Słoń Horton i aborcja

Jarosław Dudała

|

GN 24/2008

publikacja 17.07.2008 14:54

W Kolorado trwa kampania pod hasłem, wziętym z kinowego przeboju pt. „Horton słyszy Ktosia”.

Słoń Horton i aborcja Norma McCorvey, której sprawa posłużyła do legalizacji aborcji w całym USA, starała się potem o obalenie tego wyroku fot. pap/epalarry w. smith

Tytułowy słoń, który odkrył wszechświat Ktosiów, mieszczący się w kwiatowym pyłku, zaopiekował się tym maleńkim kosmosem, bo – jak stwierdził w puencie filmu: Człowiek to człowiek. Nieważne jak mały. Po angielsku brzmi to dosłownie: „Osoba to osoba. Nieważne jak mała”. I właśnie słowo „osoba” jest tu ważne, ponieważ inicjatywa z Kolorado polega na próbie wprowadzenia do konstytucji tego stanu definicji osoby jako każdej istoty ludzkiej od momentu zapłodnienia.

Gdyby do tego doszło, byłby to wstrząs dla amerykańskiego systemu prawnego. Jego częścią jest precedensowy wyrok Sądu Najwyższego z 1973 r. w sprawie Roe przeciw Wade. Orzeczenie to uznało istnienie konstytucyjnego prawa do aborcji. W efekcie – bez udziału Bin Ladena i Al-Kaidy – w majestacie prawa ginie co roku milion Amerykanów!

Ale – uwaga! – główny autor uzasadnienia sławetnego wyroku sędzia Harry Blackmun stwierdził w nim, że gdyby znalazła uznanie teza, że dziecko nienarodzone jest osobą, to sprawa prawa do aborcji upadłaby z powodu prawa płodu do życia, gwarantowanego szczególnie przez XIV Poprawkę do Konstytucji USA.
Jak łatwo się domyślić, twórcy kampanii w Kolorado chcą, by konstytucja ich stanu potwierdziła oczywistą nawet dla słonia Hortona prawdę, że „osoba to osoba, nieważne jak mała”. Dzięki temu nawet zwolennicy poglądów sędziego Blackmuna musieliby stwierdzić, że nienarodzonym obywatelom Kolorado należy się prawo do życia i do traktowania na równi z innymi osobami. Bo jeśli nie wolno dyskryminować obywateli np. ze względu na kolor skóry, to dlaczego dozwolona jest ich dyskryminacja ze względu na wzrost?!

Albo: dlaczego wolno dyskryminować kogoś ze względu na stopień rozwoju?
Dlatego społeczna organizacja, która prowadzi kampanię na rzecz prawnego uznania osobowości nienarodzonych, nazywa się: „Kolorado na rzecz Równych Praw” (www.coloradoforequalrights.com). Jej wolontariusze zebrali pod wnioskiem o konstytucyjne referendum ponad 130 tysięcy podpisów, czyli prawie dwa razy więcej, niż wynosi minimum, potrzebne do jego rozpisania. Większość spośród 1300 wolontariuszy, którzy zbierali podpisy, to katolicy. Jednak kampania prowadzona jest bez instytucjonalnego udziału Kościoła katolickiego, którego wierni stanowią około jednej czwartej obywateli Kolorado.

To nie takie oczywiste
Arcybiskup Denver Charles Chaput, który znany jest jako obrońca życia, a także inni biskupi z Kolorado oświadczyli ustami swej rzeczniczki, cytowanej w serwisie lifesitenews.com, że katolicy mogą angażować się w kampanię. Dodali jednak, że budzi ona wątpliwości i dlatego jej oficjalnie nie poparli.
Prawdopodobnie chodzi o to, że – według projektu poprawki – życie miałoby być chronione od zapłodnienia, a nie od naturalnego poczęcia. Różnica polega na tym, że zapłodnienie może być także sztuczne, np. metodą in vitro. Proponowany zapis mógłby więc prawnie umacniać stosowanie metody, która jest moralnie nie do przyjęcia. Po pierwsze dlatego, że jednym daje życie, a innym odbiera. Po drugie dlatego, że in vitro to w istocie produkcja ludzi, odbierająca dzieciom godność, bo traktująca je jak przedmiot technologicznej obróbki. A człowiek nie może być traktowany jak przedmiot, do którego ktokolwiek może mieć prawo, na-wet jeśli tym kimś są jego rodzice.

