Homo-lobby nr 1

Jacek Dziedzina

|

GN 19/2008

publikacja 12.05.2008 12:18

W konkursie na najbardziej skuteczny lobbing XX wieku na podium z pewnością stanęłyby środowiska gejowskie. Ofiarami tego konkursu są… sami homoseksualiści.

Homo-lobby nr 1 rys. WM

Pierwszym znaczącym sukcesem lobby gejowskiego było skreślenie homoseksualizmu z listy chorób psychicznych przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne w latach 70. Dwadzieścia lat później Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) poszła w ślady Amerykanów. Pierwszy raz w historii o skreśleniu czegoś z listy chorób zadecydowały nie badania naukowe, a referendum przeprowadzone wśród psychiatrów i psychologów. Dobór osób głosujących nie był, zresztą, reprezentatywny. Celowo nie zapytano o zdanie dość licznej grupy specjalistów o odmiennych poglądach.

Jest droga wyjścia
Nawet francuska feministka Elizabeth Badinter nie kryła oburzenia, kiedy pisała o decyzji WHO: „Nie można godzić się na to, by nauka rozstrzygała o fałszu i prawdzie na drodze nacisków grup społecznych, czy (…) referendum”. Nie tylko Badinter wiedziała, że to wpływ lobby homoseksualnego, a nie rzetelna wiedza naukowa, zdecydował o zwrocie w psychiatrii. Intencja była czytelna: jeśli coś nie jest chorobą, jest normalne. I nie można już wmawiać gejom, że „mogą z tego wyjść”. Tymczasem sam dr Robert Spitzer, który doprowadził do skreślenia homoseksualizmu z listy zaburzeń w 1973 r., po latach przyznał się do pomyłki. Przeprowadził serię badań wśród osób homoseksualnych, które poddały się terapii.

Okazało się, że przed jej rozpoczęciem tylko 2 proc. gejów uważało, że „spełnia” się w relacji heteroseksualnej (u kobiet – 0 proc.!). Po terapii już 66 proc. mężczyzn i 44 proc. kobiet uważało się za zdolne do trwania w związku z osobą płci przeciwnej. Dr Spitzer powiedział wtedy: „Jestem przekonany, że wielu ludzi dokonało poważnych zmian w kierunku stania się heteroseksualistami. Podchodziłem do tych badań sceptycznie. Teraz twierdzę, że te zmiany mogą być trwałe”. Tego oczywiście nie chciały uznać organizacje gejów i lesbijek. A za nimi posłusznie podążyły najważniejsze światowe media.

Homo-plan
Wprawdzie spiskowe teorie dziejów są skompromitowaną próbą tłumaczenia rzeczywistości (choć nadal mają wzięcie), jednak równie absurdalne jest odrzucanie możliwości sterowania zbiorową świadomością przez wpływowe grupy nacisku. W przypadku inwazji lobby homoseksualnego argumenty cisną się właściwie same. W 1987 roku w USA gejowskie pismo „Guide Magazine” opublikowało artykuł Marshalla Kirka, który był wyrażonym wprost programem oswajania społeczeństwa z „równouprawnioną” orientacją seksualną. Aż dziwne, że w Polsce przez całe lata nikt nie przedrukował tego znamiennego tekstu. Tylko „Rzeczpospolita” zdobyła się na to w ubiegłym roku („Przerobić heteroseksualną Amerykę”, nr 139/2007).

Przedstawiony przez Kirka plan działania doskonale sprawdził się w praktyce:

„Krok 1:
Mówcie o homoseksualistach i homoseksualizmie tak często i tak głośno, jak to możliwe. Stoi za tym prosta zasada: niemal każde zachowanie zaczyna wyglądać normalnie, jeśli stykasz się z nim dość często w swoim bliskim otoczeniu (…).

Krok 2: Przedstawiajcie gejów jako ofiary, nie jako agresywnych rywali (…).W tym celu osoby występujące w kampanii powinny być prawe i przyzwoite, miłe w obyciu i godne uznania wedle zwyczajnych standardów, całkowicie niewyróżniające się wyglądem – jednym słowem, nierozróżnialne od heteroseksualistów, do których chcemy dotrzeć (…).

Krok 3: Nasza kampania nie może domagać się bezpośredniego wsparcia dla praktyk homoseksualnych; powinna natomiast obrać za główny wątek walkę z dyskryminacją. Wolność słowa, wolność wyznania, wolność zrzeszania się, prawo do sprawiedliwego procesu i powszechna ochrona prawna – takie problemy powinna uwypuklać nasza kampania.

Krok 4: Zadbajcie, żeby geje dobrze wypadali (…). W krótkim czasie zręczna i bystra kampania medialna może przemienić wspólnotę gejowską w matkę chrzestną cywilizacji zachodniej. Równolegle nie powinniśmy zapominać o poparciu ze strony gwiazd.

Krok 5: Sprawcie, aby wrogowie wypadli źle. Na późniejszym etapie kampanii, kiedy już reklamy gejowskie spowszednieją, nadejdzie czas rozprawić się z pozostającymi nadal przeciwnikami. Mówiąc bez ogródek – trzeba ich zmieszać z błotem. Mamy przy tym dwojakie cele. Po pierwsze chcemy zastąpić pewną siebie homofobię ogółu wstydem i poczuciem winy. Po drugie chcemy sprawić, by wrogowie gejów wyglądali tak paskudnie, że przeciętny Amerykanin będzie chciał się od nich trzymać z daleka”.

Owoce tak zakrojonego planu działania widać gołym okiem. Autor artykułu pisze także, że podjęcie tych działań jest pilne ze względu na „dobro każdej osoby homoseksualnej”. Z pewnością nie pytał o zdanie tych homoseksualistów, którzy czują się źle ze swoimi skłonnościami (które, przypomnijmy, nie są grzechem! grzechem są dopiero czyny homoseksualne) i próbują wyjść na prostą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.