? Miała przed oczami obrazy, które widziała w telewizji czy internecie. Nie potrafiła nie myśleć o dramacie, jaki rozgrywa się w Ukrainie. Całym sercem wspierała sąsiedni naród i czuła wstyd, że także z Białorusi lecą bomby na Ukrainę. Ona tylko w taki sposób mogła zadośćuczynić temu chłopakowi. W dodatku Jurij okazał się niezwykle miłym, spokojnym, dobrym dzieckiem. Więc został. – Gdzie można nakarmić jedną rodzinę, tam i dla kolejnej osoby jedzenie się znajdzie – Irina śmieje się, że ta maksyma we wszystkich językach brzmi podobnie. Być może dlatego do tej pory nie odczuła większych problemów z utrzymaniem gościa. W dodatku chłopak nie sprawia żadnych problemów…

Irina nie zastanawia się na razie, co będzie dalej, jak poukładają sobie życie. Jurij chce zostać w Polsce, tu się chce uczyć, pokochał nasz kraj. Ostatnio z Częstochowy przywiózł obrazki z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej, które postawił przy komputerze. Niech go chroni również wtedy, gdy gra.

Irina śmieje się jedynie, gdy ktoś dziwi się, że prosi w mediach społecznościowych, by nie zabraniać dzieciom gry na komputerze. – Nigdy nie wiesz, co życie może ci zgotować – mówi. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.