Nie rezygnują nigdy, umierają rzadko
Niemniej, proponowany zapis chroniący życie od zapłodnienia byłby postępem w stosunku do sytuacji obecnej, gdy prawo do aborcji jest uważane za prawo konstytucyjne. Nie jest więc wykluczone, że biskupi poparliby tę propozycję, gdyby nie inna, poważna wątpliwość. Obawiają się oni, że sprawa wróci do Sądu Najwyższego USA w niekorzystnym dla niej momencie. Poglądy większości z dziewięciu dożywotnich sędziów są takie, że można się obawiać, czy ich wyrok nie potwierdziłby tylko orzeczenia z 1973 r. Ten stan nieprędko się zmieni, bo, jak mówią amerykańscy prawnicy, sędziowie Sądu Najwyższego nie rezygnują z tej posady nigdy, a umierają rzadko. – Ta kampania przyniesie więcej szkody niż dobrego – podsumowuje konserwatywny myśliciel, biograf Jana Pawła II George Weigel. Liderów Kolorado na rzecz Równych Praw to jednak nie zniechęca. – Wierzymy, że zawsze jest dobry czas, by robić to, co słuszne. Wierzymy, że jeśli życie będzie chronione od samego jego początku, to zmieni to kulturę naszego narodu z kultury śmierci w kulturę życia – mówią jego działacze.

Miasto grzechu
Czy ich projekt ma w ogóle szanse powodzenia? Niekoniecznie, bo w Kolorado – mimo że silne są w nim nastawione na ochr0nę życia nowe protestanckie Kościoły ewangelikalne (45 proc. obywateli) – są też ośrodki bardziej zlaicyzowane. Denver, stolica Kolorado, zajęło niechlubne pierwsze miejsce w rankingu miesięcznika „Forbes” na najbardziej grzeszne miasto w kategorii „nieczystość”, ponieważ sprzedaje się w nim o 189 proc. więcej środków antykoncepcyjnych niż w skupiskach podobnej wielkości.

Co do plusów kampanii, to należałoby życzyć Amerykanom, by akcja ta wywołała przynajmniej pierwszą od wielu lat szeroką debatę publiczną na temat aborcji. Można się spodziewać, że obejmie ona Kolorado. Wyznaczenie daty referendum na listopad oznacza, że sprawa zbiegnie się w czasie z wyborami prezydenckimi. Wprawdzie ani republikański kandydat John McCain, ani tym bardziej demokrata Barack Obama nie są zagorzałymi obrońcami życia, ale może szalejąca kampania prezydencka rozszerzy tę dyskusję na całe Stany Zjednoczone. Nie byłoby to z pewnością w smak amerykańskim organizacjom proaborcyjnym.

Kompromitacja
Gdyby udało się wzruszyć prawną podstawę wyroku legalizującego w USA aborcję, orzeczenie to zostałoby skompromitowane do reszty. Wiadomo już bowiem, że fałszywa była jego podstawa faktyczna. Po latach przyznała to Norma McCorvey, która występowała w procesie pod chroniącym jej prywatność pseudonimem Jane Roe. Za poduszczeniem ambitnych prawniczek zażądała ona od sądu zgody na przeprowadzenie u niej aborcji. By przyspieszyć sprawę, wymyśliła bajeczkę o rzekomym gwałcie, którego miała się na niej dopuścić jakaś banda. W tym czasie media alarmowały, że jeśli aborcja nie zostanie zalegalizowana, młoda zgwałcona matka dwojga dzieci zmuszona będzie poddać się nielegalnej aborcji, ryzykując zdrowie i życie.

To były kłamstwa
Nie było gwałtu i nie było żadnego zagrożenia, bo zanim Sąd Najwyższy rozpatrzył sprawę, dziecko się urodziło. W chwili wydania orzeczenia miało 2 lata i zostało oddane rodzinie zastępczej. Obłudnym gra-niem na emocjach było też gadanie, że Jane Roe jest matką dwojga dzieci. Owszem, urodziła ona wcześniej dwoje dzieci, ale nie wychowywała ich. Oddała je do adopcji. Już po wyroku Norma dwa razy próbowała popełnić samobójstwo. Wstydziła się tego, co zrobiła. Była zszokowana tym, jak daleko idące okazały się skutki wyrządzonego przez nią zła. Dotknięta miłością, jaką okazali jej znienawidzeni przez nią obrońcy życia, nawróciła się i przyjęła chrzest. Opisała to w książce pt. „Zwyciężona przez miłość”. W 1995 r. założyła antyaborcyjną organizację pod znamienną nazwą: „Roe No More Ministry” (Nigdy więcej...). Starała się też o wznowienie postępowania przed Sądem Najwyższym i wzruszenie tamtego sławetnego wyroku. Argumentowała, że kłamała przed sądem. Że kłamali też jej rzekomi gwałciciele. Niestety, w odpowiedzi usłyszała: „Za późno”. W efekcie w Stanach Zjednoczonych obowiązuje dziś wyrok, który stał się dotąd wyrokiem śmierci dla około 43 milionów dzieci.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.