Życie nad Jangcy

Mira Fiutak, zdjęcia Romek Koszowski

|

GN 27/2008

publikacja 10.07.2008 23:18

Filmowcy przyjechali nad Trzy Przełomy, rozstawili sprzęt i nagrali kilometry taśmy. Wiedzieli, że trzeba to zrobić, bo jak w soczewce zobaczyli tu zmiany zachodzące dziś w Chinach. Ginące starożytne miasta robią miejsce nowoczesnej cywilizacji.

Jangcy – najdłuższa rzeka w Chinach i trzecia na świecie – spina Wyżynę Tybetańską, gdzie ma swoje źródła, z Morzem Wschodniochińskim. Napotkanym po drodze miastom przynosi rozwój. Bo to kraj, w którym zasoby wody są bardzo ograniczone w stosunku do liczby ludności, stającej prawie piątą część światowej populacji. W chińskich hotelach zawieszone nad umywalkami tabliczki przypominają gościom o oszczędzaniu wody. Na Dużej Rzece, jak Chińczycy nazywają Jangcy, powstał największy projekt energetyczny świata.
 



Nanjing na południowym brzegu Jangcy. Dzięki połączeniu z wybrzeżem w mieście zawsze dobrze rozwijały się handel i kultura

Właśnie budowa Tamy Trzech Przełomów stała się tematem kilku filmów. Ten symbol potęgi współczesnych Chin porównywany jest często do przedsięwzięcia, jakim było wybudowanie Wielkiego Kanału. Szlaku wodnego o długości ponad 1700 kilometrów, który połączył Pekin z nadmorskim Hangzhou i dał północnej stolicy dostęp do morza. Budowa tamy, jako taniego źródła energii i kontroli powodzi na rzece, od początku była krytykowana za zbyt dużą ingerencję w naturę i koszty ponoszone przez ludzi. Pod wodą znalazły się miasta o ponadtysiącletniej historii, wysiedlono około 1,3 mln ludzi, których całe życie związane było z Dużą Rzeką. Rozwój gospodarczy tych terenów ma swoją cenę. Rachunek wystawia natura, której równowaga została naruszona, a rzeka stała się skupiskiem zanieczyszczeń.

Nanjing, stolica południowa
W swoim dolnym biegu, dla prowincji Jiangsu, rzeka oznacza żyzne gleby i dobre plony. Około 300 kilometrów od wybrzeża trafiamy do Nanjing położonego na jej południowym brzegu. Dzięki Jangcy do miasta wpływają statki. Wzrok przyciąga przerzucona nad rzeką stalowa konstrukcja długości prawie 7 kilometrów. W 1968 roku Chińczycy zbudowali ten most, którego ponad połowa stalowego szkieletu rozpięta jest nad samym lustrem wody. Nanjing, czyli stolica południowa, był nią w historii dwukrotnie. Dziś jest stolicą prowincji. Miasto z tragiczną historią – to, co wydarzyło się w 1937 roku, historycy nazwali później masakrą nankińską. Jak podają szacunkowe źródła, Japończycy z dużym okrucieństwem mogli zabić tu nawet 300 tysięcy ludzi.

W Nanjing spotkały się Chiny cesarskie ze współczesnymi, bo w 1911 roku Sun Jat-Sen właśnie tutaj ogłosił republikę. Tu też znajduje się jego mauzoleum z dachami w kolorze niebieskim, nawiązującym do biało-niebieskich barw Kuomintangu. Dzięki połączeniu z morzem i bliskości Wielkiego Kanału przez lata w mieście dobrze rozwijały się handel i kultura. Nanjing ma około 40 szkół wyższych. Pod tym względem wyprzedza je tylko Pekin. Pracuje tu blisko 10 tysięcy zachodnich nauczycieli akademickich. Uniwersytet Nankiński powstał w pierwszych latach ubiegłego wieku i należy dziś do najlepszych uczelni w kraju. To również miasto wytwórni filmowych i wielu sal wystawienniczych.
 



Fabryka jedwabiu w Suzhou. Z jednego kokonu rozwija się włókno kilometrowej długości


Konfucjusz uczył inaczej
Tutaj znajduje się świątynia Konfucjusza. Turyści odwiedzają ją z podróżniczej ciekawości. W tym czasie nie umknie ich uwagi zgrzyt między konfucjańską myślą a umieszczonym tu wielkim billboardem z hasłem: „Jeden świat, jedno marzenie”. Ci, których fascynuje nauka Konfucjusza, zawieszają w jego świątyni małe, czerwone tabliczki. Na nich wypisane są fragmenty z jego pism. Zostawiają je tutaj, żeby zaznaczyć to, co dla nich szczególnie ważne w tej filozofii.





