Lekarze przeciw antykoncepcji

Jarosław Dudała

|

GN 27/2008

publikacja 10.07.2008 23:34

Nie przepisuję środków antykoncepcyjnych, ale pacjentek mam tyle, że na brak pracy nie narzekam – mówi ginekolog z Krakowa dr Maria Szczawińska.

Lekarze przeciw antykoncepcji Dr Szczawińską cieszy każdy nowy człowiek fot. Henryk Przondziono

Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny gorszy się, że niektórzy ginekolodzy odmawiają przepisywania środków antykoncepcyjnych („Dziennik” z 4 czerwca). Nawet medycy, dla których wypisanie recepty na te pigułki nie jest problemem, zaczynają mieć opory, gdy widzą, że nawet nastolatki chcą je łykać jak witaminy. Może z czasem przynajmniej niektórzy z nich dołączą do tych specjalistów, którzy odmawiają wypisywania takich recept . Są to zarówno pojedynczy ginekolodzy, jak i całe ośrodki. Do tych ostatnich „Federa” zaliczyła Szpital Świętej Rodziny w Warszawie, kierowany przez byłego konsultanta krajowego w dziedzinie ginekologii i położnictwa prof. Bogdana Chazana.

Lekarz półinteligentny?
Klauzulę kierowania się w pracy zasadami moralnymi promowanymi przez Kościół katolicki podpisują lekarze, pracujący w poradni krakowskiej Fundacji Pro Humana Vita. W kamienicy przy ul. Sławkowskiej 1 przyjmuje sześciu ginekologów. – Jestem wolnym człowiekiem i nikt, także Narodowy Fundusz Zdrowia, nie może mnie zmusić do przepisywania środków antykoncepcyjnych – mówi dr Anna Misztal-Dwojak. Pozwala jej na to zawarta w ustawie o zawodzie lekarza klauzula sumienia, a także uznawana w cywilizowanym świecie zasada medycyny partnerskiej. Oznacza ona, że pacjent nie jest jedynie klockiem drewna, w którym lekarz może rzeźbić, jak mu się podoba. Ale z drugiej strony pacjent nie może traktować lekarza jak półinteligentnego narzędzia, które nie ma nic do gadania, tylko ma wykonać to, czego pacjent sobie życzy. Dlatego lekarz może, a nawet powinien odmówić spełnienia życzenia pacjenta, jeśli nie widzi ku temu wskazań lekarskich i uzasadnienia etycznego. – Kiedyś reprezentantka firmy farmaceutycznej, produkującej środki antykoncepcyjne, przyznała mi się w chwili szczerości, że ani ona, ani jej koledzy nie przychodzą do mnie, bo wiedzą, że nie mają po co – mówi dr Szczawińska, lekarz ginekolog z 25-letnim stażem.

Nikt tak ze mną nie rozmawiał...
Według niej, bywają pacjentki, które – czasem nawet agresywnie – domagają się recepty na środek antykoncepcyjny i takie, które z góry wiedzą, że tego nie chcą. Sporą grupę stanowią jednak te, które nie mają wyrobionego zdania i są gotowe do rozmowy na ten temat. Są to często młode dziewczyny. – Wiele z nich nie brałoby takich środków, ale bywa, że w rodzinnym domu brakuje im akceptacji, więc łatwo wpadają w ramiona przypadkowych mężczyzn, którzy dają im złudne poczucie oparcia. Ceną za to jest konieczność używania tabletek antykoncepcyjnych – mówi dr Szczawińska, dodając, że miała już pacjentki, które po dłuższej rozmowie na ten temat, mówiły w końcu z uznaniem: – Wie pani, dotąd nikt tak ze mną nie rozmawiał...

Straciłam ochotę na seks
Dr Szczawińska przyznaje, że w rozmowach o antykoncepcji woli nie używać argumentów religijnych. Wystarczająco silne są te, mówiące o jej szkodliwości. – Powiedzmy, że kobieta urodzi jedno, dwoje dzieci – i co dalej, przez następne 15–20 lat? Hormonalne środki antykoncepcyjne? Przecież tak długotrwałe używanie hormonów nie jest bez wpływu na organizm. Główne zagrożenia to zmiany zatorowo-zakrzepowe, które mogą prowadzić do zawału bądź udaru – mówi dr Misztal. – Coraz głośniej mówi się, że kobiety używające hormonalnej antykoncepcji to grupa ryzyka raka szyjki macicy. Proszę przeczytać ulotki dołączone do tych środków. To już nie tylko mdłości czy bóle głowy. Te tabletki działają na psychikę, przytępiają popęd seksualny. Proszę spojrzeć, co piszą kobiety na internetowych forach: że biorą pigułki, że niby mogą, ale... nie mają ochoty na seks! – mówi dr Szczawińska. – Potem ich mężowie mi mówią: „Niech pani coś zrobi, bo ona bierze pigułki, a nie chce współżyć!” – potwierdza dr Misztal.

