Kłopoty z euro

Tomasz Rożek

|

GN 10/2009

publikacja 08.03.2009 12:30

Grecja dostała się do strefy euro, bo oszukiwała. Wielka Brytania wyleciała z mechanizmu ERM po ataku spekulacyjnym na funta przeprowadzonym przez George’a Sorosa. Jaka będzie polska droga do euro?

Kłopoty z euro fot. FLICKR/ ZAKWITNIJ, STOCK.XCHNG/ORLANDOM, FOTOMONTAZ STUDIO GN

W zależności od partyjnych kolorów politycy twierdzą, że euro jest zbawieniem albo gwoździem do narodowej trumny. – Chcemy podjąć starania o wejście do strefy euro, które mogą zakończyć się sukcesem pod koniec roku 2012 – powiedział premier Tusk. Prezydent twierdzi z kolei, że najwcześniej powinniśmy się tam znaleźć w 2016 roku.

Prewencyjny deficyt
A co mówią ekonomiści? Zdecydowana większość twierdzi, że sytuacja gospodarcza Polski byłaby lepsza, a przynajmniej spokojniejsza, gdybyśmy – tak jak Słowacy – w portfelach mieli euro. Euro związałoby nas z dużym organizmem gospodarczym, a to utrudniłoby, albo wręcz uniemożliwiło, huśtanie naszą walutą. To właśnie strach przed zmianami kursów walut był przyczyną popularności tzw. opcji walutowych. Dzisiaj z powodu tych instrumentów wiele przedsiębiorstw stoi na skraju bankructwa. Tylko czy wcześniejsze wstąpienie Polski do strefy euro było możliwe?

– Absolutnie nie – powiedziała „Gościowi” prof. Zyta Gilowska, minister finansów oraz wicepremier w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. – Dyskusja na temat euro jest chaotyczna, a część faktów jest częściowo zafałszowywana. Do strefy euro nie mogliśmy wcześniej wejść, bo byliśmy objęci tzw. procedurą nadmiernego deficytu. Całkowicie prewencyjnie – dodaje prof. Gilowska. Co to oznacza? Zgodnie z traktatem z Maastricht, deficyt budżetowy krajów wchodzących w skład Unii nie może przekroczyć 3 proc. PKB. Jeżeli przekroczy, to Komisja Europejska uruchamia wspomnianą procedurę nadmiernego deficytu.

Chcąc wymóc zmniejszanie deficytu, może na przykład zredukować wysokość unijnych funduszy strukturalnych. Polska mechanizmem nadmiernego deficytu była prewencyjnie objęta od lipca 2004 roku. – My bardzo szybko spełniliśmy wymagania traktatu z Maastricht, ale procedury nadmiernego deficytu Komisja zdjąć nie chciała. Zrobiła to dopiero w lipcu 2008 roku – tłumaczy prof. Gilowska. Co ma wspólnego wspomniana procedura z wchodzeniem do strefy euro? – Kraj, który objęty jest mechanizmem nadmiernego deficytu, nie może ubiegać się o wejście do strefy euro. I to nie podlegało dyskusji, bo to zalecenia zapisane w traktacie z Maastricht – mówi prof. Zyta Gilowska.

A może teraz?
Zdaniem byłej wicepremier i minister finansów, Polska, choć w przeszłości spełniała warunki ekonomiczne, nie mogła się o euro ubiegać. A teraz? Czy to dobry pomysł, by w czasach kryzysu zmieniać walutę? Czy w ogóle spełniamy szereg warunków? – Z tymi warunkami to jest tak, że dzisiaj niewiele krajów, które już są w strefie euro, je spełnia – mówi prof. Zyta Gilowska. – A Polska? – pytam. – Możemy wejść do strefy euro, ale z coraz większym trudem. Kłopoty sprawia nam zwłaszcza utrzymanie w ryzach złotego – dodaje.

Zanim będziemy mogli płacić w euro, przez 2 lata musimy utrzymywać naszą walutę na bardzo stabilnym poziomie. Wahania jej wartości w stosunku do euro nie mogą przekroczyć 15 proc. W innym wypadku NBP musi interweniować na rynku i bronić złotówki, a to oznacza spore wydatki z rezerw. – Może się tak skończyć, że obrona złotego się nie uda. A wtedy zostaniemy i bez rezerw walutowych, i bez euro – ostrzegał niedawno prezydent. Czy taki scenariusz jest w ogóle możliwy? Tak, podobna sytuacja już raz w historii miała miejsce. W połowie września 1992 roku miał miejsce jeden z największych ataków spekulacyjnych w historii. Należący do George’a Sorosa fundusz Quantum zaczął spekulować brytyjskim funtem. Ten znajdował się właśnie w korytarzu ERM. Nie wchodząc w szczegóły, najbardziej dramatycznym dniem był 16 września 1992 roku. Bank Anglii z powodu tracącej z godziny na godzinę wartości funta postanowił gwałtownie podnieść stopy procentowe o 2 punkty. Po południu podniósł o kolejne trzy. Nic to nie dało. Funt wyleciał z ERM, a straty brytyjskiego ministerstwa skarbu oszacowano na 3,5 mld funtów. Kosztowna interwencja nic nie dała. Funt musiał zostać zdewaluowany i pożegnał się z ERM, a Soros zarobił ponad miliard dolarów w kilkanaście godzin.