Figura Konfucjusza. W Nanjing znajduje się jego świątynia


– Mogę napisać cytat z Biblii czy myśli Konfucjusza… – mówi Deng Li Hong, kiedy sięgam po kartonik z fragmentem z Ewangelii Mateusza. Jedną z wielu wykaligrafowanych tabliczek, wyłożonych na jej straganie. Przedstawia się też angielskim imieniem Lilly. Jest ekonomistką, ale zarabia, sprzedając obrazy namalowane przez męża, który skończył Akademię Sztuk Pięknych. W przeciwieństwie do właścicieli sąsiednich stoisk na tym targu, chętnie podejmuje rozmowę. Ciekawa jest Europejczyków i ich opinii o Chinach. – Czytam, co pisze się za granicą o nas, o olimpiadzie i Tybecie. I to nie jest obiektywne. Tybet jest zacofany, dopiero teraz zaczyna się rozwijać. Od kiedy do Lhasy dojeżdża kolej, widać tam postęp – argumentuje. – Chiny to otwarty kraj, chociaż postrzegane są jako państwo izolujące się. Chciałabym, żeby Europejczycy przyjeżdżali tu i sami mogli się przekonać, jak jest naprawdę.

Ciekawa jest Europejczyków i ich opinii o Chinach. – Czytam, co pisze się za granicą o nas, o olimpiadzie i Tybecie. I to nie jest obiektywne. Tybet jest zacofany, dopiero teraz zaczyna się rozwijać. Od kiedy do Lhasy dojeżdża kolej, widać tam postęp – argumentuje. – Chiny to otwarty kraj, chociaż postrzegane są jako państwo izolujące się. Chciałabym, żeby Europejczycy przyjeżdżali tu i sami mogli się przekonać, jak jest naprawdę.



Suzhou to miasto zbudowane nad kanałami, codzienne życie toczy się tu prawie na wodzie
chiny

Nie pytam więc o prawa człowieka w Tybecie, ale w pozostałych „chińskich” prowincjach. Wtedy Lilly nie rozumie znaczenia kluczowych w tym wypadku słów i szybko proponuje, żebyśmy usiadły, nie rozmawiały w przejściu. – Łatwo ludziom poddawać się polityce państwa, które decyduje o ich losie i nie przejmuje się nim? – pytam o wysiedlanych w Pekinie czy znad Jangcy przy budowie Tamy Trzech Przełomów. – Czasem trzeba się podporządkować. Dla dobra większości i postępu. Na przykład polityka regulacji urodzeń… Mam jedną córkę, chociaż tak naprawdę chciałabym mieć dwoje dzieci. Ale w Chinach to dziś nierealne. Jest nas 1,3 miliarda, taka polityka jest konieczna. I ja się z tym zgadzam – mówi. Ma niewiele ponad 30 lat, politykę jednego dziecka państwo planuje do roku 2030, więc jej córka pewnie pozostanie jedynaczką. Lilly kaligrafuje czarnym tuszem konfucjańskie myśli o posłuszeństwie władzy. Ale władzy, która troszczy się o dobro poddanych.

Kraj szczęśliwych ludzi?
Wieczorem na ulicach chińskich miast można odnieść wrażenie, że to kraj szczęśliwych ludzi. W parkach i na skwerach tańczą pary do muzyki płynącej z głośnika. Grupy ćwiczących tai-chi powoli powtarzają za prowadzącym płynne ruchy. W skupieniu dochodząc do mistrzostwa w ułożeniu dłoni czy stopy. Obok kobieta, na pewno po sześćdziesiątce, prawie w szpagacie rozciąga nogę opartą o drzewo. Chińczycy lubią spędzać czas w grupie. To widać również wtedy, gdy wypoczywają. Na ulicach ustawione są specjalne stoliki do gier. W ciągu dnia zobaczymy tam mężczyzn pochylonych nad grą w kości. Grupy ćwiczących w parku zobaczymy też o świcie w Wuxi, kiedy na brudnej i zmąconej wodzie Wielkiego Kanału pojawiają się pierwsze barki załadowane towarem. To miasto oddalone jest od morza o 100 kilometrów. Dzięki kanałowi wpływają tu statki i może rozwijać się ośrodek ich konstrukcji. Wuxi – oznacza dosłownie „bez cyny”, bo złoża tego surowca, z którego miasto słynęło w starożytności, wyczerpały się już w III wieku przed Chrystusem.





