Matka Polka odpowiada

Przemysław Kucharczak

|

GN 14/2008

publikacja 10.05.2008 10:11

Masz dorastające dzieci? Być może Iza wie o nich więcej niż ty sam.

Matka Polka odpowiada Iza Paszkowska, nauczycielka z Gliwic, co miesiąc odpisuje na trzysta listów czytelników "Małego Gościa". Od dziś będzie też udzielać rad na temat wychowania w "Gościu" fot. Henryk Przondziono

A to dlatego, że Iza Paszkowska, nauczycielka języka polskiego z Gliwic, od dziesięciu lat odpowiada na mailowe pytania nastolatków za pośrednictwem „Małego Gościa”. Odpisuje na trzysta listów miesięcznie. Jeśli wśród młodych pojawia się jakieś nowe zjawisko, ona wie o nim pierwsza. Od dziś Iza będzie też odpowiadała na pytania dorosłych, dotyczące wychowania dzieci. Znajdziesz je na 59 stronie w „Gościu”.

Zbiorowe samobójstwo
– Wczoraj dostałam list, że grupa nastolatków przygotowuje zbiorowe samobójstwo. Właśnie interweniuję – mówi. – Wyobrażasz sobie? Ich rodzice żyją sobie spokojnie i nie mają pojęcia, co im pod bokiem planują ich dzieci. Dotąd spotykałam w listach myśli samobójcze pojedynczych dzieci, no i oczywiście cięcie – dodaje. – Cięcie? Czyli co, próby samobójcze? – dopytuję. – Wcale nie! Młode dziewczyny tną się w nadgarstkach żyletką, nożyczkami, drutem, cyrklem. Robią sobie szarpane rany, ale na tyle lekkie, że nie naruszają tętnicy. Patrzą, jak leci ich krew. I doznają chwilowej ulgi – tłumaczy. – To się staje coraz popularniejsze wśród nastolatek. Rodzice nie mają o tym pojęcia. Trochę podobnie jak przed kilkunastu laty, kiedy ówczesne pokolenie młodzieży mocno wchodziło w narkotyki, do dorosłych to też długo nie docierało – mówi. – Ale po się tną? – wciąż nie rozumiem. – Te dziewczyny siebie karzą. To są dzieci, których nikt nigdy nie ukarał. Nastolatek nieraz czuje się winny całego zła na świecie... Nie radzi sobie z emocjami. I karze się w ten konkretny sposób. Cięcie to jest konkret – wyjaśnia.

Blizny po cięciach
Iza opowiada, jak nastolatki maskują blizny po cięciu: chodzą w długich rękawach, zakładają bransoletki, migają się od ćwiczeń na wuefie, gdzie musiałyby wystąpić w krótkich rękawkach. – Wśród uczennic roznosi się wieść, że „ona się tnie”. I tak w naszych szkołach rozprzestrzenia się dzisiaj moda na cięcie – tłumaczy Iza. – To problem społeczeństwa, które żyje w dostatku. Dopóki ludzie walczą, żeby zdobyć coś do jedzenia i ubrania, na podobne pomysły nikt nie wpada – mówi. Dziewczynom, które zwierzają się w mailach z cięcia, Iza zadaje pytanie: „Co w przyszłości powiesz swojemu dziecku na temat tych blizn?”. – To są bardzo dbające o siebie dziewczyny. Latem wyjeżdżają na wakacje za granicę. Pytam, jak się będą z tym czuły na plaży. I udowadniam bezsens cięcia: „Tobie to nic nie daje, że sobie dajesz karę”. Podsuwam inne sposoby wyrzucenia tych emocji, z którymi młodzi sobie nie radzą: wskocz na rower, przebiegnij sprintem swoją uliczkę, skop łopatą cały ogródek. I sposób, który bardzo dobrze znają kobiety: wysprzątaj całe mieszkanie. Sama wiem najlepiej, jak to działa – śmieje się Iza. – Mężczyźni przed laty wyrzucali z siebie emocje, kiedy szli rąbać drewno. A moim własnym dzieciom mówiłam kiedyś półżartem: „Kto jest dzisiaj zły? No to idź trzepać dywan!” – dodaje.

Dzieci Iza i Marian Paszkowscy mają czworo. Żeby je wychować, Iza przez dziewięć lat nie pracowała zawodowo. Dzisiaj jej najstarszy Bartek już prowadzi własną firmę, Małgosia jest nauczycielką, Hania inżynierem, a najmłodsza Jadzia studiuję chemię. – Tylko nas nie opisz jak jakąś cukierkową rodzinę z reklamy! Jak wszyscy, zmagamy się ze sobą i ze swoimi charakterami. Mam świadomość własnych błędów i porażek. Bywałam dla moich dzieci zbyt łagodna, brakowało mi nieraz konsekwencji. Czasem właśnie z tego powodu mogę komuś doradzić, że nie tędy droga. Ale może z powodu problemów znam życie – zastanawia się. Może też dlatego młodzi zasypują ją pytaniami. Codziennie odpisuje na około dziesięć listów. Kładzie nogi na stół, a laptop na kolana. Odpisuje aż do zaśnięcia około północy, siedząc wśród domowników. Umie pracować w tym rozgardiaszu, a nawet go lubi.

