Dorsz w unijnej sieci

Julia Markowska

|

GN 33/2007

publikacja 16.08.2007 14:38

Polscy rybacy nie mogą łowić dorszy na Bałtyku. Zakaz obowiązuje do końca roku. Rybacy uważają, że zostali skrzywdzeni i grożą protestami.

Dorsz w unijnej sieci Przemysław Gryń

Dlaczego ja mam odpowiadać za innych? – pyta Witold Iwan, rybak z Kołobrzegu. – Od stycznia wyłowiłem niecałe sześć ton dorsza, a mam prawo do dwudziestu pięciu – tłumaczy rozżalony. – Dwukrotnie kontrolowali mnie unijni inspektorzy i wszystko było w porządku. A teraz okazuje się, że do końca roku nie będę miał z czego żyć, bo ktoś oszukiwał.

Zakaz łowienia
Od 10 lipca polscy rybacy nie mogą łowić dorsza. Zakaz wprowadziła Komisja Europejska, gdy na podstawie wielu kontroli ustaliła, iż polskie urzędy podają jej nieprawdziwe informacje o ilości złowionej ryby. Zdaniem unijnych kontrolerów, polskie statki złowiły prawie trzy razy więcej dorsza, niż pozwalają unijne limity. W środowisku rybackim zawrzało. Jedni grożą blokadą portów, inni cieszą się, że w końcu ktoś to skontrolował.
– Nie zgadzam się z decyzją Unii, jednak nie będę nawoływał do łamania prawa, bo nie chcę stanąć później przed Trybunałem Stanu – mówi minister rybołówstwa Rafał Wiechecki. – Przekazałem informację o możliwych protestach środowiska rybackiego Radzie Ministrów, ale wydaje mi się mało prawdopodobne, by premier Kaczyński podjął decyzję o nierespektowaniu tego rozporządzenia.

Zdaniem Iwana, rozporządzenie zniszczy rybołówstwo nabrzeżne. – Dorsz to nasze główne źródło utrzymania. Myślę, że bardzo boleśnie odczuje to ponad pięć tysięcy rodzin, które stracą dochody – mówi.
Członkowie sztabu kryzysowego rybołówstwa napisali list do Joe Borga, komisarza UE ds. rybołówstwa. Proszą w nim o cofnięcie zakazu połowów dorsza na wschodnim i południowym Bałtyku. Ale nie wierzą, że to wpłynie na zmianę decyzji Unii. Nie wierzą też w pomoc państwa.

Szukanie winnych
– To nie my łowimy za dużo, tylko duże statki – przekonuje Wiktor Wendorf, rybak z małej jednostki. – Oni nie patrzą na nic i łowią wszystko, co się da, a mają ku temu możliwości, bo wypływają przecież dalej niż my i mogą więcej ryby załadować na pokład. – Jeżeli nie chcemy, by ta sytuacja z zakazem powtórzyła się za rok, to trzeba przeprowadzić referendum na temat segmentacji floty. Czyli dokładnie ustalić, które statki mają prawo łowić dorsza – mówi Andrzej Gościniak, przewodniczący Stowarzyszenia Armatorów Łodziowych.

Bogdan Zaniewski z Dziwnowa jest właścicielem trzeciego co do wielkości kutra w Polsce i widzi tę sprawę zupełnie inaczej. – Ci panowie mówią nieprawdę – przekonuje. – Duża flota wyszła w morze po 20 maja, a już od 15 czerwca nie można było łowić. Znam dokumenty Morskiego Instytutu Rybactwa, z których jasno wynika, że to właśnie mała flota wyłowiła ponad 70 proc. wszystkiego. Niestety, dokumenty są tajne i nie można ich ujawnić.

