Lista prawnych skandali

Jarosław Dudała

|

GN 20/2008

publikacja 22.05.2008 20:08

Sąd Najwyższy próbuje blokować rozliczenie wiarołomnych sędziów stanu wojennego. Ale dzięki Rzecznikowi Praw Obywatelskich ta sprawa nie została jeszcze zamknięta.

Lista prawnych skandali

Sąd Najwyższy przyznaje, że niektóre wyroki wydawane w czasie stanu wojennego były bezprawne, ale broni tych, którzy je wydawali. Innego zdania jest Instytut Pamięci Narodowej i Rzecznik Praw Obywatelskich. Ale po kolei:

Skandal pierwszy
13 grudnia 1981 r. Rada Państwa uchwala dekret o stanie wojennym. Działa bezprawnie, ponieważ prawo wydawania dekretów, według ówczesnej konstytucji, przysługiwało jej tylko wtedy, gdy Sejm nie obradował. A w momencie podejmowania tej uchwały trwała sesja Sejmu. O tym, jak bardzo bezprawność dekretu była oczywista, świadczą następujące historie. Pierwsza: usunięty z sądu w pierwszych dniach stanu wojennego sędzia, późniejszy pierwszy prezes Sądu Najwyższego prof. Adam Strzembosz opowiadał „Gościowi Niedzielnemu”, że prawnicy podważający legalność dekretu o stanie wojennym powoływali się nie tylko na ówczesną konstytucję, ale także na jej interpretację, zamieszczoną w podręczniku, którego autorem był… ówczesny minister sprawiedliwości prof. Sylwester Zawadzki! Historię drugą słyszałem dość dawno, więc opowiadam ją z zastrzeżeniem, że zachowuje ona sedno, ale może mylić się w szczegółach. Otóż, są lata 80., sporo przed przełomem 1989 r. Na jednym z polskich wydziałów prawa odbywa się obrona doktoratu. Pada pytanie do doktoranta: „Czy wprowadzenie stanu wojennego było legalne?”. To ewidentny cios poniżej pasa. Doktorant nie może uchylić się od odpowiedzi. Nie może odpowiedzieć, że dekret był legalny, bo albo by skłamał, albo dał dowód swej prawniczej niekompetencji. Gdyby natomiast przyznał, że dekret nie był legalny, byłoby to coś w rodzaju politycznego samobójstwa. Chwila napięcia… Wtedy głos zabiera nestor polskiego prawa pracy prof. Wacław Szubert: – Ja proszę, żeby pytający wycofał to pytanie! Jeśli dobrze pamiętam, pytanie rzeczywiście zostało wycofane.

Skandal drugi
Nielegalny dekret o stanie wojennym został w dodatku wadliwie ogłoszony. Bo niby zawierał przepis, że wchodzi w życie z dniem uchwalenia (13 grudnia), ale wydrukowano go w „Dzienniku Ustaw”, który ukazał się dopiero z datą 14 grudnia 1981 r. A faktycznie – jak dowiedzieliśmy się w 1991 r. – druk nastąpił 17 i 18 grudnia 1981 r. I tu kolejny skandal, bo aktu prawnego, dopóki nie został on stosownie ogłoszony, z formalnego punktu widzenia po prostu nie ma. Nikt więc nie może się podporządkować prawu, którego nie ma. I konsekwentnie: żaden sędzia nie może skazać za czyn, który w momencie jego popełnienia nie był przestępstwem.

Skandal trzeci
Co w tej sytuacji robią sędziowie, przed którymi stają ludzie oskarżeni z powodu czynów, które miały miejsce przed formalnym ogłoszeniem dekretu? Generalnie w sprawach, których oskarżenie opierało się na dekrecie o stanie wojennym, sędziowie postępowali różnie. Niektórzy w tym czasie po prostu odchodzili z sądownictwa. Według prof. Strzembosza, tak postąpiła sędzia Danuta Nowak z Warszawy. Inni przeciwnie – ferowali surowe wyroki. W ich przypadku śmiało można mówić o skandalu. Jeszcze inni formalnie nie podważali podstawy prawnej oskarżenia, czyli dekretu o stanie wojennym, ale prowadzili sprawy tak, by podważyć podstawę faktyczną zarzutów i w efekcie uniewinnić podsądnego, umorzyć wobec niego postępowanie, a jeśli to się nie uda, to skazać go łagodnie.

