Islandia jak Titanic

Jarosław Dudała

|

GN 43/2008

publikacja 27.10.2008 11:44

Gdy patrzy się na dzisiejszą Islandię, nasuwają się słowa Tomasza à Kempis: „Tak przemija chwała tego świata”.

Islandia jak Titanic fot. PAP/EPA/BRYNJAR GAUTI

Islandzcy bankierzy jeszcze niedawno mogli sączyć szampana, kąpiąc się w gorących źródłach. Wprawdzie kurs korony spadał już od wiosny, ale w pierwszym półroczu bieżącego roku ich firmy znajdowały się w dobrej kondycji finansowej. Były dobrze zarządzane, a ich aktywa na światowych rynkach wielokrotnie przewyższały islandzki produkt krajowy brutto. Kraj był spokojny i należał do najbogatszych w świecie. Żaden tamtejszy bank nie miał toksycznych obligacji, które pogrążyły amerykańskich gigantów.

Jednak światowy kryzys spowodował, że instytucje finansowe przestały islandzkim bankom pożyczać pieniądze albo pożyczały je bardzo drogo. To wpędziło je w kłopoty. Według „Financial Times”, islandzki rząd i bank centralny nie popisały się: kilka nieostrożnych wypowiedzi, pospieszna nacjonalizacja dwóch dużych banków, liczona w euro półmiliardowa pożyczka dla trzeciego, największego banku Landsbanki, udzielona przez bank centralny, oraz stuprocentowe państwowe gwarancje dla depozytów bankowych – wszystko to oznaczało, że państwo islandzkie, liczące zaledwie około 300 tys. mieszkańców, wzięło na swe barki zbyt wielki ciężar.

Dziurawa łódź ratunkowa
Co gorsza, wysoko oprocentowane lokaty i stuprocentowe gwarancje depozytów w islandzkich bankach skusiły także około 300 tys. brytyjskich obywateli, którzy ulokowali w nich ponad 5 mld euro. Swoje pieniądze w islandzkich instytucjach finansowych ulokowało też co najmniej 20 brytyjskich gmin. Gdy cztery brytyjskie banki stanęły na krawędzi bankructwa, islandzkie instytucje finansowe wydawały się szalupami ratunkowymi. Te jednak okazały się dziurawymi tratwami. Ze strony jednego z islandzkich banków, a także ze strony władz publicznych popłynął sygnał, że Islandia może się nie wywiązać ze zobowiązań wobec brytyjskich klientów. Nerwowa reakcja Londynu, a zwłaszcza premiera Gordona Browna, i zamrożenie aktywów islandzkiego banku internetowego na Wyspach Brytyjskich pogrążyło Islandię do reszty. Wyspa, która chlubiła się swym bogactwem i bezpieczeństwem, zaczęła tonąć niczym „Titanic”.

Prezydent w szpitalu, premier żebrze u Moskwy
Islandzka korona straciła na wartości 70 proc. Wzrost cen towarów importowanych napędza inflację. Rośnie bezrobocie. Gdy w połowie października wznowiono obrót akcjami na islandzkiej giełdzie, kursy w ciągu jednego dnia pikowały, zatrzymując się na poziomie 26 proc. wartości z chwili otwarcia. Zanim się to jeszcze stało, prezydent kraju Ólafur Ragnar wylądował z chorym sercem w szpitalu. Światową sensację wywołała wiadomość, że Islandia pożyczyła od Rosji 4 miliardy euro. – Musimy sobie szukać nowych przyjaciół – stwierdził premier Geir Haarde. Wprawdzie Rosjanie zdementowali informację o pożyczce (potem poinformowano, że trwają negocjacje), ale sama myśl, że kraj należący do NATO mógłby się tak uzależnić od Kremla, była dla wielu wstrząsająca. Bo wprawdzie Islandia nie ma nawet własnej armii, ale jest jakby niezatapialnym lotniskowcem, zacumowanym w strategicznym miejscu między Skandynawią i Ameryką Północną. Kryzys spowodował też, że islandzcy politycy – niegdyś niechętni członkostwu ich kraju w Unii Europejskiej – teraz skłaniają się ku przystąpieniu do tej wspólnoty. Unia zaś oświadczyła, że chętnie widziałaby Islandię w swym gronie.

Chciwość kosztuje
Bankowy krach ma także skutki dla mieszkańców Islandii. Ci, którzy mieli oszczędności gotówkowe, a zwłaszcza udziały w funduszach powierniczych, stracili połowę albo jeszcze więcej. Jeszcze gorzej jest z tymi (a jest ich wielu), którzy wzięli kredyty w euro, np. na zakup domu. Kredyt okazał się wyższy niż wartość ich domu, a raty miesięczne tak wysokie, że nie ma szans na ich spłacanie. – Widziałam ostatnio ogłoszenie kogoś, kto chce za kilka tysięcy euro sprzedać bardzo dobry samochód terenowy, który kosztował ponad 60 tys. euro. Problem tylko w tym, że auto było na kredyt, który urósł teraz do około 120 tys. euro – mówi matka Violetta, przeorysza znajdującego się na Islandii klasztoru polskich karmelitanek bosych. Islandczycy sami biją się w piersi: – Pokochaliśmy kredyty, bo kupowanie to obok piłki ręcznej nasz sport narodowy – w rozmowie z „Dziennikiem” samokrytycznie przyznają ludzie, dla których jeszcze niedawno posiadanie trzech samochodów, zakupy w Londynie czy Nowym Jorku i studia w USA nie były niczym nadzwyczajnym.