Kazimierz Wojnicz, prezes Krajowej Izby Producentów Ryb, źródeł podjęcia decyzji o zakazie połowów dorsza przez KE szuka w działaniach Związku Rybaków Polskich. – To oni trąbili, że przeławiamy limity nawet siedmiokrotnie. A to są bzdury. Jako praktyk uważam, że po prostu fizycznie nie da się tego wyłowić, bo nikt nie ma takich możliwości. Wtóruje mu minister Rafał Wiechecki: – Polscy rybacy krzyczeli w pierwszym kwartale 2007 roku, że łowią kilka razy więcej, niż pozwalają im na to przepisy. – Ja później musiałem się z tego tłumaczyć w Brukseli, a w Polsce zaczęły się unijne kontrole.

Zaradzić biedzie
– Najbliższe miesiące będą najtrudniejsze dla właścicieli mniejszych jednostek i kutrów, które są ukierunkowane wyłącznie na połów dorsza – mówi Wojnicz. – Jednak myślę, że zapożyczą się i jakoś sobie poradzą, a duże jednostki po prostu skupią się na szprocie i śledziu, których wciąż wyławiamy za mało – prognozuje.

Unia Europejska wyraziła zgodę, by Polska wypłaciła rybakom odszkodowania za to, że nie mogą łowić dorsza, a ich wysokość może wynieść około czterdziestu milionów złotych. Zapytaliśmy ministra rybołówstwa, skąd mają pochodzić środki na ten cel, i usłyszeliśmy, że z budżetu oczywiście. – Z dokumentacji polskich urzędów wynika, iż nie wyłowiliśmy jeszcze 40 proc. ryby. I za tę ilość państwo polskie musi zwrócić rybakom pieniądze. Wypłaty odszkodowań ruszą w lutym 2008 roku – mówi minister.
Wyssani przez Irlandię

Z powodu problemów na Bałtyku wciąż ubywa morskich pracowników. Armatorzy kasują swoje jednostki, pracownicy wyjeżdżają za granicę. – Po prostu wielu z nich wyjechało pracować za godne pieniądze do Irlandii – opowiada Witold Iwan. – Pojawiają się głosy, że zaczniemy zatrudniać Ukraińców, jednak rybołówstwo jest jednym z nielicznych zawodów, w którym nie opłaca się im u nas pracować, bo dostają na rejs około dwustu dolarów, a u nas dostaliby pięćdziesiąt złotych – wylicza. – My dzisiaj wypłynęliśmy w rejs o trzeciej nad ranem. Wróciliśmy po sześciu godzinach i przywieźliśmy trzysta kilogramów flądry. Sprzedamy ją za sześćset złotych i teraz rozpoczniemy kombinowanie, jak te pieniądze wydać. Trzeba przecież zapłacić ZUS, podatki i wiele innych opłat.

A unijna kasa czeka
Rybacy wciąż nie wykorzystują funduszy strukturalnych na modernizację i odnowę floty rybackiej. W Sektorowym Programie Operacyjnym – Rybactwo 2004–2006 na ten cel przeznaczono ponad 27 milionów złotych. Dotychczas wykorzystano tylko niecałe 2 proc. tej sumy! – Za te pieniądze nie mogę zmodernizować silnika czy naprawić pokładu – narzeka Witold Iwan. – Z tego programu mogę kupić wyłącznie kolejną sondę czy radar, a te urządzenia już dawno kupiłem sam. Okazuje się jednak, że rybak nie do końca ma rację. Jak tłumaczy Dariusz Dybel, dyrektor departamentu rybactwa w ARiMR, modernizacja silnika wiąże się ze zmianą mocy połowowej statku, która jest ściśle określona. – Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystać z pomocy, gdy trzeba wymienić poszycie kadłuba statku czy wyremontować pokład – zapewnia.

Przy współudziale Unii będą również przeprowadzone badania populacji dorsza. Jesienią ma ruszyć program, który oszacuje, ile ryby można faktycznie wyłowić. Do uczestnictwa w nim zgłosiły się 63 jednostki. Wylosowano cztery, które będą przez rok łowić bez jakichkolwiek limitów. Będą to obserwowali naukowcy, którzy sprawdzą, jakiej wielkości są ryby i ile ich jest. Dodatkowo będzie można ustalić, jak dużo ryb może złowić dana jednostka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.