Mam nadzieję, że rozpadu nie będzie

rozmowa z prof. Elżbietą Chojną-Duch

|

GN 21/2010

publikacja 27.05.2010 12:06

O lekarstwie na kryzys strefy euro z prof. Elżbietą Chojną-Duch, członkiem Rady Polityki Pieniężnej, rozmawia Przemysław Puch.

Mam nadzieję, że rozpadu nie będzie PAP/Tomasz Gzell

Przemysław Puch: Strefa euro przeżywa kryzys?
Elżbieta Chojna-Duch: – Zdecydowanie tak. Teraz ma miejsce rozpaczliwa próba szukania rozwiązań prawnych, ekonomicznych i politycznych w związku z osłabieniem euro, które jest zagrożeniem dla jego stabilności.

Czy, Pani zdaniem, obecne trudności mają charakter incydentalny, czy też wynikają z błędnych założeń podjętych już podczas projektowania strefy wspólnej waluty?
– Założenia były słuszne. Jeśli chodzi o sferę ustanawiania prawa, nie można mieć zastrzeżeń. Natomiast praktyka niestety całkowicie zawiodła. Mści się brak nadzoru, spolegliwa i niekonsekwentna polityka Komisji Europejskiej, jeśli chodzi o nadzór nad gospodarką budżetową poszczególnych państw. Problemem jest także nadmierne zaufanie. Zbyt pobłażliwe potraktowano wiele krajów, wobec których należało mieć wątpliwości, czy sprostają wymaganiom. Płacimy dzisiaj także za tolerowanie przez Komisję Europejską partykularnych tendencji do nadużywania uprawnień przez rządy poszczególnych państw, skutkujące życiem ponad stan.

Istnieją mechanizmy, które miały temu zapobiec.
– Te mechanizmy znajdują się zarówno w traktacie z Maastricht, jak i Pakcie Stabilności i Rozwoju. Problem w tym, że nie są stosowane.

Dlaczego?
Bo obowiązują niewłaściwe procedury. Do regulacji prawnych wmontowana jest bowiem polityka. Skutkiem tego wykluczenie i sankcje wobec państwa wymagają jednogłośnej zgody wszystkich krajów wchodzących w skład strefy euro. Więc sankcje te nie są nakładane. A skoro ich nie ma, to niektóre rządy uznają, że możliwe jest rozluźnienie polityki fiskalnej i zadłużają swoje państwa, licząc, że dług, jeżeli nie w ich kraju, to w całej strefie euro jakoś zniknie. Zamiast zaciskania pasa jedną z możliwości, która jest wykorzystywana nadmiernie, stało się rolowanie długu, czyli przerzucanie go w czasie. Teraz dochodzi drugi element. Unia przerzuca dług zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Utworzenie planu ratunkowego w wysokości 750 mld euro żadnego problemu nie rozwiązuje. Nadal trwa „zabawa”, która miała miejsce w Grecji od lat, a „catering” dostarczały zachodnie instytucje finansowe: niemieckie, francuskie czy szwajcarskie.


Czy to, co się dzieje, nie podważa w ogóle sensu istnienia strefy euro?
– Przy stabilnej gospodarce strefa wspólnej waluty jest niezwykle korzystna. Niestety, ta stabilność okazuje się złudzeniem. Przeżywamy właśnie kryzys zadłużenia. Jeżeli strefa euro go przetrwa, być może wyjdzie z niego wzmocniona i potwierdzi rację swojego istnienia. Jeśli nie – z pewnością będzie podejmowała bardziej radykalne kroki, jak chociażby wyłączenia poszczególnych krajów. Zacznie się od Grecji, a następnie dotyczyć będzie innych peryferyjnych państw stwarzających problemy.

A potem?
– Mam nadzieję, że rozpad strefy euro nie okaże się nieunikniony. Już dzisiaj ekonomiści europejscy zastanawiają się, czy formuła „too big to fail” (za duży, by upaść) nie powinna być zastąpiona zasadą „too big to save” (za duży, by go ratować). Na tej tymczasowości grają spekulanci, obstawiając tzw. krótkie pozycje na osłabienie euro. Strefa euro dzieli się w zasadzie na dwa organizmy: państw mających bardzo poważne problemy i takich, które mają problemy tylko poważne. Ci ostatni nie będą chcieli w dłuższej perspektywie finansować swoich zbyt rozrzutnych krewnych. Prowadzi to bowiem do redukowania własnych wydatków budżetowych, co z kolei skutkuje obniżeniem poziomu życia społeczeństwa. To zaś może skończyć się osłabieniem wzrostu gospodarczego i eskalacją bezrobocia. Być może rzeczywiście czeka nas okrojona strefa euro, z dużą ilością państw stowarzyszonych, satelickich, pozostających na jej obrzeżach. Mam nadzieję jednak, że do tego nie dojdzie.

Czyli w sumie dobrze, że nie należymy jeszcze do obszaru wspólnej waluty?
– Dzisiaj okazuje się, że tak. Lepiej, że będziemy do niego dążyć, gdy stanie się ona – jak powiedział minister Jacek Rostowski – „odmalowana i błyszcząca”, niż dzisiaj, gdy znajduje się w głębokiej zapaści. Jeśli strefa euro się nie rozpadnie, służyć to będzie polskiej gospodarce.

Kiedy powinniśmy do niej przystąpić?
Moim zdaniem, rok 2014 nie jest realny. Kolejne daty powinny być określane w wyniku głębokiej analizy procesów konsolidacji polityki fiskalnej i restrukturyzacji zadłużenia krajów strefy wspólnej waluty.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.