Każdemu jego działkę

Jarosław Dudała

|

GN 17/2008

publikacja 25.05.2008 23:43

Wraca pomysł uwłaszczenia działkowców. Ta z pozoru sielsko-anielska sprawa to tak naprawdę gra o gigantyczne pieniądze.

Jak powiedział prezes Polskiego Związku Działkowców Eugeniusz Kondracki, w samej tylko Gminie Warszawa-Centrum ogródki działkowe zajmują 3 ha. Według warszawskich agentów nieruchomości, Adama Ławrynowicza z firmy Tower i Małgorzaty Ławińskiej z Intry, średnia cena metra kwadratowego gruntu na tym terenie to 5 tys. zł. Oznacza to, że wspomniane 3 hektary są warte średnio 150 mln zł! A warto dodać, że w zależności od lokalizacji i możliwości inwestycyjnych, zapisanych w planie zagospodarowania przestrzennego, kwoty te mogą być jeszcze wyższe, bo cena metra kwadratowego może w Warszawie-Centrum sięgać nawet 13–30 tys. zł! Dodajmy jeszcze informację (także pochodzącą od prezesa Kondrackiego), że w całej Warszawie ogródki działkowe zajmują 1200 hektarów, a w całej Polsce – 44 tys. hektarów, a stanie się jasne, że ogródki działkowe w Polsce są warte fortunę. Ważne jest więc, kto tą fortuną zarządza.

Skandal!
Tu dochodzimy do problemu, który główny architekt polskiej reformy samorządowej prof. Jerzy Regulski nazywa jednym z większych skandali prawnych w Polsce. Polega on na tym, że – według prawa – nie można być użytkownikiem ogródka działkowego, jeśli się nie jest członkiem Polskiego Związku Działkowców. Cóż... wydawałoby się, że czasy, w których nie było w Polsce konstytucyjnej i faktycznej swobody stowarzyszania się, mamy już szczęśliwie za sobą. Nawet Trybunał Konstytucyjny orzekł, że taki ustawowy nakaz zrzeszania się działkowiczów jest niezgodny z konstytucją. Ale cóż z tego, skoro Sejm odrzucił ten wyrok Trybunału (miał wtedy jeszcze taką możliwość). W ten sposób prawie milion działkowców nie ma innego wyjścia, jak tylko tkwić w PZD i płacić na jego rzecz składki. Obecnie wynoszą one rocznie 14 groszy za każdy metr kwadratowy uprawianej działki.

Miliony na czapę
Polski Związek Działkowców jest więc odgórną czapą, na którą (na władze okręgowe i krajowe związku) idzie – według informacji prezesa Kondrackiego – 30 proc. związkowych składek. No to szybciutko liczymy: 44 tys. hektarów działek, czyli 440 000 000 metrów kwadratowych, po 14 groszy składki rocznej, to daje 61 600 000 zł. Z tego 30 proc. to 18 480 000 zł – tyle działkowcy płacą rocznie na związkowy aparat PZD. Nawiasem mówiąc, PZD – jak przyznał prezes Kondracki – jest ustawowo zwolniony z podatku od nieruchomości. Wydaje się, że do tej sytuacji pasuje stary bon mot Jana Pietrzaka: „Al Capone w grobie się przewraca!”. Trzeba też wiedzieć, że PZD nie czerpie korzyści w postaci składek ze swojej własności, bo właścicielem ogródków nie jest. Jest tylko użytkownikiem wieczystym gruntów, które należą do gmin i do Skarbu Państwa. (Część z tych nieruchomości ma nieuregulowaną sytuację prawną).

Bat na niepokornych
Nic dziwnego, że Polski Związek Działkowców burzy się przeciw pomysłom uwłaszczenia działkowców. „Działkowcu! Broń swojego ogrodu i ustawy!” – nawołuje Krajowa Rada PZD. Demaskuje przy tym zamiary PO i PiS jako działania będące w interesie deweloperów, szukających gruntów pod zabudowę. – To absurd – odpowiada poseł Jarosław Jagiełło (PiS), który już w poprzedniej kadencji Sejmu promował ustawę uwłaszczającą działkowców. Poseł podkreśla, że ochrona działkowca przed utratą ukochanego ogródka jest przecież większa, kiedy jest on jego właścicielem niż obecnie, gdy ma jedynie prawo jego użytkowania. A ono może być przecież wypowiedziane przez Polski Związek Działkowców. – Mam cały segregator pism w takich sprawach – mówi poseł Jagiełło. – Przyszło do mnie kiedyś małżeństwo. Ze łzami w oczach pokazywali mi na zdjęciach swój ogródek, który był najładniejszy ze wszystkich – mówi parlamentarzysta, dodając, że ci działkowcy stracili swój ogródek, bo raz czy dwa wystąpili przeciw stanowisku zarządu ogrodu. – Dzięki obecnemu prawu PZD ma bat na niepokornych – podsumowuje poseł. Zresztą, cóż złego by się stało, gdyby działkowiec zbył prawa do swojego ogródka położonego w pobliżu centrum miasta, a za uzyskane pieniądze nabył nowy ogródek – większy i położony w jakiejś cichej, podmiejskiej dzielnicy? A pewnie jeszcze coś by mu w portfelu zostało na nowe drzewka, altankę albo na jakikolwiek inny cel. Działkowcy to ludzie, co groszem nie śmierdzą. Większość z nich to emeryci i renciści.

Działkowiec równa się SLD-owiec?
Cała sprawa ma także kontekst polityczny. Wywodzący się z SLD prezydent Aleksander Kwaśniewski skutecznie zawetował ustawę uwłaszczeniową, przygotowaną 10 lat temu przez AWS. Prócz uwłaszczenia lokatorów mieszkań spółdzielczych, projekt zakładał także uwłaszczenie działkowiczów. Prezes PZD deklaruje, że jego organizacja była i jest apolityczna, ale na oficjalnej stronie internetowej SLD można znaleźć załącznik nr 2 do uchwały Zarządu Krajowego SLD z 23 czerwca 2006 r., który zawiera listę sygnatariuszy porozumienia wyborczego w wyborach do parlamentu w 2005 r. Wśród wyborczych sojuszników SLD wymieniony jest także Polski Związek Działkowców wraz z nazwiskiem jego prezesa Eugeniusza Kondrackiego. „Uprawiasz ogródek działkowy – jesteś zwolennikiem SLD” – skwitował to prof. Regulski.

Chlebowski mówi: „nie!”
Niedawno z pomysłem uwłaszczenia działkowców wystąpiła olsztyńska posłanka PO Lidia Staroń. Mówiło się, że nowe prawo miałoby przyznać działkowcom użytkowanie wieczyste ich działek, a nawet możliwość zbudowania na nich domów jednorodzinnych. Jak podała PAP, od propozycji tej zdystansował się jednak szef Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski. Dodał, że w wielu miastach ogrody znajdują się w rejonach ważnych strategicznie, a władze samorządowe planują często w tych miejscach inwestycje komunalne. Dlatego, jego zdaniem, takie uwłaszczenie nie wchodzi w rachubę. Tymczasem „Rzeczpospolita” podała informację, że stanowisko posłanki podziela Ministerstwo Środowiska. Michał Milewski z Wydziału Prasowego tegoż ministerstwa uchylił się o skomentowania tej publikacji. Powiedział, że ministerstwo z zasady nie opiniuje poselskich projektów ustaw. Podkreślił przy tym, że kwestie własnościowe nie leżą w kompetencjach Ministerstwa Środowiska. Wygląda więc na to, że wszystko zostanie po staremu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.