Miasto Edyty

Przemysław Kucharczak

|

GN 23/2008

publikacja 11.07.2008 14:49

Lubliniec to pierwsze miasto na świecie, które przyjmie patronat św. Edyty Stein. Choć uroczystość dopiero 11 października, w centrum już wisi ogromny banner zapraszający tego dnia na rynek. A wjeżdżających witają plansze z wizerunkiem świętej.

Miasto Edyty Rodzina Steinów. Edyta siedzi na dole z prawej, jej siostra Roża z lewej

Dlaczego patronka Europy jest tak czczona w tej niewielkiej, 24-tysięcznej miejscowości na Górnym Śląsku? Bo Edyta kochała Lubliniec, urocze miasteczko otoczone wspaniałymi lasami. To tu spędzała w dzieciństwie cudowne wakacje. – Często siadała na tych schodkach. I patrzała o, tam, na figurę św. Jana Nepomucena na rynku – pokazuje Sylwin Bechcicki, prezes lublinieckiego oddziału Towarzystwa im. Edyty Stein.

Uprzedzenia leżą
Żydówka Edyta Stein urodziła się w 1891 roku we Wrocławiu. Ale jeszcze rok wcześniej cała jej rodzina żyła w Lublińcu. Kiedy miała 14 lat, przestała się modlić i straciła wiarę w Jahwe. Stała się ateistką, jak większość jej starszego rodzeństwa. Studiowała filozofię. Jej mistrz, filozof Edmund Husserl, powtarzał jej i innym studentom: „Obiecajcie mi, że nigdy nie powiecie niczego tylko dlatego, że inni to powiedzieli”. Niespodziewanie Edyta przez filozofię zaczęła powoli wracać do wiary. „Bariery uprzedzeń racjonalistycznych, wśród których wyrosłam nie wiedząc o tym, upadły i świat wiary stanął nagle przede mną” – zapisała.

Radykalnie nawróciła się jako 30-latka, kiedy przypadkiem wzięła z półki u znajomych książkę św. Teresy z Avila. Tak ją ona zaskoczyła, że czytała przez całą noc. Miała wrażenie, jakby Teresa odpowiadała na jej życiowe pytania. O świcie Edyta zawołała: „Oto jest prawda!”. Spotkała Jezusa. – No kogo innego ze współczesnych Jan Paweł II mógł ogłosić patronką Europy? Ona czuła się jednocześnie Żydówką i Niemką, a od nawrócenia także katoliczką, gotową iść za Chrystusem aż po śmierć – mówi Sylwin Bechcicki. – Europa dzisiaj szuka płaszczyzny prawdziwego zjednoczenia, nie tylko gospodarczego. Edyta wskazuje, że tą płaszczyzną jest katolicyzm, że korzenie Europy to katolicyzm – mówi z pasją.

Bechcicki mówi, że on, podobnie jak św. Edyta, czuje się jednocześnie Polakiem, Europejczykiem i katolikiem. W młodości też długo szukał prawdy u chrześcijan innych wyznań. Do katolicyzmu zbliżyła go właśnie filozofia. Dlatego tak zafascynował się Edytą Stein, kiedy odkrył jej biografię. – Edyta też szukała prawdy po różnych wertepach, wśród ateistów, protestantów. Poszukiwanie prawdy, którą znalazła w katolicyzmie, to genialna wskazówka dla dzisiejszych Europejczyków, którzy też przecież szukają – mówi. – Edyta mówiła, że kto szuka prawdy, ten szuka Boga, choćby o tym nie wiedział. Wskazywała na krzyż. I była człowiekiem dialogu. Znała wiele języków obcych. A człowiek uczy się języków po to, żeby z ludźmi rozmawiać! Uczyła się nawet polskiego – dodaje.

Nasz język okazał się jednak za trudny, żeby św. Edyta dobrze go opanowała. A uczyła się, żeby lepiej zrozumieć krakowskiego filozofa Romana Ingardena, w którym w młodości trochę się podkochiwała. I z którym korespondowała aż do II wojny światowej. – To był też czas, kiedy Władysław Reymont do-stał Nobla za „Chłopów”. Ona chciała to przeczytać w oryginale – mówi Sylwin Bechcicki.

Cała rodzina Edyty przeżyła jednak wielkie rozczarowanie, że Lubliniec został przyznany w 1921 r. Polsce, a nie Niemcom. To była postawa bardzo typowa dla śląskich Żydów, którzy prawie w stu procentach stanęli murem za Niemcami. Święta napisała we wspomnieniach, że na plebiscyt do Lublińca przyjechało z całych Niemiec ponad 50 jej krewnych. Aż trudno było im wszystkim pomieścić się w domach należących do rodziny. Wszyscy zgodnie zagłosowali za Niemcami. Edyta pewnie też oddałaby taki głos, gdyby nie to, że jako najmłodsza z rodzeństwa urodziła się już we Wrocławiu, a nie w Lublińcu. A prawo do głosowania mieli tylko urodzeni na Górnym Śląsku. A jednak Lubliniec znalazł się na tym skrawku Górnego Śląska, który został przyznany Polsce. Rozżaleni krewni Edyty sprzedali wtedy cały swój majątek i wyprowadzili się z Lublińca do Niemiec. Dokładnie w taki sam sposób postąpiło mnóstwo śląskich Żydów. To paradoks, że właśnie oni tak zażarcie okazywali miłość Niemcom. Paradoks, bo już 20 lat później tak podziwiany przez Żydów naród niemiecki zaczął ich z zimną krwią mordować.

