Kasty na emeryturach

Tomasz Rożek

|

GN 46/2010

publikacja 21.11.2010 21:41

Chyba mamy za dużo pieniędzy, skoro stać nas na dopłacanie tak dużych kwot do emerytur uprzywilejowanych grup. Dzisiaj cały system przypomina społeczeństwo kastowe, w którym jedni pracują na innych. Tymczasem każdy powinien pracować na siebie.

Kasty na emeryturach istockphoto

Kilka tygodni temu sędziowie Trybunału Konstytucyjnego uznali za niezgodne z prawem opłacanie wszystkim rolnikom składek zdrowotnych niezależnie od osiąganych przez nich dochodów. W ferworze walki minister rolnictwa Marek Sawicki (PSL) stwierdził, że składki zdrowotne powinni też płacić mundurowi i studenci. Mundurowi składki zdrowotne płacą, a studenci nie pracują, więc nie mają z czego ich odciągać. Nie chodzi o studentów, mundurowych czy jakąkolwiek grupę społeczną. Chodzi o to, że politycy mają 15 miesięcy na zmianę prawa. I cokolwiek by zrobili, muszą wprowadzić system, w którym będą liczone do-chody rolników. Dzisiaj o dochodach 2,4 mln Polaków nie wiadomo nic, bo rolnicy nie płacą podatku do-chodowego, tylko podatek rolny, który jest obliczany od ilości tzw. hektarów przeliczeniowych. Tyle tylko, że nie zawsze ten, kto ma duże pole, ma też gruby portfel.

Gdy emocje opadły, minister Sawicki zaproponował, by za hektar rolnik płacił miesięcznie 1 zł składki zdrowotnej. Słownie: jeden złoty. A to znaczy, że przeważająca część rolników płaciłaby poniżej 15 zł składki zdrowotnej miesięcznie (na 2,4 mln rolników 2,2 mln, a więc ponad 90 proc., ma gospodarstwa mniejsze niż 15-hektarowe). Dla porównania, każdy przedsiębiorca miesięcznie płaci ponad 233 zł składki zdrowotnej. Pracujący na umowę o pracę płaci ok. 9 proc. swojego dochodu na ubezpieczenie zdrowotne, co dla kogoś, kto zarabia 3500 zł brutto, wynosi ponad 270 zł. Łatwo zauważyć te ogromne dysproporcje.

Krótka kołdra
Weryfikacja rolniczych dochodów to problem polityczny. Mogłoby się bowiem okazać, że część rolników to osoby bogate i nie zasługują, by budżet państwa dotował ich życie. Mowa o składkach na ubezpieczenie zdrowotne, których rolnicy nie płacą wcale (a przecież chorują i miewają wypadki, pewnie nawet częściej niż np. pracownicy biurowi), i dopłatach do ubezpieczeń emerytalnych. Rolnicy płacą wielokrotnie niższą składkę emerytalną i rentową niż przedsiębiorcy czy osoby pracujące na podstawie umowy o pracę. Jej wysokość jest uzależniona od powierzchni posiadanych gruntów. Ci, którzy mają od 1 do 50 ha, płacą 71 zł miesięcznie; posiadacze od 50 do 100 ha – 156 zł. Dla osób posiadających od 100 do 150 ha jest to 241 zł, a posiadacze od 150 do 300 ha płacą 325 zł miesięcznie. Przeważająca część rolników ma mniej niż 50 ha, a więc płaci 71 zł miesięcznie. Dla porównania przedsiębiorcy odkładają minimum 481 zł, a pracownik zarabiający 3500 zł wpłaca do systemu miesięcznie ponad 557 zł, z czego 395 zł pochodzi z jego pensji, a 162 zł płaci pracodawca. Rolnicy mówią, że co prawda płacą mało, ale średnia emerytura rolnicza jest znacznie mniejsza niż emerytura ZUS-owska. To prawda, ale te różnice nie są aż tak wyraźne jak różnice w składkach emerytalnych. Emerytura rolnika jest finansowana z jego własnych składek w ok. 8 proc. Emerytura kogoś, kto płacił składki do ZUS, jest finansowana ze składek w 70 proc. Brakujące 30 proc. dla „ZUS-owców” i brakujące 92 proc. w przypadku rolników pochodzi z dotacji budżetu. W sumie na opłacenie składek zdrowotnych rolników budżet państwa przeznacza 1,87 mld zł. Na konta KRUS (a więc renty i emerytury rolnicze) trafia rocznie z budżetu 15,5 mld zł. Do ZUS-u trzeba w tym roku dopłacić 38 mld zł.

