Niepewne dywidendy

Tomasz Rożek

|

GN 33/2009

publikacja 17.08.2009 13:32

Na drastyczne zwiększenie wpływów do budżetu nie ma szans. Rząd miał trzy pomysły. Właśnie jesteśmy świadkami agonii ostatniego z nich.

Niepewne dywidendy Sławomir Skrzypek, prezes Narodowego Banku Polskiego, jest przeciwny finansowemu drenażowi spółek publicznych fot. PAP/Tomasz Gzell

Pierwszy pomysł to podniesienie podatków. Pisaliśmy o tym w „Gościu” wiele razy. Rząd „puścił temat w eter”, ale jak się okazało, że notowania PO szybko zaczęły spadać, a prezydent i tak zwiększenia obciążeń podatkowych by nie podpisał, rząd z pomysłu zrezygnował. Ostatnio premier Tusk obiecał, że podatków na pewno nie podniesie.

Drugim sposobem była prywatyzacja. Minister Skarbu Państwa Aleksander Grad sprawia wrażenie, że chce prywatyzować wszystko. W praktyce nie prywatyzuje prawie niczego. Dlaczego? Jednym z powodów znowu mogą być sondaże. Ekipa Donalda Tuska boi się, że prywatyzowanie w czasach kryzysu spotka się z krytyką opozycji. Te same zakłady w czasach koniunktury można by sprzedać znacznie drożej. A w Polsce argument „wyprzedawania majątku narodowego za bezcen” ma dużą siłę rażenia. Efekt? Prywatyzacja wisi na włosku, bo w samym rządzie nie ma zgody, co i kiedy prywatyzować.

No i trzeci pomysł. Część spółek, w których Skarb Państwa ma swoje udziały, osiągnęło całkiem pokaźne zyski. Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy może zadecydować, że część tych zysków zostanie wypłaconych swoim właścicielom (a więc i Skarbowi Państwa) w formie dywidendy. Rząd liczył, że w ten sposób zarobi prawie 8 mld złotych. Tak się jednak nie stanie. Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy PZU właśnie zadecydowało, że zeszłoroczne zyski przekaże nie na dywidendę, tylko na tzw. kapitał zapasowy spółki. Największy polski ubezpieczyciel miał do kasy państwa wpłacić ponad 6 mld złotych. Nie wpłaci nic. Poprzednio akcjonariusze banku PKO BP zdecydowali, że na dywidendy przeznaczą tylko niewielką część swojego zysku. Pozostałą kwotą postanowili wzmocnić spółkę. Rząd dostał 0,5 mld złotych, a chciał dostać 1,5 mld. Dotychczas rząd z dywidend zarobił mniej niż 3 mld złotych. To kropla w morzu.

Drenaż czy racjonalny pobór?
Sam pomysł pobierania przez rząd dywidend od spółek, których jest właścicielem, to nic nowego. W budżecie co roku jest pozycja, która tego typu dochody zawiera. Tym razem sprawa została postawiona nieco inaczej niż wcześniej. W poprzednich latach o sprawie publicznie nie dyskutowano. W tym roku w dyskusję zaangażowała się opozycja i koalicja, ministrowie i ekonomiści. Zupełnie inna jest też skala żądań. Od 2000 do 2008 roku przychody Skarbu Państwa z tytułu dywidend wyniosły 13 mld złotych. Teraz w ciągu jednego roku rząd chciał ściągnąć 8 mld złotych. Już teraz wiadomo, że to się nie uda.
Rząd w osobie ministra finansów Jacka Rostowskiego twierdzi, że spółki mają obowiązek oddawania swoich zysków Skarbowi Państwa w takich proporcjach, w jakich rząd jest ich właścicielem.

Takie postawienie sprawy opozycja nazwała „drenażem spółek”, który jest tym bardziej niebezpieczny, że ma miejsce w czasie kryzysu. Także część ekonomistów argumentowała, że spółki, które były w stanie w niespokojnych czasach wypracować zysk, powinny go inwestować albo przeznaczyć na zwiększenie swojego bezpieczeństwa, a nie oddawać właścicielom. Odpowiadając na ten zarzut, minister Aleksander Grad powiedział, że pobór dywidend będzie „rozumny i racjonalny” oraz że „nie naruszy fundamentów tych firm”. Zgody co do skali „racjonalnego poboru” dywidend nie ma jednak nawet w samym rządzie. Tak jak Jacek Rostowski (minister finansów) chce jak najwięcej z dywidend wycisnąć, tak Aleksander Grad (minister Skarbu Państwa) – jak się wydaje – dba także o kondycję poszczególnych firm. Te różnice w podejściu szczególnie wyraźnie było widać w czasie sporu o dywidendy w banku PKO BP.