Ofiara mieszka z katem
Święta Edyta była dziewczyną z krwi i kości. Bywała zakochana, kochała górskie wspinaczki. Po nawróceniu pracowała na uczelni. Dojrzewało w niej wtedy powołanie do zakonu. W 1933 roku wstąpiła do karmelitanek. Przebywała w klasztorze w Kolonii, a potem w Echt w Holandii. Tam w 1942 roku Niemcy aresztowali ją i jej rodzoną siostrę Różę, także karmelitankę. Obie trafiły do obozu w Auschwitz i zostały zamordowane w komorze gazowej. Kiedy esesmani wyprowadzali je z klasztoru, Edyta powiedziała do Róży: „Chodź, idziemy cierpieć za nasz naród”. – Do dzisiaj wielu się zastanawia, czy myślała o Żydach, czy Niemcach. A być może miała na myśli jednych i drugich – mówi Bechcicki.

Maszerujemy z nim po brukowanych uliczkach Lublińca. Przechodzimy koło kamienicy „Pod śmiejącym się Matiasem”, gdzie nad drzwiami widać płaskorzeźbę śmiejącego się mężczyzny. – Rodzina Steinów mieszkała tutaj przez jeden rok. Urodziła się tu Róża, starsza siostra Edyty, która razem z nią została za-mordowana w Auschwitz. Co ciekawe, jej sąsiadem był starszy o cztery lata Hans Lammers, nazista współodpowiedzialny między innymi za zagładę Żydów. Obie rodziny, Steinowie i Lammersowie, mieszkały prawdopodobnie obok siebie na pierwszym piętrze – mówi Bechcicki.

Bardzo możliwe, że przyszły zbrodniarz Hans bawił się na podwórku ze starszymi braćmi Edyty i Róży. Po latach został szefem kancelarii Rzeszy i jednym z najbliższych współpracowników Hitlera. Lammers uzasadniał od strony prawnej hitlerowskie zbrodnie. Po wojnie trybunał w Norymberdze skazał go na 20 lat więzienia.

Kiedy w 1939 r. Wehrmacht wkroczył do Lublińca, nowe niemieckie władze ufundowały nawet tablicę z informacją, że w tym oto domu wychował się Hans Lammers. Nikt wtedy się nie spodziewał, że to nie z niego będzie w przyszłości dumne to miasteczko, ale z wnuczki Courantów, znanych w Lublińcu kupców żydowskich. – Proszę zobaczyć, na kolejnej kamienicy zachował się nawet wymalowany napis „S. Courant”, który pełnił rolę szyldu nad ich sklepem. To w tej kamienicy swojego dziadka Salomona św. Edyta Stein spędzała wakacje – mówi Sylwin Bechcicki. – Dzisiaj ulica, przy której stoi ta kamienica, nosi już imię św. Edyty. A w październiku będzie tu już działać muzeum Edyty Stein – zdradza.

Na razie to muzeum mieści się w zespole szkół katolickich imienia – jakże by inaczej – św. Edyty. Mia-sto ma też jej pomnik. Na październik ma też być już odnowiony cmentarz żydowski, na którym leżą trzy pokolenia przodków Edyty, a także jej dwaj zmarli w dzieciństwie bracia. Na razie większość terenu, gdzie są pochowani, zajmuje... ośrodek szkolenia kierowców LOK. Powstał tu w latach 70. Na szczęście wkrótce się wyprowadzi, a ocalałe żydowskie nagrobki zostaną wyeksponowane.

Teren dawnego cmentarza, rozjeżdżany dziś przez ćwiczących manewry kierowców ciężarówek, zamieni się w piękny park. – Edyta pisała o tym cmentarzu. Często tu przychodziła na groby braci i dziadków. Te wielkie dęby burgundzkie na pewno ją pamiętają – pokazuje Sylwin Bechcicki. – Patrzcie na wyryte na nagrobkach piękne symbole, choćby tę złamaną świecę na wspaniale rzeźbione kapitele – zwraca uwagę. Większość na-grobków ma hebrajskie napisy. Być może któryś z nich upamiętnia kogoś z krewnych Edyty.

Na nadanie patronatu św. Edyty przybędzie do Lublińca szereg biskupów. Swój udział potwierdził już m.in. biskup Sztokholmu Anders Arborelius z zakonu karmelitów. Jest on autorem książki na temat Edyty Stein. – A nam jest w kontekście św. Edyty szczególnie miło, że jego książka zaczyna się od zdania: „Między Opolem a Częstochową znajduje się małe miasteczko Lubliniec” – uśmiecha się Sylwin Bechcicki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.