Podróż do przeszłości

tekst i zdjęcia: Stanisław Guliński, arabista, turkolog, przewodnik wycieczek

|

GN 19/2008

publikacja 12.05.2008 11:39

To była dla niej podróż w czasie, powrót do dzieciństwa spędzonego na zsyłce. Odżyły wspomnienia. Janina Kardas na wycieczce do Uzbekistanu zobaczyła znacznie więcej niż inni turyści.

Do głowy by mi nie przyszło, że z własnej woli pojadę do Uzbekistanu – dziwi się Janina Kardas, nadaremnie usiłując wypatrzyć coś przez okienko lądującego nocą w Taszkiencie samolotu. Na ulicy w Chiwie z trudem próbuje opanować wzruszenie na widok chłopca sprzedającego turystom zawieszone na agrafkach breloczki. – Zobaczyłam samą siebie, jak sprzedaję agrafki – wspomina. – Co niedziela na targu w Ferganie sprzedawałam je Uzbeczkom, które agrafkami spinały swój strój – paradżę. Agrafki sprowadzano z Iranu. Tak jak i cuchnące masło topione w puszkach oraz mąkę. Przez całą wojnę jadła w Ferganie tę mąkę kukurydzianą. – Przysięgłam, że już jej więcej nie wezmę do ust – zapewnia. Teraz trudno w to uwierzyć, widząc, jak zajada pyszny pilaw, który w każdym mieście Uzbekistanu przyrządzany jest w inny sposób. Wszędzie w Chiwie pełno dzieci usiłujących sprzedać cudzoziemcom czapeczki tiubietiejki, moherowy szalik albo zagonić do warsztatu ojca wyrabiającego deski do krojenia chleba z czarnego wiązu.
 



W Uzbekistanie nie brakuje pięknych miejsc, takich jak Kalta Minor, minaret meczetu w Chiwie


Nadzieja w Armii Andersa
Rodzice Janiny Kardas, państwo Wasserbergowie, zostali deportowani z zajętego przez Sowietów Lwowa 29 czerwca 1940 r. Najpierw trafili do Republiki Maryjskiej, a stamtąd zimą 1941–1942 do Taszkientu. Myśleli, że ich pobyt wśród Uzbeków będzie tylko epizodem. Ojciec pani Janiny, Zygmunt Wasserberg, jako lokalny delegat armii gen. Andersa liczył na możliwość ewakuacji wraz z rodziną. Jednak nie znalazło się dla nich miejsce wśród tych, którzy podążyli do Iranu. Gdy po ujawnieniu mordu katyńskiego Sowieci zerwali stosunki z Polskim Rządem na uchodźstwie, wtrącono go do więzienia. Z przekazanych niedawno stronie polskiej materiałów uzbeckiego KGB wynika, że zmarł 4 stycznia 1945 r. w szpitalu więziennym w Taszkiencie na tyfus. Jak polskich zesłańców przyjmowała miejscowa ludność? – Uzbecy nie odróżniali nas od ewakuowanych – mówi Janina Kardas. Sowieci w 1941 roku przenosili tu całe fabryki wraz z pracownikami z terenów zagrożonych niemiecką inwazją. Dla turkojęzycznych, muzułmańskich Uzbeków tysiące polskich wygnańców rozmywały się w masie ewakuowanych Rosjan, Ukraińców, Białorusinów… W oczach miejscowej ludności mogli oni wręcz uchodzić za część machiny imperialnego mieszania ludów i wynaradawiania Azji Środkowej. – Czasem dzieci rzucały kamieniami – wspomina pani Janina.

„Romantyczny” Tamerlan
Obecnie bohaterem narodowym i patronem niepodległego Uzbekistanu jest Tamerlan, czy jak tu mówią Amir Temur. „Żelazny książę” przełomu XIV i XV wieku, który zasłynął z wieczornych medytacji u stóp piramid zbudowanych z czaszek pomordowanych mieszkańców zdobytych przez siebie miast. Urodził się w Szahrisabz, z Samarkandy zaś uczynił swą ukochaną stolicę i tam też został pochowany. Gwiazda Tamerlana zabłysła, gdy jeszcze nie było Uzbekistanu, a Uzbecy koczowali daleko stąd, na Syberii.





Janina Kardas (z lewej)postanowiła zobaczyć Uzbekistan po ponad 60 latach. Obok – Lena Turayeva, Rosjanka z Uzbekistanu


Podobny kłopot mają i inne postsowieckie republiki Azji Środkowej, nieco na oślep poszukujące swojej tożsamości i jej symboli. Ich akuszerami są raczej Lenin lub Stalin, którzy po raz pierwszy w historii nadali im nazwy i wyznaczyli granice. Tam, gdzie carska Rosja widziała jeden wielojęzyczny „Turkiestan”, Sowieci pomogli wyodrębnić się tureckim narodom Kazachów, Kirgizów, Turkmenów i Uzbeków. Powstały przy tym karykaturalnie powyginane granice, które sprawiają, że dojazd z prowincji do Taszkientu przypomina slalom między kazachskimi, kirgiskimi i tadżyckimi tyczkami. Pani Janina nie może się nadziwić nowym pomnikom, bo Tamerlan stoi często tam, gdzie za jej czasów stali komunistyczni przywódcy. Jak w Taszkiencie, gdzie konny monument Amira Temura dziedziczy cokół zajmowany wcześniej przez Stalina, a potem Marksa.