Kobieta jak piwo w lodówce?
Niestety, czasem mężczyźni uważają, że ich żony powinny być jak piwo w lodówce – zawsze gotowe do konsumpcji. – Bywają pacjentki, które przychodzą i mówią: „Mąż uważa, że dla naszego dobra...”. A z czasem często okazuje się, że tak naprawdę chodzi o to, żeby kobieta była w świątek – piątek do dyspozycji – mówi dr Szczawińska. Jej doświadczenie wskazuje też, że antykoncepcja nie jest żadną alternatywą dla aborcji. – Przeciwnie: jeśli mimo brania tabletek pocznie się dziecko, to kobieta robi wszystko, żeby go nie urodzić – mówi dr Szczawińska, dodając, że przypadki ciąż u kobiet używających hormonalnej antykoncepcji nie są takie rzadkie, np. ze względu na zapominanie zażywania pigułek lub problemy z przewodem pokarmowym, powodujące zaburzenia ich wchłaniania.

Antykoncepcja może zabić
Jest jeszcze jedna dramatyczna kwestia. Otóż współczesne środki antykoncepcyjne mają niską zawartość hormonów. W efekcie nie zawsze działają antykoncepcyjnie, ale wczesnoporonnie. Nazywając rzecz po imieniu: zabijają poczęte już dziecko. – O działaniu wczesnoporonnym w ulotkach informacyjnych środków antykoncepcyjnych nie ma ani słowa – mówi dr Misztal. Niska zawartość hormonów nie zatrzymuje owulacji, czyli uwolnienia komórki jajowej z jajnika, czop śluzowy nie zawsze blokuje plemnikom dostęp do komórki jajowej, a plemniki nie są dostatecznie spowolnione. Dochodzi do zapłodnienia. Pojawia się maleńki człowiek. Ale organizm matki nie pozwala mu przeżyć, ponieważ pigułki antykoncepcyjne wywołują pojawienie się tzw. chudego endometrium. To znaczy, że błona śluzowa wyściełająca macicę jest tak niskiej jakości, że zarodek nie może się w niej zagnieździć. Dochodzi do sprowokowanego poronienia. Jeśli propaganda antykoncepcji hormonalnej głośno krzyczy, że teraz środki te są bezpieczniejsze niż kiedyś, to warto zapytać: bezpieczniejsze, ale dla kogo? Bo dla dzieci pod sercem matki na pewno nie.


Trzeba być idiotą, żeby nie skorzystać
Przeciętna pacjentka może o tym nie wiedzieć, ale dla ginekologów są to rzeczy znane. Dlaczego więc przepisują te pigułki? – Bo to takie proste, że trzeba być idiotą, żeby nie skorzystać – z brutalną szczerością powiedział dr Misztal jeden z jej kolegów ginekologów. Chodzi o to, że gdy pacjentka po raz kolejny przychodzi po środki antykoncepcyjne, to wizyta trwa tyle, ile wypisanie recepty. Żadnej drogiej, wyrafinowanej diagnostyki czy choćby głębszej rozmowy. Pieczątka – i już! – Znam przypadek pewnej 17-latki. Była dziewicą, nie planowała współżycia, ale o tydzień spóźniła się jej miesiączka. Nic wielkiego, ale co zrobił ginekolog? Przepisał środek antykoncepcyjny na uregulowanie cyklu. Tak jest najłatwiej – mówi dr Szczawińska.

No i pieniądze płyną. Bo jeśli kobieta zacznie już brać te pigułki, to może to trwać latami. Takie ginekologiczne „żyć, nie umierać...”. Dr Szczawińska zaznacza, że środki działające antykoncepcyjnie służą też do leczenia niektórych schorzeń. Wtedy nie ma oporów, by je zalecić, bo efekt antykoncepcyjny jest wówczas działaniem ubocznym. W innych przypadkach odmawia ich przepisywania. I czasem traci przez to pacjentki. – Ale i tak pracy mam dużo – mówi lekarka, która pracuje w szpitalu, własnym gabinecie oraz w przychodni Fundacji Pro Humana Vita.

Fundacja ta prowadzi prywatną przychodnię skupiającą specjalistów z różnych dziedzin, ale także pomaga rodzinom i kobietom w potrzebie. Prowadzi porady i kursy metod naturalnego planowania rodziny. Posiada poradnię psychologiczno-pedagogiczną. Współpracuje z domem samotnej matki, a jeśli ktoś jest w naprawdę trudnej sytuacji, może liczyć na bezpłatne wizyty lekarskie, także u ginekologa. Listę ginekologów, przestrzegających w swej pracy zasad moralnych, promowanych przez Kościół katolicki, znajdziesz na internetowej stronie: npr.pl w zakładce „Przychodnia”. Tam też znajdziesz informacje o naturalnych metodach planowania rodziny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.