Jeden z dziesięciu

Marcin Jakimowicz

Trzeba przyznać, że Mesjasz miał słabiutkie statystyki. Nie miałby się czym wykazać na zebraniach księży dziekanów, czy wielkich konferencjach ewangelizacyjnych.

Jeden z dziesięciu

Na dziesięciu uzdrowionych z trądu zaledwie jeden wrócił, by oddać chwałę Bogu. „Gdzie jest dziewięciu pozostałych?” – pytał zaskoczony.
Słabo. Jeszcze gorzej wyglądało to w kulminacyjnym punkcie dramatu, gdy umierał rozpięty miedzy niebem z ziemią, a natura reagowała na Jego śmierć ciemnością i trzęsieniem ziemi. Próżno szukał pod krzyżem dwunastu, których wybrał po całonocnej modlitwie i którym zaufał. Próżno wypatrywał tego, na którym – jak obiecał – zbuduje swój Kościół i któremu kilkanaście godzin wcześniej szeptał: „Szatan chce was przesiać, widziałem. Piotrze, utwierdzaj swoich braci”.
To uwalniające. Ile osób zostanie w Kościele po waszych kursach, ewangelizacjach? – słyszę czasem ironiczne. „Nie mam pojęcia” – odpowiadam i zerkam na mesjańskie statystyki.
On patrzy inaczej niż my. Pozostawia 99 owiec, by biec za jedną zagubioną. Tęsknimy za świątyniami pękającymi w szwach. A jak Jezus reagował widząc tłum? Tak jak pewien proboszcz radośnie zacierający ręce „Ale mi przyszli!”? Nie! „Litował się nad nimi, bo byli jak owce nie mające pasterza”.
On nie patrzy na wykresy i tabelki. Dla niego liczy się jeden człowiek. Ty.