A jak przyjdzie milicja...
Wasserbergowie w 1942 roku przybyli do miasta, które było wtedy symbolem na ogólnosowiecką skalę. W okolicy, 2,5 roku wcześniej, siłami mięśni uzbeckich i tadżyckich chłopów wykopano 160-kilometrowy kanał nawadniający. Samo miasto Fergana – w porównaniu z innymi, muzułmańskimi miastami doliny – zaskakuje europejskim wyglądem i typowymi budowlami carskiego prowincjonalnego miasta. Wyróżniają się koszary i teatr. Bo Fergana powstała dopiero w 1877 r., świeżo po rosyjskim pod-boju doliny.
Pani Janina pamięta inną Ferganę. Jej rodzina kilkakrotnie zmieniała miejsce zamieszkania, ale zawsze były to „kibitki” na przedmieściach. – Kibitki w Ferganie to były takie domki z gliny i sieczki z dachem, który ciągle się zapadał na deszczu i który konsekwentnie odbudowywano.





Pomniki Tamerlana – bohatera narodowego Uzbekistanu, można zobaczyć w wielu miejscach. Ten stoi w mieście Szachrizabz


Na środku kibitki znajdował się sandal, pod którego przykryciem można było ogrzać nogi nad żarem. Na okolonym glinianym murem podwórzu stał jeszcze tandir – piec ziemny do wypieku chleba. Jeśli pogoda pozwalała, sypiało się pod rozpiętymi pędami winorośli. Uzbecy dziwili się przyjezdnym, że rozbierają się do snu. „A jak milicja po was przyjdzie, to jak pójdziecie?” – pytali – wspomina pani Janina.
 



W Uzbekistanie jest wiele mniejszości narodowych - na zdjęciu kazachscy pasterze


Dziś już kibitek ma, a w ich miejscu wyrósł meczet. Pobliski bazar w niczym nie przypomina sowieckiej biedy. Tylko „kryminał” nie zmienił swej funkcji – „była tiurma i jest tiurma”. Po wojnie nastąpił odpływ przynajmniej części tej fali, która rozmaitych przesiedleńców przygnała do Fergany. Do siebie wracali Rosjanie, jeszcze dalej na zachód jechali Polacy. Janina Kardas z mamą do Polski wróciła w 1946 r.

Wszystkim tu ktoś wtedy zginął...
Dopiero w Taszkiencie, pod niedawno postawionym pomnikiem represji, pani Janina może z ulgą powiedzieć, że tu czuje, iż w końcu stoi przy grobie ojca. Symbolicznym, bo przecież nie wie, gdzie został po-chowany. Pomnik wzniesiono na terenie, który w latach 40. ub. wieku znajdował się poza granicami miasta i skąd ustawicznie słyszano salwy plutonów egzekucyjnych. Z zaciekawieniem słucha jej komentarzy towarzysząca nam żyjąca w Uzbekistanie młoda Rosjanka Lena. Życzliwa i uczynna, nie widzi we wspomnieniach wojennej tułaczki pani Janiny nic dramatycznego. Rozumie, że panią Janinę przygnał tu sentyment i nostalgia za młodością. Zwłaszcza że rodziny Leny wojna też nie oszczędziła. Nazwisko Turayeva – mimo rosyjskiej końcówki – zdradza uzbeckie brzmienie, gdyż jej osieroconego dziadka przygarnęła uzbecka rodzina, dając opiekę i nowe nazwisko. A że ktoś zmarł w więzieniu z dala od ojczyzny? Wszystkim tu ktoś wtedy zginął. Chwilę potem, w restauracji nad kanałem Bozsuv, Lena pyta, czy to prawda, że także u nas, jak niedawno w Estonii, usuwa się pomniki żołnierzy sowieckich, którzy ginęli – jak mówi – za „waszą wolność”? Tak mówiono w powszechnie tu oglądanej rosyjskiej telewizji.





Na bazarze w Szachrizabz można dostać tradycyjne potrawy


Handlowiec z KGB
Gdy w ostatni dzień komplementujemy Lenę za jej sprawną pomoc i organizację podróży, odpowiada z dumą: – Ojciec pracował w organach, znaczy w KGB. Więc i ja wszędzie mam dojścia. – Teraz też tam pracuje? – pytamy z pewną obawą. – Nie, ma sklep z elektroniką. Zaraz jak Uzbekistan uzyskał niepodległość (w 1993 r.) niektórzy mieli mu coś za złe i musiał zniknąć w górach. Ale potem koledzy pomogli i poszedł w biznes – opowiada. Oczekując w recepcji luksusowego hotelu Poyitaht wyjazdu na lotnisko, pani Janina mówi do mnie, choć patrzy przed siebie: – Widzi pan, długą drogę przebyło moje życie od czasu, gdy w 1946 r. czekałyśmy z mamą przed hotelem na repatriację. Jacyś Uzbecy dali im wtedy na drogę absolutny rarytas – biały chleb. Pani Janina śmieje się z używania przeze mnie przymiotnika „sowiecki”. Ona, która przeżyła ten system na własnej skórze, nie rozumie, komu przeszkadzał: „radziecki”. A ja sobie myślę, że obecnie niewielu w Polsce wie, co to Uzbekistan. Bo „Ubekistan” zna już chyba każdy.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.