Prof. Strzembosz przytacza w tym kontekście przykład sędziego, który – mając przed sobą oskarżonego o podeptanie sowieckiej flagi – przyjął za dobrą monetę jego wyjaśnienie, że mu się ta flaga „przypadkiem zaplątała” i uwolnił go od zarzutów. Adam Strzembosz dodaje, że podobne postępowanie sugerował delegacji warszawskich sędziów ówczesny sekretarz Konferencji Episkopatu Polski abp Bronisław Dąbrowski. Radził, by wydawali jak najsprawiedliwsze wyroki na podstawie niesprawiedliwego prawa.

Skandal czwarty
W wolnej już Polsce żaden członek Rady Państwa głosujący za dekretem o stanie wojennym nie został ukarany przez sąd za to bezprawie. Przypomnijmy, że przeciw dekretowi był tylko Ryszard Reiff.

Skandal piąty
Ani III, ani IV Rzeczpospolita w żaden sposób nie zweryfikowały sędziów okresu stanu wojennego. Nie stało się to ani pod prawnym przymusem, ani na zasadzie samooczyszczenia środowiska sędziowskiego. W efekcie odpowiedzialność dyscyplinarna wiarołomnych sędziów stanu wojennego nie wchodzi dziś w grę z powodu przedawnienia.

Skandal szósty
W grudniu 2007 r. Sąd Najwyższy, ze swym pierwszym prezesem prof. Lechem Gardockim jako sędzią sprawozdawcą, podjął w szerokim, 7-osobowym składzie uchwałę oznaczającą próbę zablokowania jedynej możliwej jeszcze formy odpowiedzialności wiarołomnych sędziów, tj. oskarżenia ich przez IPN o zbrodnie komunistyczne. Ta droga nie jest jeszcze zamknięta, bo te zbrodnie nie ulegają przedawnieniu do 2020 r. Jednak SN w precedensowej uchwale odmówił zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej Zdzisława B., sędziego Sądu Najwyższego w stanie spoczynku, któremu IPN zarzucał, że jako sędzia dopuścił się zbrodni komunistycznej poprzez niedopełnienie obowiązku i bezprawne pozbawienie wolności działacza „Solidarności” Henryka B. Bezprawność działania sędziego – jak wskazywał IPN – wzięła się stąd, że czyny zarzucane Henrykowi B. miały miejsce 13 i 14 grudnia 1981 r., czyli zanim dekret o stanie wojennym został ogłoszony. Sąd Najwyższy odmówił zgody na pociągnięcie wspomnianego sędziego do odpowiedzialności, twierdząc, że w stanie wojennym nie było mechanizmu oceny konstytucyjności ustaw i ich zgodności z prawem międzynarodowym, w tym z ratyfikowanym przez Polskę w 1977 r. Międzynarodowym Paktem Praw Obywatelskich i Politycznych, który zakazuje działania prawa wstecz. Co więcej, SN uznał, że wniosek IPN jest „oczywiście bezzasadny”, a podjętą w tej sprawie uchwałę wpisano do Księgi Zasad Prawnych. Jej zawartość sądy traktują jako wiążącą. Dlatego można byłoby się spodziewać, że wszystkie podobne wnioski, zmierzające do rozliczenia komunistycznych zbrodni sądowych, byłyby przez sądy odrzucane.

Ale to nie koniec
Zbulwersowany uchwałą SN rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski, którego dewizą są sło-wa: „Osądzę sprawiedliwość waszą”, postanowił interweniować. Rzecznik nie może podważać uchwał SN wprost, więc w maju 2008 r. zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego prawną podstawę uchwały, czyli paragraf Prawa o ustroju sądów powszechnych, który mówi: „Jeżeli wniosek o zezwolenie na po-ciągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej nie odpowiada warunkom formalnym pisma procesowego określonym w Kodeksie postępowania karnego lub jest oczywiście bezzasadny, prezes sądu dyscyplinarnego odmawia jego przyjęcia” (art. 80 par. 2b). Zdaniem rzecznika, sąd ma prawo, ale i obowiązek rozliczyć totalitarną przeszłość. Skoro zaskarżony przepis stoi temu na przeszkodzie, to znaczy, że jest on sprzeczny z konstytucyjną zasadą państwa prawa. Jeśli TK stwierdzi, że wspomniany przepis jest niezgodny z konstytucją, sprawa rozliczeń sędziów stanu wojennego (a według prof. Witolda Kuleszy, także sędziów stalinowskich) powróci. W tym ostatnia nadzieja, że komunistyczne cienie przestaną się kłaść na sądownictwie wolnej Polski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.