Bitwa o klapsa

Paweł Toboła-Pertkiewicz, publicysta

|

GN 25/2008

publikacja 27.07.2008 00:01

O co chodzi w rozpętanej przez polityków bitwie o klapsa? Czy rzeczywiście tylko o chronienie dzieci przed zwyrodniałymi rodzicami?

Bitwa o klapsa fot. Roman Koszowski

Politycy w tej sprawie są, jak zwykle, podzieleni. Podobnie eksperci. Część uważa, że polskie prawo bez wahania powinno naśladować europejskie wzorce wychowawcze, nie zważając na ich skuteczność i racjonalność. Inni twierdzą, że zakaz klapsów jest niepotrzebny, czy wręcz szkodliwy, gdyż narusza naturalne prawo rodziców do wychowania i może doprowadzić do wypaczenia stosunków rodzice–dzieci. W kogo tak naprawdę wymierzony jest prawny zakaz dawania klapsów? W zwyrodniałych rodziców katujących dzieci, czy w autonomię rodziny i prawo rodziców do wybierania właściwej według nich metody wychowania?

Biblia a wychowanie
Zanim klapsy i inne formy tradycyjnego wychowania zostaną zastąpione modną i niezwykle silnie lobbowaną metodą bezstresowego wychowania dziecka, warto przytoczyć, co na temat władzy rodzicielskiej i karania dzieci mówi Biblia. W Księdze Syracha jest napisane, że „kto kocha swego syna, wytrwale karci go rózgami, po to by się nim cieszyć na końcu”. I zaraz potem dodaje, że „kto wychowa swego syna, będzie z niego zadowolony i wśród znajomych będzie się nim chlubił”.

Czy to oznacza, że Biblia akceptuje kary cielesne i bicie dzieci? – Nie, Pismo Święte realistycznie stwierdza tylko, że surowe wychowanie przynosi owoce. Owszem, w Biblii można znaleźć fragmenty odnoszące się do zasad wychowania i rzeczywiście takie jasne sformułowania zezwalające na karcenie dzieci mogą drażnić współczesnych pedagogów, którzy twierdzą, że biblijne słowa nie były wolą Bożą, lecz odbiciem mentalności czasów starożytnych – mówi prof. Michał Wojciechowski, teolog z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.

W Biblii można również znaleźć potępienie współczesnych metod wychowawczych. Synowie króla Izraela Dawida, Amnon i Absalomon, byli wychowywani metodą bezstresową i skończyło się to tym, że wyrośli na zbrodniarzy. – Kilka wzmianek w Biblii na temat przydatności kar cielesnych jest kroplą w morzu wypowiedzi na temat miłości i kochania dzieci. Rodzice mają prawo ukarać dziecko, pod warunkiem, że prowadzi to do jakiegoś celu i nie wyrządza dziecku szkody cielesnej. Jest oczywiste, że nie można interpretować Biblii w ten sposób, że akceptuje ona katowanie dzieci, z jakim mamy do czynienia współcześnie. Klaps i katowanie to dwie różne rzeczy – dodaje teolog.

Przemoc, ale czy w rodzinie
Zanim pojawił się pomysł wprowadzenia ustawowego zakazu bicia dzieci, media niemal codziennie informowały o kolejnych przypadkach katowania dzieci przez dorosłych. Z przekazu medialnego można było odnieść wrażenie, że Polacy to sadyści, permanentnie wyżywający się na małoletnich. A sąsiedzi cierpią na znieczulicę, bo nie pomagają katowanym ofiarom, tylko przez ściany mieszkań słuchają płaczu najmłodszych. Czy tak silne podkreślanie rzekomej przemocy w rodzinie było przypadkowym zbiegiem okoliczności, czy też nagłośnienie kilku brutalnych wydarzeń miało zupełnie inne podłoże?

Przekaz medialny był w tych sprawach niezwykle jednostronny, a nawet kłamliwy. Żadne z ostatnich wydarzeń nie miało miejsca w rodzinie, w małżeństwie. Przemoc dotykała dzieci, które żyły w nieformalnych związkach jednego z rodziców. Nie można więc mówić w tych wypadkach o przemocy w rodzinie, bo to po prostu nie były rodziny. Dlaczego media stawiały w złym świetle rodziny, skoro to nie ich dotyczył problem? Podobnie rzecz ma się z Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej, które dysponuje specjalnym programem zapobiegania przemocy w rodzinie. Sęk w tym, że w zdecydowanej większości przypadków przemoc ma miejsce nie w rodzinach, lecz w wolnych związkach i to im w istocie służy państwowy program.