Rodzi się nowa Islandia
Internetowe wydanie jednej z islandzkich gazet dv.is, które regularnie zamieszcza informacje w języku polskim, opublikowało tekst pt. „Rodzi się nowa Islandia”. „Podejrzewa się, że ilość przestępstw wzrośnie, jak również ludzi, którzy potrzebują pomocy socjalnej. Społeczeństwo będzie posiadało coraz mniej i bezrobocie wzrośnie więcej, aniżeli znamy to do chwili obecnej. Ludzie mówią, że podatki wzrosną i widać będzie coraz większą różnicę pomiędzy bogatymi i biednymi w społeczeństwie. Wzrośnie również przestępczość i częściej będziemy zauważać samobójstwa, kiedy sytuacja zacznie się normować” – pisze dziennikarz. Zdaniem matki Violetty, starsi Islandczycy, którzy pamiętają jeszcze cięższe czasy, boją się bardziej. Młodsi wciąż nie wierzą w to, co się stało. – Co gorsza, nie potrafią racjonalnie wydawać pieniędzy, bo dotąd nie musieli oszczędzać i nie nauczyli się, że nie można mieć wszystkiego – mówi karmelitanka. Dodaje, że w zeszłym roku samobójstwa popełniło 50 Islandczyków. Tymczasem kryzys finansowy spowodował, że w ciągu może dwóch tygodni na swoje życie skutecznie targnęło się 5 osób.

Przytul mnie
O wisielczym humorze może świadczyć pomysł wystawienia Islandii na aukcję w internetowym portalu eBay. Wyspę o powierzchni równej jednej trzeciej powierzchni Polski wyceniono na symboliczne grosze.
By poprawić swoim pracownikom samopoczucie, islandzka gałąź wielkiego operatora komórkowego Vodafone wymyśliła „dzień przytulania”. Chodziło o to, by każdy pracownik przytulał i ściskał swoich współpracowników, podtrzymując ich tym samym na duchu podczas tej trudnej sytuacji finansowej. Podobny zwyczaj wprowadziła także inna firma telekomunikacyjna Síman. I podobno nieźle się to przyjęło. Portal dv.is informuje, że ksiądz Örn Bárður Jónsson odwiedza placówki bankowe i rozmawia z ich pracownikami. „Jest to bardziej rozległe aniżeli tylko szok finansowy. Całe społeczeństwo odczuwa wielokrotny szok z powodu krachu finansowego oraz ze względu na opinię o naszym kraju za granicą. Jest to podobne do wielkiego trzęsienia ziemi, którego epicentrum znajduje się w Islandii” – mówi ks. Jónsson. Większość Islandczyków to luteranie. Ich biskup wezwał swych duchownych (i duchowne), by wykazali w tym okresie większą gotowość do rozmów z wiernymi. – Do nas także przychodzą ludzie i proszą: „Módl się za nasz naród”. Ale to nie jest reakcja masowa – mówi matka Violetta.

Polak da radę
Kryzys odczuwają także pracujący na Islandii Polacy. Szacuje się, że jest ich tam od kilku do kilkunastu tysięcy. Na skutek spadku wartości korony ich oszczędności gwałtownie stopniały. – Z naszych rozmów wynika, że niektórzy myślą o powrocie do kraju. Ale paniki nie ma – mówi konsul generalny Rzeczpospolitej w Reykjaviku Danuta Szostak. Jej zdaniem, osoby, które pracują tylko dorywczo, mogą stwierdzić, że pobyt na Islandii jest już nieopłacalny. Ci, którzy mają stałą pracę, np. w hutach aluminium, nadal powinni zarabiać na obydwa swe domy: jeden w Polsce, drugi na Islandii. Matka Violetta od wielu Polaków słyszy, że chcieliby opuścić Islandię. – Była u nas Polka związana z Islandczykiem. Ona chciałaby wyjechać, on – zostać. To są trudne sytuacje – mówi karmelitanka. Gdyby większość naszych rodaków zdecydowała się wyjechać z wyspy, byłby to kolejny problem dla gospodarki Islandii. Polacy stanowią tak duży odsetek jej mieszkańców, że islandzkie urzędy stanu cywilnego zaczęły nawet wystawiać dokumenty w języku polskim, biblioteki zamawiały polskie książki, a kablówki puszczały polskie filmy. Na przykład w budownictwie Polacy stanowili około 70 proc. pracowników. Kto mógłby ich zastąpić? Może dawni bankierzy?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.