Już cię nie wezmą w kamasze

Jarosław Dudała

|

GN 33/2008

publikacja 13.08.2008 09:05

W prostych, żołnierskich słowach powiemy, o co chodzi w profesjonalizacji polskiej armii.

Już cię nie wezmą w kamasze Rząd chce, aby do końca 2010 r. w polskim wojsku służyli tylko zawodowi żołnierze fot. EDYTOR.net/Justyna Kurzynska

Jeszcze w 2000 r. roku polskie wojsko liczyło 200 tys. żołnierzy. Dziś tworzy je niespełna 125 tys. ludzi. Z tego około 50 tys. to żołnierze zasadniczej służby wojskowej. Pozostałe 75 tys. to zawodowcy. Plany rządu zakładają, że do końca 2010 r. wszyscy nasi żołnierze będą zawodowcami. Ma to kosztować 1,4 mld zł w przyszłym roku i 2,5 mld zł w roku 2010. Nie będzie obowiązkowej służby wojskowej. Polskie siły zbrojne mają liczyć do 120 tys. ludzi, przy czym 90 tys. stanowić mają żołnierze w służbie czynnej. Będą to żołnierze w służbie stałej oraz kontraktowej, czyli opartej na umowie na czas określony.

Dalsze 30 tys. żołnierzy należeć będzie do Narodowych Sił Rezerwowych (NSR). Na co dzień będą oni pracować w zawodach i firmach cywilnych, od czasu do czasu będą wzywani przez wojsko na ćwiczenia i powoływani do czynnej służby w razie potrzeby, czyli w razie zagrożenia militarnego lub klęski żywiołowej. Wcale nie muszą to być czołgiści czy spadochroniarze, ale także specjaliści w dziedzinach jak najbardziej cywilnych, na przykład tłumacze. Za czas swej gotowości do służby pobierać będą od wojska comiesięczne wynagrodzenie, choć nie w pełnej wysokości (prawdopodobnie będzie to kilkanaście procent wynagrodzenia żołnierza etatowego). Pracodawcy mają otrzymywać rekompensaty za czas, który ich pracownicy poświęcać będą służbie wojskowej. Podobne rozwiązania funkcjonują w innych krajach NATO i Unii Europejskiej (np. Gwardia Narodowa w USA).

Komisje zostają
Czy to znaczy, że koniec już z komisjami rekrutacyjnymi, kategoriami i książeczkami wojskowymi? Nie. Komisje nadal będą działać, tzn. będą wzywać poborowych, ewidencjonować ich, przyznawać kategorie i wydawać książeczki wojskowe. Ale w większości przypadków na tej działalności ewidencyjnej ich rola będzie się kończyć. Młody człowiek – jeśli nie będzie chciał służyć we wojsku – zostanie automatycznie przeniesiony do rezerwy. Nie będzie już obowiązku zasadniczej służby wojskowej, czyli administracyjnego przymusu we wcielaniu do wojska. Mówiąc dokładniej: nie zostanie on całkowicie zniesiony, ale zawieszony, tak by można go było szybko wprowadzić w razie sytuacji kryzysowej albo gdyby okazało się, że chętnych do służby zawodowej jest za mało. Sensem planowanych zmian jest to, aby polska armia była mniejsza, ale bardziej nowoczesna i lepiej wyszkolona, czyli bardziej efektywna.

Zastrzeżenia
Zgłasza je przede wszystkim administracja prezydencka. Jak powiedział w Polskim Radiu szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak, pomiędzy prezydentem Lechem Kaczyńskim a rządem jest zgoda co do samej idei profesjonalizacji. Wątpliwości ośrodka prezydenckiego budzi natomiast liczebność Wojska Polskiego, które według ostatnich planów rządu ma liczyć 120 tys. żołnierzy, a jeszcze niedawno Ministerstwo Obrony Narodowej wymieniało w tym kontekście liczbę 150 tys. Po drugie, według ministra Stasiaka, planowane koszty niektórych zadań są wyższe niż kwoty, które rząd jest skłonny na nie przeznaczyć. Ponadto, jak powiedział prezydencki minister, w aktualnym projekcie rządowym koszty zakwaterowania żołnierzy zawodowych wynoszą o 560 mln zł mniej niż w oficjalnym dokumencie opracowanym przez MON nieco ponad miesiąc temu. Minister zastanawia się, co takiego zmieniło się w tym czasie, że koszty kwater spadły o te „drobne” 560 mln.

Boso, ale z ostrogami?
Generalnie budżet MON ma co roku wynosić 1,95 proc. produktu krajowego brutto. To niby jasna zasada, ale – jak zwykle – diabeł tkwi w szczegółach. A są one takie, że sztandarowy dla Polskich Sił Powietrznych i całego wojska program samolotów F-16 finansowany jest obecnie spoza budżetu MON, co znacząco powiększa nakłady państwa polskiego na sprawy obronności. Mówi się, że minister finansów Jacek Rostowski chciałby, aby finansowanie F-16 pochodziło z budżetu MON. Gdyby tak się stało, oznaczałoby to, że w budżecie resortu obrony byłoby mniej pieniędzy na inne wydatki. I to o wiele mniej, bo koszt programu samolotów wielozadaniowych to 0,5 proc. PKB, czyli ponad jedna czwarta całego budżetu MON! Minister obrony narodowej Bogdan Klich powiedział „Dziennikowi”, że kwestia ta jest „do dyskusji”. Zagroził jednak, że w razie braku dostatecznych środków na przeprowadzenie profesjonalizacji armii poda się do dymisji. Kwestia finansowania profesjonalizacji jest tym istotniejsza, że – jak mówi min. Stasiak – uzawodowienie wojska nie ma sensu, jeśli nie będzie mu towarzyszyło jego unowocześnienie. – Ja bym bardzo nie chciał widzieć takiej sytuacji, że mamy Marynarkę Wojenną składającą się z marynarzy zawodowych, którzy pływają wpław – stwierdził obrazowo min. Stasiak.

Czy żołnierka się opłaca?
Rządowa ocena skutków regulacji, czyli wpływu pakietu ustaw dotyczących uzawodowienia armii, zakłada, że nowe rozwiązania nie wpłyną na polski rynek pracy. Projekt profesjonalizacji zakłada wprowadzenie finansowego systemu motywacyjnego dla żołnierzy. Atrakcyjność wojskowego rzemiosła jest jednak sprawą względną. To znaczy, że zależy ona nie tylko od tego, ile wojsko będzie chciało płacić swoim żołnierzom, ale od tego, ile ci sami ludzie będą mogli zarobić w cywilu. Trudno tu więc o jakąś prognozę. Poprzestańmy więc na stwierdzeniu, że jeszcze kilka lat temu, gdy bezrobocie było znacznie wyższe niż obecnie, służba wojskowa była bardziej atrakcyjną alternatywą dla pracy w cywilu niż to jest dziś.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.