Gratuluję rodziców
Przeglądamy maile, które dostaje Iza. Onieśmielony gimnazjalista „Zauroczony” pyta, jak zaprosić do kina koleżankę z klasy, która bardzo mu się podoba. Iza traktuje go poważnie i podsuwa kilka rad. Nastolatki pytają o chłopaków. Iza radzi im, jak dać chłopcu sygnał o swoim zainteresowaniu. Albo jak „przypadkowo” nawiązać z nim rozmowę. Ale nieraz też stanowczo odradza dziewczynie „chodzenie” z chłopakiem, który na przykład pije i czasem nie okazuje jej szacunku. Każde z tych pytań jest dla młodzieży tak ważne, jakby świat miał się zawalić, jeśli natychmiast ktoś im nie pomoże.

Bardzo częste są pytania o problemy z rodzicami. – Mam zasadę, że nigdy nie stanę przeciwko rodzicom. No chyba, że w przypadku jakieś skrajnej patologii, gdyby trzeba było interwencji. Ale czasem dziecko pyta, co zrobić, żeby mama mnie puściła na jakąś późno odbywającą się imprezę. Albo skarży się na brak swobody, na konieczność opowiadania się w domu, gdzie wychodzi i o której wróci. Ja wtedy zawsze zaczynam list od pogratulowania dziecku takich rodziców... – uśmiecha się Iza. – Dzieci z takich rodzin się nie tną. Piszę im więc między innymi, że są dzieci, które bardzo chciałyby mieć rodziców, którzy się nimi tak interesują – mówi.

Młodzi mają też problemy, które dotąd się nie zdarzały. Jakieś dziecko pyta, co ma zrobić z mamą, która nie ma dla niego czasu, bo ciągle siedzi w Internecie. – Ja jestem matka Polka, więc mnie zaskoczyło, że coraz więcej dzieci pisze o swoim złym kontakcie z mamą, a dobrym z tatą. Przy rozwodzie dzieci wybierają tatę. Jedna dziewczyna, którą przyznano matce, pisała, że chce jednak do taty, zwłaszcza że ciężko jej było wytrzymać z kolejnym, czwartym już „panem” swojej mamy. Doradziłam, żeby szczerze o tym z mamą porozmawiała. To pomogło. Dzisiaj dziewczyna mieszka z ojcem i całą rodziną swojej babci.

Ratunku, będę mamą
Już cztery razy się zdarzyło, że to Iza jako pierwsza dowiadywała się, że gimnazjalistce „spóźnia się miesiączka”. Dziewczyny czują wtedy dziecięcy strach przed rodzicami. Iza zawsze uspokaja je i zachęca do jak najszybszej rozmowy z mamą. – Ewentualnie mogę ostrzec przed pierwszą reakcją mamy. Ale mama to wytrzyma, bo matki od wieków takie sytuacje wytrzymują. Potem zawsze dostawałam list o wielkiej uldze, którą dziewczynie przyniosła rozmowa z mamą – mówi.

Według Izy, w młodym pokoleniu w ogóle nie istnieje myśl o aborcji. – To wielki postęp w porównaniu z poglądami mojego pokolenia. I jeszcze bardziej pokolenia jeszcze starszego, powojennego, kiedy kobiety często uważały aborcję za coś normalnego – mówi. – Uczyłam później te gimnazjalistki w ciąży, jak pokochać ich dzieci. Pisałam, że dostały ogromne zadanie i że dziecko czeka na ich miłość. Jedna z dziewczyn odpisała mi, że ten list pomógł jej spojrzeć na jej ciążę od strony, której nie znała. Później kontakt się urywa, bo tym dziewczynom życie się ogromnie zmienia i przestają mieć czas na korespondencję – dodaje.

Złośliwa, a wartościowa
Kiedyś do Izy dotarł list podpisany przez całą grupę dziewczynek. Napisały, że mają w klasie koleżankę, która jest nowa, inna i niewierząca. Że jej nie chcą ani uczennice, ani nauczyciele. Że jest złośliwa i nimi gardzi. – Odpisałam, żeby spróbowały z nią zawrzeć jakiś układ typu: my nie będziemy się ciebie cze-piać, a ty nas obrażać. I następnego dnia dostaję list właśnie od tej dziewczyny. Nazwijmy ją Magda. Na-pisała: jakim prawem pani się wtrąca, co panią obchodzi, co te wariatki o mnie piszą. Złośliwie zaczepiała w liście o sprawy wiary. Ale ja obelgi przyjmuję zawsze bardzo spokojnie, nie obrażam się – śmieje się Iza. – Stopniowo nawiązała się między nami znajomość. Okazało się, że Magda ma ciężką sytuację rodzinną. Jest ogromnie uzdolniona plastycznie. Nie wszyscy ją traktują dobrze. Katechetka docinała jej w różnych sytuacjach, że jest niewierząca.

A mnie chciało się płakać, jak Magda pisała, że w czasie rekolekcji szkolnych siedziała na murku i podsłuchiwała kazanie. I bardzo jej się to kazanie podobało. Podejrzewam, że rówieśnicy Magdy w tym czasie szaleli w kościele i niewiele z tego kazania pamiętają... – mówi. – Magda pisze piękne listy. Jest bardzo wartościową osobą, uważam ją za moje słoneczko. Z kilkoma mądrymi gimnazjalistkami i licealistkami tak się zaprzyjaźniłam, że zdarza mi się teraz je za-pytać, co odpowiedziałyby na jakieś trudne pytanie z punktu widzenia nastolatki – mówi. Teraz Iza Paszkowska będzie odpowiadała także dorosłym. To mają być pytania o wychowaniu. Mówi, że trochę się boi. – Ale od 30 lat bezustannie pracuję z dziećmi i młodzieżą, w domu, szkole, na parafialnych obozach w górach. Mam świadomość wszystkich moich wad i braków, ale przynajmniej znam dzieci i młodzież – mówi

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.