Rankami i wieczorami Chińczycy spotykają się na placach i skwerach. Tam tańczą i ćwiczą tai-chi
dokończenie

Suzhou też zbudowane zostało nad Wielkim Kanałem, rozchodzącym się tu w sieć drobnych kanałów z budynkami dosłownie zawieszonymi na ich brzegach. Dla sprawnego poruszania się po ich meandrach powstała tu prawdopodobnie pierwsza mapa – rozrysowany na kamiennym słupie plan kanałów i mostów. Przewodniki nazywają miasto Wenecją Wschodu. Od swojego europejskiego odpowiednika różni je to, że w Suzhou nie natrafimy na przykry zapach znad kanału. Dzięki drzewom kamforowym, które wydzielają wonne olejki eteryczne.


W chińskich ogrodach
Tutaj częściej niż gdzie indziej powtarza się stare przysłowie: „W niebie jest raj, a w Chinach raj jest w Suzhou i Hangzhou”. Obydwa miasta słyną z hodowli jedwabników i rozwoju jedwabnictwa. W Suzhou powstała też sztuka projektowania chińskich ogrodów, i tu jest ich najwięcej. Do niedawna było jeszcze 60, teraz została połowa. Jedenaście z nich wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Chińskie ogrody są jak trójwymiarowe malowidła. Komponowane przez kolejne pory roku, tylko z roślin, wody, skał i ziemi. Jedyny dopuszczalny kolor dla budowanych w nich pawilonów to biały, bo stanowi idealne tło dla zieleni.

W Ogrodzie Mistrza Sieci, który powstał w XII wieku, pośrodku zbudowana została sadzawka, żeby roślinne obrazy mogły się w nich malowniczo odbijać. Mostki, jak każą zasady feng shui, poprowadzone zostały po linii zygzaków. Dla „zmylenia złych duchów, które poruszają się po prostej” i ze względów praktycznych. Na małych powierzchniach taka ich konstrukcja wydłuża trochę spacer.
Do centrum Suzhou nie wdarła się nowoczesna architektura, dlatego zachowało swój klimat miasta na wodzie. Również wszystkie inwestycje ekonomiczne zostały wyprowadzone na peryferie, co w Chinach raczej rzadko się zdarza. W wielu miejscach nowa architektura, pozbawiona zupełnie orientalnych nawiązań, wdziera się między świat jakby wyjęty wprost z cesarskich czasów.

Z Suzhou niedaleko jest do Luzhi, nazywanej wodną wioską zbudowaną nad kanałami. Na nabrzeżu dziewczęta w tradycyjnych chińskich strojach uśmiechają się do zdjęć. Widać, że założonych tylko na chwilę, bo spod haftowanego czerwonego jedwabiu wystają nogawki dżinsów i adidasy. Turyści fotografują te orientalne obrazki z łódek, które po wąskich kanałach sprawnie przeprowadzają gondolierzy – kobiety. Z wprawą wymijają się, chroniąc burty przed otarciem. Obok tego turystycznego, toczy się też normalne, codzienne życie. Domy nad kanałem mają po dwa wyjścia – na ulicę i na wodę. Ktoś zamiata korytarz, ktoś robi pranie na schodach schodzących do kanału. Pierwsze koszule rozwieszone już na sznurach dodadzą kolorytu fotografiom z podróży.
 



To typowy widok na chińskich ulicach. Można grać na specjalnych stolikach albo po prostu na chodniku historia

W drodze do Luzhi mijamy robotników sadzących drzewa. Nie wiotkie patyczki, ale spore drzewka o grubych pniach ciasno obwiązanych sznurkiem. W jeden dzień powstanie szpaler, jakby rósł tu od lat. W Chinach tak właśnie pojawiają się całe zielone aleje. Miasta nad Jangcy i Wielkim Kanałem wygrywają. Połączone są z morzem, przyjmują miliony turystów i leżą w tej części kraju, która nie cierpi z powodu braku wody, tak jak nękana suszami północ. Dlatego w Chinach znowu podjęto się karkołomnego przedsięwzięcia – nawodnienia północy wodami poprowadzonymi z południa. System kanałów o długości ponad tysiąca kilometrów przebiegnie pod korytem Huang He. Podobnie jak Tama Trzech Przełomów udowodni potęgę Państwa Środka i to, że w nim wszystko jest możliwe.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.