– Wstąpienie dzisiaj do strefy euro jest możliwe, ale bardzo ryzykowne. To ryzyko jest większe niż zyski, jakich możemy się z tego powodu spodziewać – powiedziała „Gościowi” prof. Zyta Gilowska. To ryzyko być może byłoby mniejsze, gdyby Komisja Europejska zmieniała nieco warunki wstępowania do eurolandu. Na ten temat szef naszego rządu rozmawiał z prezesem Europejskiego Banku Centralnego, Jeanem-Claude’em Trichetem. Prasa pisała, że Tusk w tajemnicy przed Prezydentem i Prezesem NBP prowadzi negocjacje w sprawie przystąpienia Polski do ERM2. Politycy koalicji mówią, że żadnych negocjacji nie było. Wizerunkowo zyskuje premier, który ucieka się do wszystkiego, by euro było polską walutą jak najszybciej. Jedno jest jednak pewne. Warunki, jakie muszą zostać spełnione, by wstąpić do strefy euro, są określone w traktacie z Maastricht. Ich nie da się zmienić bez zmiany traktatu. A to nikomu nie jest na rękę. Najmniejsza zmiana oznaczałaby dyskusję w całej Europie. Głosowania parlamentów, w niektórych krajach referenda. W tak burzliwych czasach nikt nie myśli o zmianie traktatu.

Wyjścia zapasowe
Skoro mogą być kłopoty z wejściem do strefy euro oficjalnie, czy można to zrobić… jakoś inaczej? Teoretycznie tak. Czarnogóra w 2002 roku przyjęła euro jednostronnie. Wtedy nawet nie była niepodległym państwem. Zrobiła to dokładnie wtedy, gdy euro wprowadzały gospodarki 11 państw. Ministrowie finansów Unii się oburzali…, ale ani Unia Europejska, ani Europejski Bank Centralny euro stosować nie zabroniły. Czy to dobry pomysł? – Wchodzenie do strefy euro bez odpowiedniego przygotowania to jak przesiąść się z furmanki do rakiety kosmicznej. Nieprzygotowanych przeciążenia mogą zabić. Gospodarka kraju wstępującego do eurolandu musi być mocna i stabilna – mówi prof. Zyta Gilowska. Poza tym Czarnogóra to maleńkie, liczące 680 tys. mieszkańców państwo. Jest samodzielne od zaledwie kilku lat, a cała gospodarka opiera się na turystyce. Sytuacje Polski i Czarnogóry są diametralnie inne.

Jest jeszcze jedno wyjście. Unię można oszukać. Zrobiła to Grecja, która nigdy nie spełniała i dalej nie spełnia warunków przyjęcia euro. Z Aten do Brukseli słano jednak fałszowane dane i do strefy euro Grecja weszła. Trudno uwierzyć, by Komisja Europejska o wszystkim nie wiedziała. Jeżeli rzeczywiście tak było, to tym gorzej dla Komisji. Ale scena, w której Grecja jest besztana za manipulacje, została na międzynarodowej arenie odegrana wzorowo. Abstrahując od wielu innych czynników, po to, by do takiego „przekrętu” doszło, KE musi udawać, że nic nie widzi. A więc musi bardzo chcieć. I w tym miejscu należałoby zadać pytanie chyba podstawowe. Czy Unia w ogóle chce Polski w strefie euro? Niekoniecznie. I to nie jest kwestia kryzysu, bo Unia Polski w eurolandzie nie chciała chyba nigdy. Wtedy, gdy nałożyła na nas prewencyjną procedurę nadmiernego deficytu, czy wtedy, gdy jeszcze kilka miesięcy temu szef Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet wyrażał obawy, że Polska nie poradzi sobie z szybkim wejściem do strefy euro.

Warunki wejścia do strefy euro – tzw. korytarz ERM 2
Stabilna złotówka
– przez 2 lata przed przyjęciem euro wartość złotówki w stosunku do euro nie może zmienić się bardziej niż o +/ – 15 proc.
Pomiędzy najniższą (3,2 zł na początku sierpnia 2008 roku) a najwyższą (4,9 zł z 18 lutego 2009) ceną za jedno euro, różnica wynosiła ponad 50 proc.

Inflacja – nie może być wyższa niż 1,5 proc. powyżej średniej inflacji w trzech krajach
Unii, gdzie inflacja jest najniższa. Pod koniec 2008 roku najniższą inflację miały Holandia (2,2 proc), Portugalia (2,8 proc) i Wielka Brytania (3,1 proc). A więc średnia inflacja trzech krajów o najniższej inflacji wynosi 2,7 proc. Polska inflacja dochodzi do 4,4 proc i ma tendencję zwyżkową. W tej chwili nie spełniamy więc warunku związanego z inflacją.

Dług publiczny – nie może być większy niż 60 proc. PKB. Spełniamy ten warunek, bo w Polsce wynosi on niecałe 50 proc.

Deficyt budżetowy – nie może przekroczyć 3 proc PKB. Rząd zakłada, że w tym roku
będzie on wynosił 1,7 proc, ale to bardzo ambitny plan. Raczej mało realny do spełnienia. W 2008 roku deficyt wynosił 3,7 proc.

Stopy procentowe – nie mogą być wyższe niż 2 punkty procentowe powyżej średniej
dla trzech krajów UE o najniższej inflacji. Ze spełnieniem tego warunku także nie powinniśmy mieć problemów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.