W Stanach Zjednoczonych od wielu lat dostępne są badania wskazujące, że dzieci mieszkające z biologicznymi rodzicami są rzadziej narażone na przemoc aniżeli w przypadku wolnych związków, w szczególności gdy tylko jeden z opiekunów jest biologicznym rodzicem dziecka. Badania naukowców z uniwersytetu stanowego w Missouri wskazują, że dzieci mieszkające z konkubentem jednego z rodziców były pięćdziesiąt razy częściej narażone na śmierć w wyniku przemocy fizycznej niż dzieci mieszkające wyłącznie z rodzicami biologicznymi.

Media zdawały się ignorować te fakty. Nie podkreślały także, co jest przyczyną takiego zwyrodnienia ludzi, którzy są gotowi zabić niemowlę. Od razu kierowano pretensje do państwa i polityków oraz systemu opieki społecznej, że nie zapobiegły tragedii.

Klaps to nie bicie
– Setki tysięcy czy miliony dzieci jest poddanych codziennej opresji dlatego, że w Polsce utrwalił się oby-czaj bicia. Ponieważ formalnie w Polsce nikt nikogo bezkarnie nie może uderzyć, więc chcielibyśmy, żeby za tym prawem pojawiła się realna praktyka – powiedział premier, gdy ogłaszał zamiar wprowadzenia całkowitego zakazu bicia dzieci. Ponieważ, jak podaje ministerstwo, nie ma żadnych statystyk na temat przemocy, premier wziął te liczby z sufitu. Nie w tym jednak tkwi problem. Klaps będący karą za złe zachowanie albo występek ma przede wszystkim funkcję wychowawczą. W klapsie nie chodzi o jego siłę, o liczbę siniaków na ciele, ale o pragnienie dobra dziecka. Klapsa nie dostaje się przecież za nic, tylko za złe zachowanie lub zabroniony uprzednio przez rodzica czyn. Taki system opieki sprawdzał się przez wieki. Teraz nagle wypada uważać, że to coś wstydliwego czy wręcz strasznego, za co będzie można pójść wkrótce do więzienia.

Trzeba też pamiętać, że czym innym jest maltretowanie dzieci, a czym innym klaps. Problem jednak nie w ewentualnym więzieniu, bo według sondażu dziennika „Rzeczpospolita” niemal 80 proc. dorosłych Polaków nie zgadza się, aby zwykły klaps był traktowany jak przestępstwo, a ponad połowa przyznaje, że zdarza im się dać dziecku klapsa. Problem w tym, że istnieje potężne lobby próbujące narzucić Polakom nowy styl wychowania i poddawać kontroli najdrobniejsze szczegóły życia rodzinnego, a przez to przestawić system wartości dziecka. Według nowych trendów wychowawczych dziecko ma szukać oparcia nie w rodzicu, tylko w nauczycielu, a najlepiej w pracowniku socjalnym. Kolejne ingerencje władzy w autonomię rodziny skutkują tym, że dzieci są zwyczajnie podburzane przeciw rodzicom, że grożą im sądami za łamanie godności i praw dziecka, o których wiedzą, bo uczą się o nich w szkole. Zdarzają się również przypadki bicia rodziców przez nastoletnie dzieci i w tym wypadku nikt jakoś nie podnosi larum, że należałoby wprowadzić ustawową nietykalność rodziców.

Rodzina po nadzorem
Zaraz po inicjatywie wprowadzenia całkowitego zakazu bicia dzieci niektórzy poszli o krok dalej i zaproponowali montowanie kamer w mieszkaniach patologicznych rodzin, aby zapobiegać różnego rodzaju wynaturzeniom w przyszłości. W przypadku zagrożenia życia lub zdrowia dziecka na miejscu miałyby się zjawiać odpowiednie służby. Pomysł na razie nie ma szans powodzenia choćby ze względów finansowych, ale w przyszłości – kto wie. Gdyby wprowadzono go w życie, od razu pojawiłby się problem, które rodziny traktować jako patologiczne. A może dla bezpieczeństwa dzieci wprowadzić monitoring wszystkich rodzin z dziećmi? Władza rodzicielska w Polsce jest dziś pod ciągłym ostrzałem. Rodzice nie mają prawa do decydowania, kiedy ich dziecko rozpocznie edukację, nie mają wpływu na program i wartości, jakie są przekazywane w szkołach. Teraz władza pragnie nawet wpływać na to, jakimi metodami ma być dziecko wychowywane. Czy już niedługo dojdziemy do sytuacji, że rodzice są potrzebni dzieciom jedynie do tego, aby zapewnić im dach nad głową, wyżywienie i ubranie, a resztą zajmie się armia urzędników? Oby tak się nie stało, ale kolejne propozycje ustawowe są wyrazem mentalności, która postrzega rodzica nie jako wychowawcę, przyjaciela i opiekuna dziecka, lecz jako jego sponsora finansowego, wroga i wreszcie kata

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.