– Nie ukrywam, że jesteśmy tu z ministrem Rostowskim w pewnej rozbieżności, jeśli chodzi o to, w jaki sposób podejść do dywidendy w PKO BP. (...) Ja jestem zwolennikiem, by uruchamiać procedurę dokapitalizowania, a następnie uruchamiać procedurę wypłaty dywidendy – mówił kilka tygodni temu Grad. Rostowski chciał, by na dywidendy poszedł cały zysk, jaki bank wypracował w 2008 roku. Przy okazji PKO wyszło na jaw, że w rządzie w ogóle panuje spór na temat dywidend. Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak stwierdził, że o dywidendach w rządzie powinno się więcej dyskutować.
W skrócie, dywidendy i prywatyzacja to ostatnie dwie deski ratunku dla naszego budżetu. W sprawie dywidend nie potrafią się dogadać ministrowie skarbu państwa, gospodarki i finansów, a w sprawie prywatyzacji minister skarbu państwa wydaje się mieć całkiem inne pomysły niż reszta gabinetu Tuska.

Czy to rzeczywiście zysk?
Sprawa dywidend jest rzeczywiście skomplikowana. Każdy z ministrów ma trochę inne na to spojrzenie, bo każdy za co innego odpowiada. Trudno będzie się dogadać ministerstwu finansów, którego zadaniem jest znalezienie pieniędzy, i ministerstwu skarbu państwa, które jest formalnym właścicielem spółek państwowych. Ten ostatni resort musi dbać o to, by spółki miały się dobrze, by dużo inwestowały i by zwiększały swoje bezpieczeństwo. Ale to z kolei oznacza, że o dywidendzie minister finansów może zapomnieć. Ale nie tylko o interesy czy kompetencje poszczególnych ministrów gra się toczy. Nie do końca wiadomo, czy odbieranie (drenowanie) zysków spółkom dla budżetu jest opłacalne. Skarb Państwa posiada około połowy (51,24 proc) akcji PKO BP. Jak poinformował bank, w 2008 roku jego zysk wyniósł prawie 3 mld złotych (dokładnie 2,88 mld).

Do budżetu państwa trafiłoby więc około 1,5 mld złotych. Z analiz ministerstwa gospodarki wynika jednak, że zostawienie tych pieniędzy w banku umożliwia mu udzielenie kredytów w łącznej wysokości około 30 mld złotych. Jeżeli takie pieniądze „wpłyną” na rynek, do budżetu państwa trafi więcej pieniędzy z podatków niż wspomniane już 1,5 mld złotych z dywidendy.

Ostatecznie akcjonariusze PKO BP zdecydowali, że tylko część zysku, jaki bank w 2008 roku wypracował, trafi do właścicieli. Za resztę zostanie podniesiony tzw. kapitał zakładowy banku. Czy to kompromis pomiędzy tymi, którzy chcieli wypłaty dywidendy i tymi, którzy chcieli podnieść wartość firmy? Niekoniecznie. Decyzję Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy do sądu zaskarżyło Stowarzyszenie „Przyjazny Rynek”. W pozwie zaznaczono, że wypłata dywidendy była niekorzystna dla banku i już obniżyła jego wiarygodność.

Rząd za postawę wobec PKO BP skrytykował prezes Narodowego Banku Polskiego Sławomir Skrzypek. Stwierdził on, że nacisk w sprawie wypłacania sobie należnej części zysków sprowadzi „dodatkowe ryzyka i niepewności” nie tylko na jeden bank, ale na cały system bankowy. Narodowy Bank Polski także opiera się przed przelaniem swoich zysków do budżetu państwa. Tutaj nie chodzi jednak o dywidendy, bo NBP w całości jest państwowy.

Minister Rostowski liczy, że z tego tytułu dostanie nawet 10 mld złotych. Prezes Skrzypek najpierw twierdził, że bilans na koniec roku wyjdzie na zero (a więc nie będzie zysków), później, że nawet jeżeli jakieś będą, chce je „zainwestować” w bank. Teraz deklaruje, że z dyskusją trzeba poczekać jeszcze kilka miesięcy, bo zysk NBP zależy od zmienności kursów walut. Czy więc zysk będzie, czy nie, okaże się dopiero 31 grudnia 2009 roku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.