Za mundurem kasa sznurem
Dopłaty do ZUS-owskich emerytur pochodzą z budżetu państwa, który ma pieniądze z podatków. Płacimy więc składki, a to, czego brakuje, pokrywane jest z podatków. Wszyscy, którzy je płacą, dorzucają się do wspólnej kasy. Ale nie wszyscy tyle samo z niej wyciągają. Aż 21 mld zł z budżetu (poza dotacją do ZUS-u) przeznaczanych jest na emerytury dla sędziów i prokuratorów, żołnierzy, służb mundurowych (np. policjantów czy strażników więziennych) i górników. Ci ostatni – jako grupa zawodowa – są największymi beneficjentami, poza rolnikami, pieniędzy budżetowych. W 2010 r. budżet państwa wyda na emerytury górnicze 8 mld zł. Na emerytury rolnicze 15,5 mld zł. Choć w liczbach bezwzględnych na rolnicze emerytury idzie najwięcej, w przeliczeniu na głowę najhojniej wynagradzani są sędziowie i prokuratorzy. Ich średnia emerytura wynosi 6,5 tys. zł. Te pieniądze nie są efektem odkładania wysokich kwot w ciągu życia zawodowego. Sędziowie, prokuratorzy, służby mundurowe i żołnierze w ogóle nie odprowadzają składek emerytalnych. Ich uposażenia po przejściu na emeryturę pochodzą z budżetów odpowiednich ministerstw – Ministerstwa Sprawiedliwości (sędziowie i prokuratorzy), Ministerstwa Obrony (żołnierze) czy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (np. policjanci). To ostatnie ministerstwo w 2010 r. na emerytury przeznaczy 6 mld zł. Średnia emerytura żołnierza czy policjanta wynosi – odpowiednio – 2,7 i 2,9 tys. zł. Czy to dużo? To tysiąc złotych więcej niż średnia emerytura z ZUS i dwa tysiące więcej niż średnia emerytura rolnicza.

Za dużo, bo za krótko
Dodatkowo ogromnym obciążeniem dla budżetu jest to, że emerytury dla grup uprzywilejowanych wypłacane są dużo dłużej niż ZUS-owskie, bo wojskowi i policjanci mogą przejść na emeryturę już po 15 latach służby bez względu na wiek. Policjant może być więc emerytem w wieku 36–37 lat. Ostatnio związki zawodowe policjantów zgłosiły chęć rozmowy (?!?) z rządem na temat wydłużenia okresu pracy.
Sędziowie i prokuratorzy na swój wniosek mogą przechodzić na emeryturę o 5 lat wcześniej niż normalnie, a więc kobiety w wieku 55 lat, a mężczyźni 60 lat. Podobnie rolnicy. Z kolei górnicy muszą przepracować pod ziemią minimum 25 lat. Gdy idą do pracy zaraz po szkole, mogą zostać emerytami w wieku 44–45 lat. Najwięcej kosztuje budżet, a więc podatników, emerytura sędziego, najmniej rolnika. To po przeliczeniu na głowę. W wartościach bezwzględnych najwięcej dopłacamy do emerytur rolniczych (bo rolnicy są dużą grupą zawodową). Statystycznie każdy pracujący i płacący składki emerytalne dopłaca do emerytur uprzywilejowanych tysiąc złotych rocznie. Dotacja z budżetu państwa do emerytur rolników, mundurowych, górników i sędziów wynosi mniej więcej tyle, ile wynosi dziura budżetowa. Werdykt Trybunału Konstytucyjnego dotyczący składek zdrowotnych rolników wyciągnął cegiełkę z gmachu „nieuzasadnionych przywilejów”, który – dla dobra każdego z nas – już dawno powinien się zawalić. Problemem nie jest KRUS, problemem jest cały system. Być może Polska będzie pierwszym krajem, w którym reformy zostaną zapoczątkowane nie przez polityków, tylko przez sędziów. Wbrew politykom.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.